Zabrałam dziecku telefon. Po 2 tygodniach powiedziało coś, co wbiło mnie w fotel

mamadu.pl 4 godzin temu
Postanowiłam zrobić eksperyment i zabrałam dziecku telefon. Przez pierwsze dni miałam wrażenie, iż wywołałam wojnę domową. Obraza, fochy, cisza – wszystko naraz. Ale po dwóch tygodniach usłyszałam zdanie, które zapamiętam na zawsze.


Decyzja, której się bałam


Nie będę kłamać – bałam się tego kroku. Telefon stał się dla mojego dziecka czymś więcej niż gadżetem: był jego oknem na świat, zabawką, pocieszycielem, a czasem wręcz namiastką emocji.

Sama wmawiałam sobie, iż to "normalne", iż przecież "tak teraz mają wszystkie dzieci". Ale w pewnym momencie poczułam, iż tracę z nim kontakt. Że zamiast ze mną – rozmawia z ekranem. Więc podjęłam twardą decyzję. Zabrałam. I nie żałuję.

Było dokładnie tak, jak się spodziewałam. Płacz, złość, zamykanie się w pokoju, tupanie nogami. "Wszyscy mają, tylko ja nie!", "Jesteś okropna!". Serce bolało, ale wiedziałam, że

nie mogę się wycofać.

Patrzyłam, jak moje dziecko krąży po domu jak dzikie zwierzątko wypuszczone z klatki. Nie umiało sobie znaleźć miejsca. A mi pękało serce.

Czas ciszy i pustki


Kiedy minął pierwszy szok, przyszła cisza. Nie było już krzyku ani płaczu, ale też nie było rozmów. Dom stał się dziwnie spokojny, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle

miało jakiś sens.

Chciałam bliskości, a dostałam ciszę. Mur. Każdego dnia walczyłam ze sobą, żeby nie oddać telefonu "dla świętego spokoju".

Powolne odrodzenie


I wtedy, niezauważalnie, coś zaczęło się zmieniać, a moje dziecko zaczęło sobie szukać nowych aktywności.

Najpierw było: "Mamo, a pomożesz mi z klockami?". Potem: "Może pójdziemy na spacer i zajdziemy do lodziarni?".

Aż któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy stole i… zaczęliśmy rozmawiać. Tak po prostu. O głupotach, o szkole, o tym, co go cieszy. Widziałam, iż powoli "wraca". Że

zaczyna znowu żyć nie tylko online.

Zdanie, które wbiło mnie w fotel


Po dwóch tygodniach, kiedy kładłam go spać, spojrzał na mnie i powiedział:


"Mamo, fajnie tak z tobą być".

I to było wszystko. Jedno zdanie. Ale miało w sobie więcej niż tysiąc lajków i serduszek na ekranie. Poczułam, iż odzyskałam coś bezcennego – jego prawdziwą obecność.

Lekcja dla mnie


Zrozumiałam wtedy, iż telefon sam w sobie nie jest wrogiem. Wrogiem jest brak granic. Dzieci nie umieją same sobie ich stawiać – to nasza rola, choć kosztuje to i je, i nas.

Dziś wiem, iż warto było przejść przez te dwa tygodnie piekła, żeby usłyszeć to jedno zdanie, które przypomniało mi, iż najważniejsze rzeczy dzieją się nie na ekranie, ale między nami.

Idź do oryginalnego materiału