"Wakacje to czas do spożytkowania na naukę"
Siedziałyśmy ostatnio ze znajomą przy kawie, jak to mamy w zwyczaju co kilka tygodni. Dwie matki, które zrzucają z siebie wszystkie frustracje i negatywne emocje, jakie nazbierały nam się w pędzie codzienności. Pranie, gotowanie, odbieranie dzieci z przedszkola i szkolne dramaty nastolatków.
Nasze rozmowy zwykle krążą wokół życia rodzinnego, ale tym razem jedna historia została ze mną na dłużej. Znajoma opowiedziała mi, iż jej syn – uczeń podstawówki – musi w wakacje czytać lektury. Nie, nie dlatego, iż sam z ciekawości sięga po książki, niestety. Po prostu nauczycielka polskiego zadała im do przeczytania przez wakacje 2 czy 3 książki.
I teraz chłopiec musi nad nimi ślęczeć, bo inaczej nie wyjdzie na boisko, nie zagra w piłkę, nie spotka się z kolegami, nie odpali konsoli... Warunek jest prosty: przeczytasz dziś 15 stron – możesz robić, co chcesz. Nie przeczytasz – siedzisz w domu.
Byłam zdziwiona tymi rygorystycznymi zasadami, bo jego mama, a moja koleżanka, raczej nigdy nie stawiała aż tak mocno granic. Zaskoczyło mnie to. W pierwszym odruchu pomyślałam: no dobrze, przynajmniej się chłopak czegoś nauczy.
Znajoma tłumaczyła to bardzo racjonalnie – iż w roku szkolnym syn się nie wyrabia, iż nie ma na nic czasu, iż jak sobie teraz wypracuje nawyk krótkiej codziennej nauki, to później będzie mu łatwiej. Dodała, iż w sumie to dla jego dobra.
Lato powinno być czasem odpuszczania
Rozumiem te intencje, naprawdę. Jako mama przedszkolaków i dziennikarka, która codziennie pisze o rodzicielskich wyzwaniach, wiem, jak bardzo wszyscy chcemy dobrze. Pragniemy, żeby nasze dzieci były mądre, samodzielne, zorganizowane i sobie poradziły w życiu.
A skoro świat jest trudny i wymagający, to my – dorośli – próbujemy je do tego świata jak najlepiej przygotować.
Z drugiej strony, myślę sobie, iż przecież są wakacje. To czas na regenerację, beztroskę, zabawę, choćby nudę. Czas, kiedy głowa dziecka może na chwilę odpocząć od zadań, dzwonków, klasówek i długopisu w ręku. Czy naprawdę musimy wcisnąć edukację choćby tam, gdzie jej być nie musi? Czy czytanie książki ma być nagrodą, czy karą? A może mogłoby być po prostu przyjemnością?
Dzieci uczą się cały czas, także przez zabawę, rozmowę, ruch. Może zamiast 20 stron obowiązkowej lektury, ten chłopiec nauczyłby się czegoś cennego, biegając z kolegami po podwórku? Może zrozumiałby zasady fair play, poznał wartości takie jak odwaga czy współpraca? Może by się usamodzielnił?
Dajcie dzieciom odpoczynek od presji
Presja na rozwój i efektywne wykorzystywanie czasu przez dzieci to coś, co obserwuję bardzo wyraźnie w rozmowach z rodzicami. Często sami jesteśmy przebodźcowani i zmęczeni, a mimo to wywieramy na dzieciach presję, by były lepsze i mądrzejsze.
Tymczasem one potrzebują przede wszystkim relacji, bliskości i zwykłego luzu, bo mają wakacje. Nie chcę oceniać mojej znajomej. Wiem, iż robi to z troski, ale ta rozmowa była dla mnie sygnałem, iż czasem nasze ambicje i lęki przysłaniają nam to, co naprawdę ważne.
Że czasem wywieramy na dzieciach taką presję związaną z nauką, iż sami sprawiamy, iż one się zaczynają opierać i, jak na złość, uczą się coraz mniej. Może, zamiast zmuszać, warto raczej szukać sposobów, jak dziecko nauką zaciekawić.
Mogłoby pomóc wspólne wieczorne czytanie albo audiobook na długą podróż samochodem. I warto byłoby mu powtarzać, iż jeżeli nie przeczyta wszystkich lektur latem – świat się nie zawali. Naprawdę.