Jednym święta kojarzą się z rodzinną atmosferą, inni mówią wyłącznie o stresie i przepracowaniu. Bo choć z jednej strony wciąż trąbi się, iż nie trzeba tyle gotować, szykować i sprzątać każdego zakamarka w domu, to z drugiej jakoś tak dziwnie zaprosić gości i poczęstować ich jedynie wielkanocnym żurkiem. Nasza czytelniczka, Ewelina, w tym roku postanowiła przeciwstawić się tym wszystkim rodzinnym tradycjom. Powiedziała dość i wpadła na zupełnie inny pomysł.
Przychodzą jak do restauracji
"Kiedy zamieszkaliśmy w nowym, dużym domu, a było to ponad 10 lat temu, organizację Świąt Wielkanocnych wzięłam na siebie. Z racji tego, iż mam trójkę rodzeństwa, a mąż dwie siostry, gości mamy niemało. Do tego rodzice, dziadkowie i zbierze się ponad 20 osób. Wszystko na mojej głowie. Nigdy się nie zdarzyło, aby ktoś z nich zapytał, czy pomóc. By ktoś upiekł ciasto, zrobił sałatkę czy jakąś przystawkę.
Przychodzą jak do restauracji. Zasiadają za stołem i czekają, aż kelnerzy (czyli ja i mąż) wszystkich obsłużą. W sumie nie mogę mieć do nich o to pretensji, bo tak ich 'wychowałam'. Przyzwyczaiłam, iż wszystko sama organizuję, nie chcę niczyjej pomocy. Taka zosia samosia ze mnie. Jedno podgrzewam, drugie podaję, a jeszcze w międzyczasie parzę herbatę. Mąż zajmuje się głównie zbieraniem naczyń, wstawianiem zmywarki i zabawianiem gości. Nie ukrywa, iż też ma tego dość.
Męcząco i drogo
Od pewnego czasu, kiedy ceny wszystkiego tak strasznie poszły w górę, święta nie tylko kojarzą mi się z kucharzeniem, sprzątaniem i kelnerowaniem, ale też małym bankructwem finansowym. Zwracam uwagę na to, co jem i co podaję moim gościom. Mięso, ryby i nabiał zawsze kupuję ze sprawdzonego źródła. Nigdy w supermarketach czy zwykłych spożywczakach. Takie produkty są zdecydowanie droższe, ale w tym przypadku nie chcę oszczędzać.
Zawsze daję z siebie 100 proc. Staram się, by było zdrowo, smacznie i wykwintnie. Bliny z kawiorem, królik w śmietanie, kruche babeczki z serkiem i wędzonym łososiem – to moje popisowe dania. Domowego żurku z przepiórczymi jajkami oczywiście nie może zabraknąć. Do tego babka, mazurek, sernik, sałatki.
W ubiegłym roku, kiedy podliczyłam, ile kosztowało mnie zorganizowanie świąt, złapałam się za głowę. Nie dość, iż wydaję fortunę, to tak naprawdę choćby nie mam czasu usiąść i zamienić z bliskimi zdania. Dwa tygodnie przed świętami zawsze zabieram się za domowe porządki, mycie okien, pastowanie podłóg itd. itp. Przyznaję, mam tego dość. Dlatego w tym roku święta spędzę zdecydowanie inaczej.
Oszczędzę, odpocznę i wyjadę!
Już na samą myśl, iż powinnam rozpoczynać przygotowania, robi mi się słabo. Nie mam już tyle energii co kiedyś i nie mam też takiej potrzeby zadowalania wszystkich dookoła. Może się zestarzałam? A może zmądrzałam? Tegoroczne święta chciałabym spędzić
inaczej. Nie mam też najmniejszego zamiaru, po raz kolejny wydawać tyle kasy, by wszystkich gościć. Może da im to coś do myślenia, może za rok zaproszą do siebie albo chociaż zapytają, w czymś pomóc, co przygotować. Zobaczymy.
Znalazłam promocyjną ofertę pięciodniowego wyjazdu all inclusive. Słońce, basen, plaża. Pełen relaks, zero obowiązków. Mąż zachwycony, córka wniebowzięta. Rodzina, którą o tym kilka dni temu poinformowałam, niekoniecznie. No, ale nie mają innego wyjścia. Muszą zakasać rękawy, ruszyć du… i wziąć się za pieczenie serniczka. A ja pakuję się i wyjeżdżam. Możecie mi życzyć spokojnych świąt, bo wreszcie takie będą".