Zamieńmy się pokojami przez dziecko – jak bratowa próbowała wyprzeć Aleksandra z jego przestrzeni

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj chcę opowiedzieć o sytuacji mojego przyjaciela z czasów studiów. Ma na imię Krzysztof, ma dwadzieścia dwa lata i mieszka w trzypokojowym mieszkaniu rodziców na jednym z osiedli w Poznaniu. Typowa rodzina – rodzice, on i starszy brat z żoną, którzy niedawno doczekali się dziecka.

Brat Krzysia, Marek, zarabia niewiele, więc wraz z żoną Ewą i maluszkiem muszą dzielić przestrzeń z rodzicami i młodszym bratem. Każdy ma swój pokój, a kuchnia i łazienka są wspólne. Czasem bywa ciasno, ale do niedawna wszyscy żyli w zgodzie. Krzysztof nie narzekał – skupiał się na studiach, dorabiał i trzymał się na uboczu, nie wchodząc nikomu w drogę.

Pewnego dnia Ewa przyszła do niego z „ważną” propozycją:

— Krzyś, no przecież mamy małe dziecko… Może zamienimy się pokojami? Twój jest od słonecznej strony, a u nas wieczny półmrok i chyba choćby wilgoć się zbiera. To niezdrowe dla niemowlaka…

Krzysztof osłupiał. Wiedział, iż owa „wilgoć” to bzdura – nikt wcześniej na to nie narzekał. Jego pokój, choć o dwa metry mniejszy, był praktyczniejszy: kwadratowy, ciepły, przytulny. W ich zaś był balkon, wąskie ściany i ciągłe przeciągi. Nie wspominając o tym, iż przez ten balkon mama suszy pranie, tata trzyma narzędzia, a Marek wychodzi tam zapalić.

Ewa nie ustępowała:

— Nasz pokój i tak jest większy! A jeżeli ci przeszkadza chłód, to jesteś facetem – po prostu uszczelnij okna. Nic trudnego!

Krzysztof gotował się w środku. Chcieli zabrać jego przestrzeń, zasłaniając się dzieckiem. Marek milczał jak zaklęty. Ani słowem nie wspomniał, iż chciałby się wyprowadzić. Tylko Ewa krążyła, namawiała, wmawiała mu, iż to słuszne, iż on ma obowiązek…

Krzysztof odmówił. Grzecznie, ale stanowczo. Nie chciał mieszkać w przechodnim pokoju z balkonem, gdzie co chwilę ktoś będzie wpadał po skarpetki, pieluchy czy papierosy. Nie chciał rezygnować z możliwości zaproszenia dziewczyny bez obawy, iż właśnie wtedy ktoś zacznie szurać w poszukiwaniu proszku.

— Pokój rodziców to ich terytorium. Pokój brata – dla jego rodziny. A mój to jedyne, co mam – powiedział Ewie. — Wybaczcie, ale nie zamierzam nic zmieniać.

Po tej rozmowie atmosfera w domu stała się gęsta. Ewa przestała się do niego odzywać, przechodziła obojętnie, rzucając kąsane spojrzenia, jakby zrobił coś strasznego. Marek udawał, iż problem nie istnieje. Rodzice nie wtrącali się, zachowując neutralność.

Krzysztof to widział, ale nie przejmował się. Wiedział, iż Ewa stosuje prostą taktykę – naciskać przez „dobroć”, „troskę” i „potrzeby dziecka”. Tylko iż w tych manipulacjach nie było miejsca na jego potrzeby.

— Nie mam nic przeciwko pomaganiu – zwierzył mi się. — Ale dlaczego zawsze mam to robić kosztem własnego komfortu? Dlaczego to ja mam ustąpić, a nie oni sami zacząć szukać rozwiązania?

Ma rację. Każdy ma prawo do swoich granic. choćby jeżeli mieszka u rodziców. choćby jeżeli ma dwadzieścia dwa lata. choćby jeżeli komuś urodziło się dziecko.

Ewa się obraziła. Oczywiście. Nie udało się jej postawić na swoim. Ale Krzysztof jest pewien – to nie jego wina. I nie zamierza czuć się winny, iż odmówił oddania jedynej przestrzeni, którą miał dla siebie.

Czasem, żeby zachować siebie, trzeba po prostu powiedzieć stanowcze „nie”.

Idź do oryginalnego materiału