Zamiana dzieci: jak siostry popełniły brzemienny w skutki błąd, który miał swoje konsekwencje przez lata

polregion.pl 6 godzin temu

Wymiana dzieci: jak siostry popełniły zgubny błąd, za który płaciły latami

Czasem jedna decyzja, podjęta w chwili zamętu i pod wpływem emocji, może zrujnić los kilku osób. Zwłaszcza gdy dotyczy tego, co najświętsze – dzieci. Tak właśnie stało się z dwiema siostrami, Kingą i Beatą, które od dziecka były nierozłączne. Żyły w zgodzie, nie kłóciły się o zabawki, miłość rodziców ani pierwsze zauroczenia. Wszystko przeżywały razem: szkolne lata, pierwsze randki, małżeństwa. Wydawało się, iż ich życie toczy się równolegle, jakby według jednego scenariusza, tylko w różnych domach.

Mężów też wybrały podobnych – Beata poślubiła Krzysztofa, Kinga – Marka. Przyjaciele z dzieciństwa, kierowcy ciężarówek, którzy rzadko bywali w domu. Siostry były z tego zadowolone – mężowie pracowali, a one trzymały się razem, jak zawsze. Kiedy jedna zaszła w ciążę, druga gwałtownie „złapała” ten sam stan. Razem chodziły na wizyty, razem wybierały szpital. Obie szczęśliwe, ale i lekko przerażone. Postanowiły nie znać płci – niech będzie niespodzianka.

Kinga marzyła o córce, Beata – o synu. Ale życie potoczyło się inaczej. Kinga urodziła chłopca, Beata – dziewczynkę. Wtedy Beata, jakby żartem, rzuciła:

— Może się zamienimy? No serio, co za pech, wszystko na opak…

Kinga nerwowo się zaśmiała, ale coś ścisnęło ją w środku. Żart nie wydał się śmieszny. Jednak Beata powtarzała to raz za razem – najpierw z uśmiechem, potem coraz poważniej. Mówiła, iż zawsze chciała syna, iż jest jej ciężko, iż tak będzie lepiej. I w końcu Kinga ustąpiła. Przypomniała sobie, jak Marek przytulał cudze córeczki na ulicy i mówił: „Chcę swoją księżniczkę…”

Mężowie byli szczęśliwi. Prezenty, kwiaty, szampan, goście. Ale Kinga za każdym razem czuła, jak serce się jej ściska, gdy widziała, jak Marek nosi na rękach nie swoje dziecko. Najpierw tłumiła początek winy. Potem próbowała przekonać samą siebie, iż postąpiła słusznie. W końcu dzieci są ze sobą spokrewnione, więc nic złego się nie stało. Ale sumienie nie dawało jej spokoju.

Wszystko się zmieniło, gdy trzy lata później Beata zmarła. Długo chorowała, cierpiała i w końcu odeszła, zostawiając swojego „syna” – w rzeczywistości rodzonego syna Kingi – pod opieką ojca. Kinga i Marek pomagali Arturowi, jak tylko mogli. A potem pojawiła się kobieta – Joanna. Spokojna, miła, wydawała się godna zaufania. choćby chłopca, Kamila, zaakceptowała. Na początku.

Lecz gdy Joanna urodziła własne dziecko, wszystko się zmieniło. Kamil stał się dla niej solą w oku. Upokarzała go, mówiła przykre rzeczy, czasem uderzyła, krzyczała bez powodu. Przed Arturem ukrywała to starannie, ale Kinga widziała wszystko. Jej serce pękało z bólu. Nie mogła już milczeć, wiedząc, iż jej syn żyje w piekle, które sama ongiś stworzyła.

Pewnego wieczoru, gdy Joanna znów wrzeszczała na chłopca, Kinga straciła cierpliwość. Zebrała Marka i Artura i wyjawiła całą prawdę. Każde słowo bolało jak kamień w piersi. Marek wpadł w szał. Najpierw nie wierzył, potem w milczeniu wyszedł z domu. Kinga płakała – ze strachu, z poczucia winy, ze świadomości, iż zrujnowała czyjeś i własne życie. Ale po dwóch dniach Marek wrócił. Powiedział, iż chce sprawdzić DNA. Po wynikach – cisza. Potem przytulenie.

— Naprawimy to – rzekł.

Proces adopcji trwał długo, ale był pewny. Joanna zrezygnowała z Kamila – obce dziecko nie było jej potrzebne. Dziewczynka – córka Beaty, którą Kinga wychowywała jak własną – została z nią. Nie znała całej prawdy i nie musiała. Najważniejsza była miłość i troska, którą Kinga dawała z całego serca.

Minęły lata. Kinga wciąż czuje się winna, ale wie, iż postąpiła słusznie, wyznając prawdę. Ocaliła swojego syna. Może późno, może przez ból, ale zdążyła. Bo w życiu ważne nie jest to, gdzie się potkniesz, ale czy masz siłę, by wstać i naprawić to, co było zepsute.

Idź do oryginalnego materiału