To zdanie wywołuje dreszcz. Zatrzymuje scrollowanie. Wzbudza odruchową niezgodę albo – przeciwnie – ciche westchnienie ulgi. Bo ktoś wreszcie to powiedział. Wbrew wzorcom kulturowym, memom o „bezwarunkowej miłości” i instagramowym kadrom pełnym rozmazanych uśmiechów – coraz więcej kobiet przyznaje, iż żałuje, iż zostały matkami. Nie dzieci jako takich. Ale decyzji, która całkowicie odmieniła ich tożsamość, ciało, życie.
Witamy w świecie #RegrettingMotherhood.
„To nie moja bajka”
Wyobraź sobie kobietę. Ma trzydzieści kilka lat, dwójkę dzieci, mieszkanie w dobrej dzielnicy i poczucie, iż zrobiła wszystko „jak trzeba”. Tyle iż każdego dnia budzi się z myślą: „Gdybym mogła cofnąć czas…”.
Dla niektórych brzmi to jak prowokacja. Ale właśnie takie głosy – surowe, pozbawione lukru – zaczęły pojawiać się na forach, w podcastach i badaniach. Wszystko zaczęło się w 2015 roku od izraelskiej socjolożki Orny Donath, która w pracy Regretting Motherhood opisała doświadczenia kobiet, które nie chciały już dłużej milczeć. Ich szczerość była jak pęknięcie w idealnym obrazku – i jak każde pęknięcie, przyciągnęło uwagę.
Skąd bierze się żal?
Psycholodzy podkreślają, iż żałowanie macierzyństwa to nie to samo, co niekochanie dzieci. To raczej refleksja nad życiowym wyborem, który nie przyniósł oczekiwanej satysfakcji, a czasem wręcz pozbawił sensu. Bo:
- Społeczne oczekiwania są silniejsze niż indywidualna gotowość – wiele kobiet „zdecydowało się” na dziecko, bo tak wypadało, bo zegar biologiczny, bo partner, bo rodzina.
- Macierzyństwo bywa samotne, zwłaszcza gdy cała odpowiedzialność spada na barki jednej osoby, bez realnego wsparcia.
- Brakuje przestrzeni na ambiwalencję – matka ma kochać „od pierwszego wejrzenia”, a nie zastanawiać się, czy jeszcze pamięta, kim była wcześniej.
Dlaczego o tym mówić?
Właśnie dlatego. Bo jeżeli ktoś czuje, iż nie może wypowiedzieć swojej prawdy – zamyka się w niej. A samotność, poczucie winy i wstydu to mieszanka, która z czasem zamienia się w depresję, wypalenie albo agresję.
Psycholożka dr Agnieszka Stein mówi wprost: „Dzieci potrzebują szczęśliwych dorosłych, nie doskonałych. jeżeli mama jest wyczerpana, jeżeli nie ma przestrzeni na własne potrzeby, to cierpią wszyscy – i dziecko, i ona sama.” Otwarcie się na temat żalu to nie akt egoizmu, ale odwagi. Szczerości. I może – pierwszy krok do zmiany.
Hejt kontra zrozumienie
Gdy tylko taki głos pojawia się w przestrzeni publicznej – natychmiast wywołuje reakcję. Jedni piszą: „Jak można tak mówić?! Dzieci to dar!”. Inni: „Dziękuję, iż powiedziałaś to na głos. Myślałam, iż jestem jedyna”.
To właśnie ta podwójna reakcja pokazuje, jak bardzo ten temat był (i przez cały czas jest) tabu. W kulturze, która kobiecość wciąż utożsamia z macierzyństwem, każda rysa w tej opowieści boli. Ale czy nie lepiej mówić szczerze – choćby jeżeli to niewygodne?
Co dalej?
Nie chodzi o to, by zniechęcać do posiadania dzieci. Ale o to, by zrozumieć złożoność macierzyństwa. By tworzyć przestrzeń dla prawdziwych emocji – tych pięknych i tych trudnych. By wspierać kobiety nie tylko wtedy, gdy się uśmiechają z niemowlęciem na rękach, ale też wtedy, gdy płaczą po nocach, czując, iż ich życie się skończyło.
Bo może nie każda z nas urodziła się do bycia mamą. Ale każda zasługuje na to, by być wysłuchaną.
A ty? Jakie emocje budzi w tobie ten temat? Podziel się swoją opinią w komentarzu – każda perspektywa jest ważna.
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/matka-c%C3%B3rka-jedzenie-smutny-mama-6302304/
Anna Miller