Dziś, gdy patrzę wstecz, widzę tylko pustkę, którą sam stworzyłem. Mieszkam w małym miasteczku pod Wrocławiem, gdzie stare domy skrywają wspomnienia, jakby chciały ocalić je przed zapomnieniem. Mam 54 lata i straciłem wszystko: żonę, rodzinę, pracę. Po 30 latach małżeństwa z moją ukochaną Martą porzuciłem ją dla młodszej kochanki, wierząc, iż odnajdę szczęście. Teraz jestem sam, a w sercu czuję tylko żal i świadomość nieodwracalnego błędu.
Rodzina była moim domem
Poznałem Martę, gdy oboje mieliśmy kilka ponad dwadzieścia lat. Wzięliśmy ślub, urodzili się nam dwaj synowie, a ja z dumą utrzymywałem dom. Pracowałem jako kierowca, a ona zajmowała się domem i dziećmi. Lubiłem tę stabilność, spokój. Z czasem miłość przygasła, ale myślałem, iż to naturalne – szanowaliśmy się, żyliśmy w zgodzie. Wystarczało mi to… aż do dnia, gdy pojawiła się Kinga.
Trzy lata temu w jednym z lokalnych barów spotkałem Kingę – miała 34 lata, ja 51. Była piękna, pełna życia, emanowała energią. Przy niej znów poczułem się młody. Zaczęliśmy się spotykać, a niedługo została moją kochanką. Zakochałem się jak nastolatek, marząc o nowym początku. Po dwóch miesiącach zrozumiałem, iż nie chcę wracać do Marty, nie chcę już kłamać. Uznałem, iż Kinga to moje przeznaczenie. Pewnego dnia wyznałem Marcie prawdę.
Rozwód, który zniszczył wszystko
Marta wysłuchała mnie w milczeniu – bez łez, bez krzyków. Pomyślałem wtedy, iż pewnie i ona mnie już nie kocha. To ułatwiło sprawę. Teraz wiem, jak bardzo ją zraniłem. Sprzedaliśmy nasze mieszkanie, w którym spędziliśmy większość życia. Kinga zażądała, żebym nie zostawił nic Marcie, a ja się zgodziłem. Marta kupiła maleńkie mieszkanie, a ja choćby nie próbowałem pomóc jej finansowo, choć wiedziałem, iż bez pracy będzie jej ciężko. Wtedy mnie to nie obchodziło – byłem olśniony Kingą.
Kupiliśmy z Kingą dwupokojowe mieszkanie za moje oszczędności. Synowie, gdy dowiedzieli się o rozwodzie, odwrócili się ode mnie, oskarżając mnie o zdradę matki. Zignorowałem to – Kinga była w ciąży, a ja z nadzieją wyczekiwałem narodzin naszego syna. Wierzyłem, iż to początek lepszego życia.
Oszustwo, które otworzyło mi oczy
Syn się urodził, ale życie z Kingą stało się koszmarem. Ja pracowałem, sprzątałem, gotowałem, opiekowałem się dzieckiem, a ona tylko żądała pieniędzy i znikała na całe noce. Wracała pijana, urządzała awantury. Dom tonął w chaosie, jadłem byle co, a ja czułem się coraz bardziej wyczerpany. Straciłem pracę – zasypiałem za kierownicą, byłem rozdrażniony, nie radziłem sobie. Przyjaciele szeptali, iż chłopiec nie jest mojego ojca, ale nie chciałem w to wierzyć.
Przez trzy lata żyłem w tym piekle. Mój brat, który od początku nie ufał Kindze, namówił mnie na test DNA. Wynik zniszczył wszystko: chłopiec nie był moim dzieckiem. Rozwiodłem się, a Kinga odeszła bez słowa skruchy. Zostałem sam – bez pracy, z pustym mieszkaniem i złamanym sercem. Wtedy pomyślałem o Marcie, o kobiecie, która była moim domem przez 30 lat.
Spóźnione żale
Kupiłem kwiaty, wino, tort i pojechałem do Marty. Okazało się, iż sprzedała swoje mieszkanie. Nowa właścicielka dała mi jej adres. Zapukałem, pełen nadziei. Drzwi otworzył mężczyzna – jej nowy mąż, kolega z pracy. Marta znalazła dobrą pracę, wyszła za mąż i była szczęśliwa. Spotkałem ją później w kawiarni, błagałem, by wróciła. Spojrzała na mnie z pogardą, odwróciła się i odeszła. Wtedy zrozumiałem, iż straciłem ją na zawsze.
Dziś mam 54 lata i nie mam nic. Synowie nie chcą mnie znać, pracy nie ma, oszczędności się skończyły. Mieszkam w wynajętym pokoju, żyjąc od zlecenia do zlecenia. Codziennie zadaję sobie pytanie: dlaczego odszedłem? Dlaczego uwierzyłem, iż młoda dziewczyna zastąpi rodzinę, którą budowałem przez całe życie? Moja głupota zniszczyła wszystko, a tej lekcji nie zapomnę do końca dni.
Co dalej?
Nie wiem, jak żyć. Próbować odbudować relacje z synami? Ale oni nie wybaczą mi, iż zdradziłem ich matkę. Szukać pracy? W moim wieku to prawie niemożliwe. Prosić Martę o przebaczenie? Ona jest szczęśliwa beze mnie, nie mam prawa jej niepokoić. A może po prostu pogodzić się z tą samotnością? Starzy przyjaciele mówią: „Kazik, sam jesteś sobie winien, zacznij od nowa”. Ale jak, skoro wszystko, co się liczyło, przepadło?
Chciałbym cofnąć czas, ale to niemożliwe. Chciałbym, by synowie mi wybaczyli, by Marta choć raz spojrzała na mnie bez nienawiści, bym mógł odpokutować. Ale wiem – niektórych błędów nie da się naprawić.
Moje wołanie o przebaczenie
Ta historia to moje wołanie o przebaczenie, którego pewnie nigdy nie otrzymam. Marta miała rację, idąc dalej beze mnie. Synowie mieli prawo mnie odtrącić. Chcę, żeby moje życie znów miało sens, bym mógł spojrzeć w lustro bez wstydu. W wieku 54 lat zasługuję na nowy początek, choćby jeżeli ma być samotny.
Jestem Kazik. Straciłem wszystko przez własną głupotę. Niech ten ból stanie się lekcją, ale nie poddam się, dopóki nie nauczę się na nowo żyć sam ze sobą.