Z mężem zaczęliśmy budowę domu, ale pieniędzy starczyło jedynie na postawienie ścian. Na dach pieniądze dała nam teściowa. Jednak wprowadzić się do domu nie mogliśmy. Wtedy moi rodzice zaproponowali swoją pomoc. Zgodziliśmy się. Z czasem przeprowadziliśmy się tam, aby mieszkać. Pewnego dnia, wracając z pracy, zobaczyliśmy na naszym podwórku obcych ludzi, którzy zachowywali się, jakby byli u siebie w domu

przytulnosc.pl 23 godzin temu

Obecnie mieszkamy z mężem w naszym własnym domu. Dom jest duży i przestronny, z piękną, dużą działką, sadem, grządką truskawek i kwietnikiem. Wszystko jest przytulne i zadbane.

Kiedy wzięliśmy ślub, kupiliśmy na kredyt kawalerkę. Urodził się nasz synek. Kiedy dorósł, miejsca w małym mieszkaniu zaczęło brakować.

Postanowiliśmy kupić domek. Miał być niewielki, może choćby stary, ale z pełnymi wygodami, żeby można było tam mieszkać, a obok budować nowy dom – nasz wymarzony.

Ostatecznie wybraliśmy i kupiliśmy działkę z małym domkiem. I rozpoczęła się budowa. Żadnych wakacji, żadnego morza. Oszczędzaliśmy na wszystkim, każdą złotówkę przeznaczaliśmy na budowę. Wylaliśmy fundamenty. Potem pomogła teściowa – sprzedała dom po babci i część pieniędzy przekazała nam. Postawiliśmy ściany, wystarczyło też na dach. Wszystkie nasze pieniądze wkładaliśmy w dom.

Zrobiliśmy już wiele w budynku, ale wciąż nie dało się w nim mieszkać. W międzyczasie urodziła się nasza córeczka. Wykorzystaliśmy zasiłek macierzyński. Zrobiliśmy podstawowe wykończenie domu i się wprowadziliśmy. Podłogi były wyłożone linoleum, a na ścianach była tylko tynk. Mimo to byliśmy szczęśliwi, bo mieliśmy swój własny dach nad głową.

Moi rodzice zaproponowali pomoc przy obłożeniu domu cegłą. Była to dla nas świetna oferta, szczególnie iż teściowa już wcześniej nam pomogła. Zdecydowaliśmy się skorzystać z tej propozycji i z euforią przyjęliśmy pomoc rodziców.

I wtedy wszystko się zaczęło. Nie mogliśmy dokończyć budowy, a oni mówili, iż wszystko nam skończyli.

Z czasem coraz częściej zaczęliśmy spotykać obcych ludzi na naszym podwórku, na tarasie lub wokół domu. Rodzice przywozili swoich znajomych, żeby pokazać dom lub po prostu spędzić czas. Wracaliśmy z pracy i znajdowaliśmy ich u siebie w domu. My piliśmy herbatę w kuchni, a przez okno widzieliśmy obcych ludzi na podwórku.

Początkowo nam to nie przeszkadzało, ale potem zaczęły się porady z każdej strony – iż coś zrobiliśmy nie tak, iż fundamenty są źle wylane i iż trzeba było zrobić inaczej. A my mieliśmy własne plany i pomysły.

W końcu doszło do kłótni. Rodzice zaczęli nas krytykować, iż oni zrobili wszystko z zewnątrz, a my choćby tapet nie możemy położyć.

Mój mąż niedługo zmienił zamek w furtce. Rodzicom kluczy nie daliśmy. To było radykalne rozwiązanie, ale nie mieliśmy wyboru – chcemy żyć własnym życiem.

Rodzice uznali, iż skoro nam pomogli, to mają prawo rządzić i wytykać nam wszystko. Może chcemy latem pojechać nad morze, a tapety położyć zimą? To nasze prawo. To nasz dom i my decydujemy, jak najlepiej wszystko zrobić.

Rodzice zrozumieli. Na początku byli trochę obrażeni, ale potem zaczęli odwiedzać nas nie jak u siebie, ale jako goście. Zawsze witamy ich serdecznie i uważamy, iż tak jest adekwatnie.

Idź do oryginalnego materiału