"Zabrałam dzieci do parku rozrywki, po godzinie żałowałam". Dziś wszystko musi być "pod Instagram"

mamadu.pl 12 godzin temu
Moja koleżanka wróciła z rodzinnego wypadu do parku rozrywki pod Warszawą i zamiast wspomnień z atrakcji, zapamiętała coś zupełnie innego. Zamiast euforii dzieci – kolejki, przestoje i rodzice zapatrzeni w telefony. Bo dziś dla wielu ważniejszy od wspólnej zabawy jest idealny kadr na Instagram.


Wakacyjny wyjazd do parku rozrywki z rodziną


Ostatnio spotkałam się z koleżanką, którą znam jeszcze z czasów szkoły. Nasze rozmowy często krążą wokół dzieci, bo obie jesteśmy mamami chłopców, choć jej synowie są nieco starsi od moich. Rozmawiałyśmy o wakacjach, wyjazdach, atrakcjach dla dzieci. I wtedy opowiedziała mi coś, co – przyznam – dało mi do myślenia.

Byli ostatnio w jednym z parków rozrywki pod Warszawą. Tych większych, ze zjeżdżalniami, kolejkami górskimi, mini karuzelami, kulkami, zamkami i wszystkimi możliwymi atrakcjami dla dzieci.

"Sam park rewelacja!" – mówiła z entuzjazmem, polecając mi go na wakacyjny wypad. Przystosowany zarówno dla przedszkolaków, jak i starszaków. Wszystko przemyślane, bezpieczne, czyste, obsługa miła. Idealne miejsce na rodzinne popołudnie.

A jednak znajoma przyznała też, iż po godzinie zaczęła żałować, iż tam przyjechali. Nie, nie chodziło o ceny ani o brak atrakcji, problem był z czymś zupełnie innym. A mianowicie: z innymi rodzicami.

A dokładnie – z ich telefonami. "Miałam wrażenie, iż połowa dorosłych przyszła tam nie po to, żeby pobyć z dziećmi, tylko żeby zrobić im zdjęcie do social mediów" – powiedziała. I mam wrażenie, iż wcale nie przesadzała.

Rodzice pochłonięci ekranami


Opowiadała, iż niemal przy każdej atrakcji ktoś robił sesję zdjęciową: "Stań tu!", "Uśmiechnij się!", "Nie ruszaj się!", "Jeszcze raz, bo światło było złe!". Kolejki tworzyły się nie dlatego, iż dzieci bawiły się za długo na jakiejś atrakcji, tylko dlatego, iż rodzice ustawiali swoje pociechy do "idealnego kadru".

A jak już zdjęcie było zrobione, to trzeba jeszcze je podejrzeć, wybrać najlepsze, może choćby wrzucić od razu na Instagram czy relację. A dziecko? Stało obok, zaczynało z nudów narzekać, albo ciągnęło rodzica do kolejnej atrakcji, choć ten miał nos wsadzony w ekran telefona.

Moja koleżanka była zażenowana. "Ja wiem, iż fajnie mieć fotki na pamiątkę. Sama robię zdjęcia dzieciom, ale nie przyszłam tam z nimi po to, żeby spędzić godzinę z telefonem w ręku. Chciałam się z nimi bawić. Tymczasem miałam wrażenie, iż otacza mnie jakiś inny świat. Dorośli zapatrzeni w ekrany, dzieci, które uczą się od nich dokładnie tego samego".

Pomyśl, zanim wsadzisz nos w telefona


Zwróciła mi uwagę na coś jeszcze – jak często potem ci sami rodzice narzekają, iż dzieci są "ciągle wgapione w ekran", iż "tylko TikTok i YouTube" i nie potrafią się bawić jak my kiedyś na podwórku przy trzepaku. Trzeba zacząć od tego, kto ich tego uczy. Skąd mają brać przykład?

Dzieci patrzą na nas. choćby wtedy, gdy wydaje nam się, iż są zajęte zabawą. Widzą, iż zamiast spojrzeć im w oczy – patrzymy w ekran. Zamiast porozmawiać – scrollujemy. Zamiast wspólnego przeżywania przygody – łapiemy moment do rolki albo na zdjęcie profilowe.

Historia koleżanki przypomniała mi, jak byłam kiedyś z dziećmi w zoo. Mój młodszy wtedy syn nagle pokazał na żyrafę i z zachwytem zawołał: "Mamo, patrz, jak ona je liście!". A ja właśnie wtedy byłam pochylona nad telefonem, bo próbowałam ustawić filtry do poprzedniego zdjęcia z foką.

Przegapiłam ten moment i do dziś jest mi przez to głupio. Nie chodzi o to, żeby całkiem rezygnować ze zdjęć. Ale może warto ustalić sobie prostą zasadę: najpierw przeżyj, potem uwiecznij. A nie odwrotnie.

Idź do oryginalnego materiału