Obce osoby, nieznane środowisko czy choćby chwilowy brak obecności rodziców sprawiają, iż dziecięce zachowanie potrafi się diametralnie zmienić. Ale żeby aż tak?
Nieśmiałość
Znam pewną dziewczynkę, Tosię, która w domu jest, jak mówi jej mama: "diabłem wcielonym", a w przedszkolu: "chodzącym aniołkiem".
W bezpiecznym i dobrze znanym środowisku Tosię rozpiera energia, wszędzie jej pełno, a w jej głowie rodzi się mnóstwo pomysłów. Z kolei w obecności nauczycielek, czy choćby niani, która zajmuje się dziewczynką, kiedy jest chora, Tosia jest o wiele spokojniejsza, bardziej skryta i trochę wycofana. Czy to powód do niepokoju?
Specjalistką w tej dziedzinie nie jestem, ale na podstawie obserwacji i usłyszanych historii, mogę wysnuć pewne wnioski. Dziecięca nieśmiałość, którą można zaobserwować w obecności obcych osób, jest zjawiskiem powszechnym. Dla przedszkolaków, które dopiero uczą się stawiać samodzielne kroki i nawiązywać relacje, nie do końca znane środowisko może budzić niepewność, a choćby lęk. Nieśmiałości nie trzeba się wstydzić, ale warto zrobić coś, by pomóc dziecku ją przezwyciężyć.
Tym wstępem o nieśmiałości i dwóch dziecięcych obliczach przejdę do meritum.
Dziewczynka policzkuje ojca
Na portalu Threads użytkowniczka @magdalenaf39 publikowała wpis, który od razu zwrócił moją uwagę.
"Przedszkole.
Grupa 3-latków.
Rano przychodzi zapłakana mama i mówi, iż chce porozmawiać.
– Co się stało? – pytam.
– Wie pani co, z Anią jest taki problem, iż ona bije tatę. Na początku tylko kopała, teraz policzkuje ojca.
– Yyy, no u nas jest bardzo grzeczna, nie ma żadnych konfliktów z dziećmi.
– Bardzo panią proszę o napisanie opinii, chcemy z tym iść do poradni.
Nigdy bym Anię o to nie podejrzewała 🤣" – czytam (pisownia oryginalna).
Musiałam przeczytać dwa razy, by w pełni dotarła do mnie treść wpisu. Trzyletnia dziewczynka bije, kopie i policzkuje ojca? W przedszkolu jest grzeczna i nie ma żadnych konfliktów z dziećmi. Coś mi się tu nie klei. Jednak jak widać na załączonym obrazku, są rzeczy, które, choć nie mieszczą się w naszej głowie, dzieją się naprawdę.
Ta rozmowa nie jest głupim żartem, a smutną prawdą. Nurtuje mnie tylko pytanie: dlaczego dziewczynka w stosunku do ojca zachowuje się w taki, a nie inny sposób? Co takiego się dzieje za "zamkniętymi drzwiami", iż zaczyna buzować w niej tyle emocji?
Pod wpisem pojawił się komentarz, który od razu zwrócił moją uwagę: "Jeśli jesteś pedagogiem, a tak wynika z tego postu, to emotka na końcu jest wyjątkowo nie na miejscu. Rodzice mają problem, który może być wynikiem różnych zaburzeń i chcą iść do poradni, a pani z przedszkola wyśmieje ich w socjal mediach. Profeska" – pisze jedna z czytelniczek (pisownia oryginalna).
Tu może być jakiś problem, którego nie można bagatelizować. A z tego co przeczytałam, nauczycielka w przedszkolu nie podeszła do sprawy zbyt poważnie. Odnoszę wrażenie, iż zakpiła z matki, która szuka wsparcia i pomocy. Choć do końca nie wiadomo, jaka jest prawda i czym podyktowane jest zachowanie Ani, to jedno jest pewne: trzeba zrobić wszystko, by pomóc jej opanować negatywne emocje. Wizyta u specjalisty wydaje się najlepszym rozwiązaniem.