Początki szkoły
"Moja córka jest od września uczennicą 1 klasy szkoły podstawowej. Na razie przecieramy szkolne szlaki, bo to moje najstarsze dziecko (dwoje pozostałych pozostało w przedszkolu), ale staramy się we wszystkim stanąć na wysokości zadania. Na razie odprowadzam córkę codziennie rano do budynku szkoły i idę z nią do klasy, żeby dobrze zapoznała się z całą trasą" – zaczyna wiadomość mama 1-klasistki.
"Plan na później jest taki, iż rano będzie chodziła sama, a po południu albo będzie wracała z koleżanką i jej mamą, która mieszka niedaleko nas, albo będzie chodziła do moich rodziców, którzy mieszkają w sąsiedztwie tej podstawówki. Wiem, iż Tosia musi nauczyć się samodzielności i odpowiedzialności, i staram się jej ją dawać, kiedy widzę ku temu okazję. Nie jest tak, iż robię wszystko za moją 7-latkę, ale przyznaję, iż początki szkoły spowodowały, iż stałam się w pewnych kwestiach bardziej opiekuńcza".
Zmuszanie do samodzielności
Monika jest jednak zdenerwowana tym, jak szkoła wymusza zachowanie dzieci i rodziców: "Nie zmienia to jednak faktu, iż uważam, iż na tę samodzielność trzeba pozwolić dziecku (i jego rodzicom) powoli, małymi kroczkami. Tymczasem szkoła córki zarządziła pewne zasady, o których dowiedziałam się na zebraniu organizacyjnym z wychowawczynią dosłownie kilka dni temu.
Nauczycielka po omówieniu z rodzicami kwestii klasowej trójki, składek itp. powiedziała, iż chciałaby też poruszyć temat odprowadzania dzieci do szkoły. Przyznała, iż doskonale rozumie rodziców, którzy chcą nauczyć dzieci drogi do szkoły, by potem one mogły chodzić same. Uczuliła jednak, iż niektórzy z nas przesadzają, towarzysząc dziecku także w szatni i odprowadzając pod same drzwi klasy.
Zaznaczyła, iż przy wejściu do szatni stoi woźna, a ona na progu klasy też pilnuje, by wszystkie dzieci dotarły do ławek. Odprowadzenie pod klasę było wg niej zasadne przez pierwszych kilka dni, ale jest już połowa miesiąca, a wielu rodziców przez cały czas jest bardzo nadgorliwych".
Szkoła zamknięta dla rodziców
"Do tego na koniec padła informacja o zasadzie, która ma w szkole obowiązywać od października, czyli o zakazie wchodzenia do budynku innych osób niż pracownicy szkoły i uczniowie. Pomyślałam, iż to dobrze ze względów bezpieczeństwa, iż nikt obcy po placówce nie będzie się plątał. W praktyce – jak wyjaśniła nauczycielka – chodzi o to, by rodzice odprowadzali dzieci pod szkołę, ale nie wchodzili z nimi do niej i nie chodzili z uczniami po szatni i szkolnych korytarzach.
Dyrekcja decyzję tłumaczy nauką samodzielności, ale muszę przyznać, iż jestem tym wkurzona. Ten zakaz sprawia, iż będę się czuła, jakbym odprowadzała dziecko do więzienia, do którego ja nie mam wstępu. Nie uważam, żeby taka zasada uczyła samodzielności. Poza tym ciekawi mnie, co zrobią nauczyciele, kiedy dzieci przed lekcjami im się zagubią. Przecież nie wszystkie są takie ułożone i roztropne, iż prosto z szatni trafią do sali lekcyjnej" – opowiada zdenerwowana czytelniczka.