Dopiero za trzecim razem
Ile goryczy trzeba poznać, ile bliskich stracić, przez co przejść, by wreszcie spotkać prawdziwe szczęście?
Nad tym często zastanawiała się Danuta. Miała czterdzieści osiem lat, a wciąż czekała na coś dobrego i wierzyła. Jej życie nie było zbyt szczęśliwe, ale nie traciła ducha. Teraz jednak spotkało ją nieszczęście – stała i, starając się nie mrugać, patrzyła na płomienie pochłaniające ich dom. Iskry strzelały wysoko w nocne niebo, ogień oświetlał zebranych ludzi. Na miejsce dotarła już straż pożarna.
Utracone wszystko
Strażacy gorączkowo rozwijali węże, aż w końcu potężny strumień wody zaczął gasić pożar. Zrobiło się duszno, Danuta, zakrywając nos chusteczką, ze zgrozą patrzyła na swoją spaloną przeszłość. Spłonęło wszystko: ubrania, meble, kuchnia, cały dobytek. Nic nie zdążyli wynieść. Dom, w którym mieszkała z Szymonem ponad dwadzieścia pięć lat, stanął w płomieniach.
– Danusiu, chodź do mnie, twój Szymon już siedzi u nas na podwórku z moim mężem – ciągnęła ją za rękaw Jadwiga, sąsiadka, z którą od lat żyli w zgodzie.
– Siedzi i choćby mu się nie śni, iż to przez niego straciliśmy wszystko. Ledwie go obudziłam, gdyby nie to, zostałby tam… – cicho mówiła Danuta, a łzy spływały jej po policzkach. – Och, Jadziu, dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo przywiązałam się do tego, co tam zostało – machnęła ręką w stronę zgliszcz. – Do tych codziennych rzeczy, zdjęć, wspomnień…
– Nic się nie martw, Danusiu, jeszcze będzie dobrze. Nie masz choćby pięćdziesiątki, jesteś jeszcze młoda – próbowała ją pocieszyć sąsiadka.
Weszły na podwórko do Jadwigi, gdzie siedział Szymon, mąż Danuty, oraz Krzysztof, gospodarz. Szymon już otrząsnął się po wczorajszym pijaństwie – widocznie pożar dał mu do myślenia.
– Danuś, co się stało? – spytał żonę. – Dlaczego się spaliliśmy?
– Dlaczego? Bo zasnąłeś z papierosem w ustach. Upadł pod łóżko, a kiedy cię budziłam, już było widać płomienie – mówiła przez łzy. – Ile razy cię ostrzegałam? I co mamy? Nic.
Szymon siedział zgarbiony, po jego twarzy też płynęły łzy. Patrzył zamglonym wzrokiem w stronę domu, który kiedyś sam wybudował.
– Danuś, przebacz mi, na Boga, nie będę już pił, obiecuję ci przed sąsiadami. Jak Bóg miły, nie tknę – przeżegnał się. – Będziemy musieli zamieszkać u moich rodziców. Dom w ruinie, ale go wyremontujemy. Obiecuję.
Jego rodzice dawno odeszli, pozostawiając zaniedbany dom. Danuta i Szymon przeszukiwali pogorzelisko, ale nie znaleźli nic cennego. Szymon dotrzymał słowa – od tamtej pory nie pił, widocznie wstrząs zmienił jego życie.
Tylko wspomnienia
Danuta wracała ze sklepu i zatrzymała się przy zgliszczach swojego domu. Wspomnienia nagle ją przytłoczyły, usiadła na ocalałej ławce przy furtce. Przypomniała sobie, jak spędziła z Szymonem dwadzieścia pięć lat w tym domu. Jak cieszyli się nowym domem, wybierali tapety, farby, meble. Jak w Wigilię Szymon przynosił ogromną choinkę, a wszyscy skakali wokół niej, ubierając bombki. Ach, jak cieszyły się córki! A pierwszego stycznia biegły sprawdzić, co przyniósł im Święty Mikołaj.
– Ile dziecięcych sekretów, ile śmiechu pamiętały te ściany – myślała Danuta. – A ile moich łez? Stąd córki biegły do szkoły, a potem odfrunęły w dorosłość.
Nie potrafiły ułożyć sobie życia
Danuta miała dwie córki z pierwszego małżeństwa – bliźniaczki. Wyszła za mąż za Darka, gdy była jeszcze młoda i naiwna. Okazało się, iż byli zupełnie różni – nie potrafili ułożyć sobie życia, a choćby codzienności. Darek był niezaradny, a do tego ciągnęło go do imprez. Danuta gwałtownie zaszła w ciążę, została w domu, a on włóczył się po nocach. Urodziła dwie córki, ciągle wierząc, iż się opamięta. Mieszkali wówczas w mieście powiatowym, gdzie Darek znał pół miasta.
– Gdzie tam, żeby się opamiętał – powiedziała głośno Danuta, choćby nie zauważając, iż mówi do siebie. – Nie posłuchałam matki, a ona miała rację.
Darek miał motocykl. Pewnego dnia wracali z rodzicami Danuty ze wsi, córki zostawili u teściowej. Wpadli w wypadek – Darek zginął na miejscu, a ona długo leżała w szpitalu. Widocznie miała silnego anioła stróża, bo wyszła z tego, a dzieci nie zostały sierotami.
Były to lata dziewięćdziesiąte, Danutę zwolniono z pracy, więc postanowiła wrócić z córkami do matki na wieś. Niedaleko mieszkał Szymon z rodzicami, którzy często pili, a czasem i on z nimi.
Pewnego dnia zobaczył Danutę z córkami i od razu się zakochał. Była zgrabna i urodziwa. Podszedł i zaproponował spacer.
– Danuś, chodź na przechadzkę, pogadamy – powiedział, spotykając ją kiedyś po pracy.
Poszli, rozmawiali, ale niedługo.
– Danuś, wyjdź za mnie. Bardzo cię kocham, a twoje córki będę traktował jak własne – oświadczył się pewnego dnia. – Buduję dla nas dom.
Zgodziła się. Wiedziała, iż go nie kocha, ale chciała, by córki miały dom i pełną rodzinę. Szymon był pracowity, opiekuńczy. Kochał Danutę i dziewczynki. Tylko jego rodzice ciągle go wciągali w picie, a on nie zawsze potrafił odmówić. Z czasem sam się uzależnił. To przysparzało Danucie wiele cierpienia – może zagłuszał w ten sposób ból, widząc, iż ona go nie kocha.
– Dlaczego w życiu ciągle mi się nie wiedzie? – myślała Danuta, siedząc na ławce. – Kiedy w końcu będę szczęśliwa? Jedyna euforia to córki – wyrosły na dobre kobiety, ułożyły sobie życie.
I znów nieszczęście
Ale to nie był koniec jej cierpień. Szymon wyremontował dom po rodzicach, nie pił – jakby olśniło go światło. Po pożarze ich życie zaczęło się układać, cieszyła się, iż mąż jest trzeźwy. Ale niedługo jego organizm nie wytrzymał po tym wstrząsie – dostał wylewu, a niedługo później Danuta pochowała mężaW końcu, po latach samotności, Danuta znalazła w Matwieju nie tylko pocieszenie, ale prawdziwą miłość, która rozkwitła jak kwiat po długiej zimie.