Z życia wzięte. "Poczułam smak wolności dopiero na starość": Ale córka uznała, iż moim obowiązkiem jest zajmować się wnukami

zycie.news 2 godzin temu
Zdjęcie: starsza Pani i wnuk @pexels


Najpierw dla męża — gotowałam, sprzątałam, wspierałam, gdy tracił pracę, chorował, milczał zbyt długo. Potem dla dzieci — szkoła, lekcje, obiady, pranie, nieprzespane noce.

A dla siebie?

Nie pamiętam. Może chwilę, gdy czytałam książkę przed snem, zanim ktoś mnie zawołał.

Kiedy przeszłam na emeryturę, poczułam się dziwnie lekko. Jakbym po raz pierwszy od lat mogła oddychać pełną piersią. Nie musiałam nigdzie biec, nikogo budzić, nikomu niczego tłumaczyć. Zaczęłam wychodzić z domu, chodzić na spacery, zapisałam się choćby do klubu seniora. Poznałam nowych ludzi, śmiałam się, tańczyłam. Po raz pierwszy od dekad czułam się… sobą.

Ale to trwało krótko. Zaledwie kilka miesięcy.

Pewnego dnia zadzwoniła córka.

— Mamo, muszę wrócić do pracy. Przedszkole zamykają na dwa tygodnie, pomożesz z chłopcami?


Oczywiście, iż pomogę — pomyślałam. Jestem matką, babcią. Tak trzeba. Ale te dwa tygodnie przerodziły się w miesiące.

Potem w lata.

Zamiast spacerów — szkoła i świetlica. Zamiast książek — bajki w telewizji. Zamiast tańców — gotowanie, pranie i odrabianie lekcji. Zamiast wolności — obowiązek.

Na początku mówiłam sobie, iż to tylko chwilowe. Że dzieci dorosną, iż córka sobie poradzi.
Ale za każdym razem, gdy próbowałam się wycofać, słyszałam:


— Mamo, przecież i tak masz czas.


— Mamo, oni cię tak kochają.


— Mamo, co byśmy bez ciebie zrobili?

A ja coraz częściej miałam wrażenie, iż nie jestem już osobą, tylko funkcją — babcią na zawołanie. Zniknęła moja wolność, moje plany, moja radość. Znów byłam potrzebna. Ale nie z wyboru — z obowiązku.

Któregoś dnia spojrzałam w lustro i nie poznałam siebie. Zmęczone oczy, twarz starsza niż pamiętałam. W środku we mnie rosła złość, a zaraz potem wstyd, iż w ogóle ją czuję. Bo jak można mieć żal o to, iż własne dziecko prosi o pomoc?

Ale można. Bo pomoc zamieniła się w poświęcenie. A poświęcenie — w utratę siebie.

Kiedyś powiedziałam córce:


— Wiesz, ja też mam prawo do życia.


Zaśmiała się.


— Ale mamo, przecież masz! Dzieci to życie, nie?

Nie odpowiedziałam. Bo co mogłam powiedzieć? Że marzę o jednym wolnym dniu?
O chwili ciszy? O tym, żeby ktoś zapytał: „A czego ty chcesz, mamo?”

Czasem wieczorem, gdy wnuki już śpią, siedzę na balkonie i słucham, jak w oddali ktoś gra na gitarze. Wyobrażam sobie, iż to ja siedzę gdzieś daleko — nad morzem, z książką, z herbatą, z nikim obok. Że wreszcie nikt niczego ode mnie nie chce.

Ale rano znów budzi mnie dziecięcy krzyk, telefon, prośba, obowiązek. I znów staję na nogi, jak żołnierz, który już dawno chciał złożyć broń, ale nikt mu nie pozwolił.

Bo choć kocham ich wszystkich bardziej niż życie — to wiem, iż ja swoje oddałam już dawno temu. A teraz żyję cudzym.

Idź do oryginalnego materiału