Z żalu w sercu

twojacena.pl 1 tydzień temu

Acha, no więc co, córeczko, pomyślałyście już? Wczoraj widziałam takiego *Opla*! Biały, z skórzaną tapicerką. Piękny. Tylko trzystu tysięcy złotych – głos Tamary Ludmiłownej brzmiał z udawaną lekkością, ale kryło się za nim wyrażne naciskanie.

Mamo… – Weronika westchnęła i zamknęła laptop. – Przecież już rozmawiałyśmy. Mamy kredyt na mieszkanie, Zuzia choruje co miesiąc. Gdzie ja ci znajdę te trzysta złotych? Poszukaj czegoś tańszego.

Z sypialni dobiegały dziecięce piski. Kacper bawił się z Zuzią, która uparcie odmawiała założenia skarpianki. Na zegarze było za 20 ósma. Za 10 minut Weronika musiała wyjść do pracy. A ta cała historia z samochodem wypłynęła akurat teraz.

Weźcie kredyt – Tamara powiedziała spokojnie, przysuuwając do siebie półmisek z ciasnkami. – Jesteście młodzi, macie staże, normalne zarobki. Nie na trumnę przecież proszę, tylko na coś pożytecznego.

Weronika gwałtownie odwróciła się do matki, zaciskając pięści.

A czym płacić, mamo? Powietrzem? Słyszysz w ogóle, co mówię? Mamy już jeden kredyt!

Tamara prychnęła, skrzyżowała ramiona i odwróciła się.

Tak, tak. Rodzice Kacpra mają samochód, a ja, jak zwykle, gdzieś na marginesie.

W tym momencie Weronika eksplodowała.

Rodzice Kacpra mają samochód, bo sami go kupili! Sprzedali stary, oszczędzali. Nikogo nie proszili. A ty dopiero co prawo karte dostałaś, a już *Opla* za trzysta tysięcy ci się zachciewa.
A dlaczego, twoim zdaniem, dopiero teraz dostałam prawo jazdy?! – wybuchnęła Tamara. – Bo ciebie wychowywałam, każdą złotówkę na ciebie wydawałam, na twój pierwszy wkład oszczędzałam! A teraz, kiedy wreszcie mogłabym coś dla siebie, dostaję od was nogę.

Weronika spojrzała na Kacpra. Ten pomagał córce wiązać buty i wyglądał na zmęczonego i zakłopotanego. Jak zwykle nie wtrącał się. Myślał, iż same się dogadają. Ale po zaciśniętych ustach było wiadomo – miał już tego dość.

Mamo, sama mi kiedyś mówiłaś, iż boisz się prowadzić. Posłuchaj, nie jesteśmy potworami. Ale nie mamy złotej karty – gniew w głosie Weroniki zastąpił zmęczenie. – I tak ci we wszystkich pomagamy. Płacimy za rachunki, dajemy na lekarstwa, prezenty, na to, na tamto…

Tamara dramatycznie chwyciła się za serce, jakby dopiero teraz przypomniała sobie o nadciśnieniu.

O, wszystko jasne. Więc teraz będziesz mi każdą złotówkę wypominać?

Weronika głośno westchnęła, jakby wypuszczała parę. W ustach miała sucho, a dłonie spocone. To nie była pierwsza rozmowa o samochodzie, ale dziś było wyjątkowo ciężko. Wszystko się pomieszało – brak snu, ciągłe zwolnienia lekarskie córki, praca, niezapłacone rachunki w skrzynce.

I wtedy Tamara rzuciła coś, co ostatecznie dobiło córkę:

A jeżeli będę siedziała z Zuzią? Jak zachoruje. Będziesz mogła pracować bez zwolnień, więcej zarobić. Wtedy spłacicie kredyt.

Weronika zamrała na kilka sekund.

Czekaj. Więc jesteś gotowa zajmować się wnuczką tylko za samochód? Bo wcześniej zdrowie ci nie pozwalało, o ile dobrze pamiętam. A na widok *Opla* ciśnienie ci spadło, czy jak?
Nie dramatyzuj – burknęła matka. – Szukam kompromisu. Żeby wszystkim było dobrze.
Kompromis to gdy obie strony ustępują. A ty po prostu się targujesz i stawiasz warunki.

Tamara gwałtownie odwróciła się i skierowała ku drzwiom.

Dobra. Wszystko z wami jasne. Żyjcie sobie beze mnie. I nie dzwoncie później, kiedy znów będzie wam potrzebna babcia. Radźcie sobie sami.

Weronika nie pobiegła za matką. Po prostu usiadła przy oknie i zamknęła oczy, próbując ogarnąć to, co się stało.

Kacper podszedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu.

Powiedziałaś dobrze – szepnął. – Szkoda tylko, iż tak wyszło.

W mieszkaniu zapanowała dziwna cisza. choćby Zuzia przestała marudzić. Tylko niespokojnie patrzyła na drzwi.

A babcia na zawsze poszła? Już do niej nie pójdziemy?

Weronika nie wiedziała. W sercu gotowały się zmęczenie, złość i dziecinna ura. Tyle razy pomagali matce po prostu, bo trzeba. A teraz odmawia bycia babcią, dopóki nie kupią jej samochodu.

Minęły dwa miesiące od tej kłótni. W rodzinie niby się poukładało. adekwatnie – zostało po staremu. Zuzia chodziła do przedszkola, Weronika pracowała na pełenym etacie, Kacper dorabiał i rzadko bywał w domu. Nikt głośno nie mówił o Tamarze, ale wciąż była obecna – w pluszakach, które kiedyś przynosiła Zuzi, w wełnianych skarpetach, w przepisie na ich rodzinne ciasto.

A Zuzia tęskniła. Najpierw cicho, zdezorientowana, czekając. Później – z pytaniami.

Mamo, a babcia wyjechała?
Nie, po prostu… jest zajęta.
Zawsze dzwoniła, gdy kaszlałam. A teraz nie. Zapomniała o mnie?

Weronika próbowała się uśmiechać, łagodzić, tłumaczyć remontem, zniszczonym telefonem. Ale w głosie brakowało jej pewności, a w sercu Zuzi powoli kiełkował niepokój.

Wszystko zaostrzyło się pewnego wieczoru. Zuzia siedziała na kanapie z tabletem, Weronika zmyśla naczynia. Zwykły dzień – Kacper spóźniał się z pracy, na kuchni gotował się zupa, a w skrzynce leżały niezapłacone rachunki.

Chcę zadzwonić do babci. Mogę? – nagle cicho zapytała córka, zastygając w drzwiach.

Weronika westchnęła. Wiedziała, jak to się skończy, ale skinęła głową. Niech próbuje. Może babcia w końcu odrzuci. Może zobaczy numer wnuczki i zmięknie.

W słuchawce rozlegały się sygnały, aż włączyła się automatyczna sekcja: „Proszę zostawić wiadomość”. Zuzia wybrała ponownie. I jeszcze raz. Po czwartej próbie, gdy znów nikt nie odebrał, rozpłakała się.

Nie histerycznie, nie ze złości, tylko cicho. Tak płaczą dzieci, które nie rozumieją, co zrobiły źle i co teraz.

Weronika pTamara otworzyła drzwi nieoczekiwanie następnego ranka, trzymając w rękach świeże drożdżówki i uśmiechając się niepewnie, jakby cała ta kłótnia była tylko przykrym snem, a teraz nadszedł czas, by obudzić się do wspólnego życia na nowo.

Idź do oryginalnego materiału