Z głębi serca

polregion.pl 7 godzin temu

Z głębi duszy

Leżąc w półśnie, Weronika rozkoszowała się ciepłem łóżka, zawieszona gdzieś między jawą a marzeniem. Choć jeszcze nie otworzyła oczu, myślała:

Jak dobrze, dziś wolne, mogę odpocząć i zająć się sobą. Nie muszę się spieszyć, słuchać narzekań pacjentów, tych prawdziwie chorych i tych, którzy tylko udają.

Spojrzała na zegarek spała długo, ale wciąż nie miała ochoty wstawać. Nagle zadzwonił telefon. Wiadomość od Marka: *Zapraszam na ryby, masz wolne, wyjeżdżamy za godzinę. Proszę, nie odmawiaj!*

Weronika uśmiechnęła się, wyobrażając sobie Marka z wędką. Pamiętała to jeszcze z czasów szkolnych. W dziesiątej klasie całe lato spędzali nad rzeką, a on zawsze z wędkami. Łowił ryby, a potem gotowali zupę na ognisku oczywiście on gotował, ona nie umiała. Ale tej zupy nigdy nie zapomniała. Wtedy wydawało jej się, iż nic smaczniejszego nie jadła.

Mieli za sobą szkolną miłość, nie myśleli, iż los ich rozdzieli. A między nimi zawsze stawała Ania, koleżanka z klasy, ale Marek sprytnie ją zbywał:

Ania, idź sobie, nie w moim typie mówił, gdy nachalnie proponowała wspólny spacer po lekcjach.

No dobrze, zobaczymy, kto jest w twoim typie odpowiadała, nie tracąc humoru, i rzucała porozumiewawcze spojrzenie w stronę Weroniki.

Ta tylko ironicznie się uśmiechała. Wiedziała, iż dla Marka liczy się tylko ona.

Po maturze Weronika dostała się na medycynę spełniła dziecięce marzenie. Marek poszedł do technikum na mechanika, nie miał głowy do książek. Tak się rozstali, ale pisali i dzwonili. Ona przyjeżdżała na wakacje z Wrocławia, on zostawał w ich małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali.

Weronika, nie zapomnij tam o mnie mówił. Tęsknię.

Co ty, Mareczku, myślę tylko o tobie. Szkoda, iż nie mogę przyjeżdżać na weekendy, osiem godzin w pociągu to za dużo.

Na wakacjach byli nierozłączni. Od rana do nocy. Marek przychodził do jej domu, gadali w altance, przeglądali zdjęcia w telefonach, szli nad rzekę. Lato mijało na pluskaniu się w wodzie i spotkaniach z przyjaciółmi.

Urodziny Marka były we wrześniu, a Weronika zawsze się martwiła:

Mareczku, choćby twoich urodzin nie możemy świętować razem dzwoniła, wysyłała kartki.

Tego roku obchodził je w knajpie z kolegami. Wpadła tam Ania z koleżanką. Po szkole nie poszła na studia, pracowała na targu, sprzedawała owoce.

Ooo, klasa! Czemu sami chłopaki? To nie wypada! zaśmiała się, siadając przy ich stoliku.

Marek, z grzeczności, zaprosił je do siebie. Siedzieli do zamknięcia lokalu. Gdy się rozchodzili, Ania odprawiła koleżankę, a jego złapała pod rękę.

Marek, musisz mnie odprowadzić, nie zostawisz dziewczyny samej na ulicy? przytuliła się, śmiejąc.

A gdzie twoja przyjaciółka?

Poszła z kimś innym.

Nie wiadomo jak, ale zaciągnęła go na swoją werandę. gwałtownie wyciągnęła z szafki butelkę wina i plastikowe kubki przygotowała to wcześniej.

No to za twoje urodziny! Nalali, wypili. Potem jeszcze raz. Marek choćby nie zauważył, kiedy się upił, a Ania wykorzystała to sprytnie. Miała już doświadczenie właściciel sklepu, w którym pracowała, często częstował ją alkoholem

Obudził się o świcie. Ania spała obok na rozkładanym fotelu. Zrobiło mu się niedobrze.

Koniec. Weronika się dowie. Ania na pewno jej powie. Nigdy mi tego nie wybaczy.

Wstał, naciągnął na siebie ubranie, złapał kurtkę i uciekł. Ania otworzyła oczy, widząc, jak gorączkowo się ubiera i znika.

Uciekaj, uciekaj. Ale teraz już mi nie uciekniesz pomyślała, cicho się śmiejąc.

Marek unikał Ani, ale ona go znajdowała. Spotykała go na ulicy, dzwoniła. Aż w końcu przyszła do jego domu. Drzwi otworzyła matka.

Ania? Co cię sprowadza? Marek jest na zajęciach, zaraz wróci.

Przyszłam, bo jestem w ciąży. Z Markiem. Chcę z nim porozmawiać, ale on mnie unika mówiła, udając łzy.

Wiedziała, iż Marek to jedyne dziecko samotnej matki, nauczycielki, która żyła tylko dla niego.

To niemożliwe wyszeptała przerażona kobieta.

A jednak. O, i Marek wskazała przez okno.

Rozmowa była ciężka. Marek przyznał się do wszystkiego, a matka nalegała:

Musisz się z nią ożenić. Trzeba ponieść konsekwencje.

Nie mógł się wykręcić. Poślubił Anię, bo nie chciał, by matka przez niego płakała.

Weronice zadzwoniła koleżanka, Lidia: *Marek ożenił się z Anią.* Nie chciała wierzyć, ale potem potwierdziła to choćby jego matka.

To znaczy, iż Marka dla mnie nie ma płakała w akademiku, a koleżanki pocieszały:

Weronika, życie tak czasem bywa. Zwłaszcza gdy jesteście daleko. Nie wiesz, jak to się stało.

Ciężko przeżyła rozstanie. Dopiero pod koniec czwartego roku Antoni rozchmurzył ją, zalecając się długo i pięknie. W piątej klasie oświadczył się zgodziła się.

Antoni pochodził z bogatej rodziny. Ojciec, dyrektor huty, zapewnił mu pracę w przychodni, a w przyszłości obiecał pomoc w otwarciu prywatnej kliniki.

Ślub był wystawny, ale od pierwszych dni małżeństwa Weronika wiedziała, iż popełniła błąd. Pracowali razem w przychodni, a po roku odkryła jego zdrady. Nie przyznał się, ale pewnego dnia zastała go z pielęgniarką w gabinecie zapomnieli zamknąć drzwi.

W domu powiedziała:

Rozwodzę się. Nie chcę tej brudnej gry.

W takim razie zwolnij się z pracy. Będzie nam tam za ciasno. Wracaj do swojego zadupia rzucił jej w twarz.

To nie zadupie, tylko mniejsze miasto odparła spokojnie, zaskoczona własnym opanowaniem. I masz rację, lepiej stąd wyjadę.

Wróciła do rodziców. Ojciec, który zawsze marzył o dużym domu i rodzinie, miał tylko ją.

Kochani, żadnych dramatów. Rozwiodłam się. Nie dogadaliśmy

Idź do oryginalnego materiału