Pewnego popołudnia burza rozpętała się w naszym domu niczym piorun uderzający w ziemię. Stałem na progu mojego pokoju, patrząc na walczących ze sobą ludzi: mojego syna i jego żonę.
- Odmówiłeś oddania swojego pokoju naszemu dziecku! Jesteś samolubnym dziadkiem! - krzyczała Lidka, jej głos był pełen gniewu.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Przez dziesięć lat mieszkania pod jednym dachem myślałem, iż jestem częścią rodziny. A teraz? Czułem się jak intruz we własnym życiu.
Grzegorz stanął po stronie Lidki:
- Tato, jesteś stary i słaby. Powinieneś pomyśleć o domu opieki. - Jego słowa były jak nóż wbity mi prosto w serce. Nie potrafiłem uwierzyć w to co słyszę – ich plan był jasny: chcieli mnie wyrzucić z miejsca, które było dla mnie wszystkim.
Zimny ton Lidki nie pozostawiał złudzeń: - Wybierz jego albo mnie.
W tamtym momencie poczułem przerażenie i determinację jednocześnie. Zrozumiałem nagle, iż muszę działać; nadszedł czas na decyzje.
Następnego ranka spakowałem ich rzeczy do kilku kartonów – były tam zabawki dziecięce oraz ubrania Grzegorza sprzed lat - zostawiłem je przed drzwiami wejściowymi razem z kartką: „Zamki zostały zmienione”. Kiedy wrócili do domu po całym dniu pracy (myśląc pewnie o swoim nowym życiu beze mnie), spotkali się z zimnym powietrzem korytarzy.
Ich krzyki przerwały spokój sąsiedztwa:
- Tato! Otwórz!
- Czuję się świetnie! Pierwszy raz od lat! - odpowiedziałem im radośnie przez zamknięte drzwi; moje serce biło mocno od emocji ulgi i wolności.
Siedząc przy stole kuchennym z filiżanką herbaty, wyobrażałem sobie te wszystkie chwile szczęścia sprzed tragedii - wiedziałem już jedno: ten dom znów będzie mój!
Kiedy młodzi gorączkowo starali się przekonać mnie do otwarcia drzwi – twierdzili nawet, iż czeka na mnie uzdrowisko - ja tylko uśmiechałem się pod nosem, myśląc o wszystkich programach telewizyjnych, których nie oglądałem od czasu gdy moja żona była jeszcze ze mną.
Z każdą chwilą ich frustracja rosła; ich krzyki stawały się coraz bardziej rozpaczliwe - ale ja bylem niezłomny jak drzewo trzymające korzenie głęboko zagłębione w ziemi mojego życia.