W głowie mieszały się myśli, a w sercu kipiała zazdrość i uraza. Za co oni tak z nią postąpili? Czyż nie kochała swego męża? Czy była złą żoną i matką dla ich syna?
Lecz to, co się wydarzyło później, nie mieściło się w żadnych ramach.
Helena była przekonana, iż z mężem połączyło ich przeznaczenie. I fakt, iż z Krzysztofem żyli szczęśliwie w małżeństwie już ponad dziesięć lat, uważała za naturalny porządek rzeczy.
Tego dnia wracała do domu z delegacji, na którą wyjechała dwa dni wcześniej. Niedawno szef wezwał ją do siebie i oznajmił, iż z problemami w jednym z oddziałów nikt poza nią sobie nie poradzi.
— Tam jest robota na trzy dni, nie więcej. Pakuj się, Heleno, i choćby mi nie przychodź do głowy wymyślać wymówek. Jutro wyjeżdżasz — powiedział lekko zirytowanej kobiecie.
Helena miała własne plany na najbliższe dni, a delegacja do obcego miasta w nie nie wpisywała się. ale z szefem się nie dyskutuje. I nie można było choćby przypomnieć, iż w firmie na wyjazdy wysyłano tylko młodych. I iż to on sam kiedyś ten zwyczaj wprowadził. A ona już dawno odrobiła swoje. Teraz, po trzydziestu pięciu latach, liczyła na spokojniejszy, stabilny grafik.
— Krzysiu, jadę w sprawach służbowych. Myślę, iż na trzy dni. Dopilnuj, żeby Marek uczył się z korepetytorem, a to ostatnio wymiguje się od lekcji. A ja płacę za to niemałe pieniądze. I żeby jadł normalnie. Nie chipsy i sucharki, ale zupę i kotlety, które zostawię wam w lodówce.
— Dobrze, dopilnuję, nie martw się — mruknął obojętnie mąż, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
— I to wszystko? — zdziwiła się Helena. — To znaczy fakt, iż wyjeżdżam, w ogóle cię nie zasmucił? Słuchaj, odłóż wreszcie ten telefon!
— No przecież nie na miesiąc jedziesz. Wrócisz za trzy dni. Sama powiedziałaś. A trzy dni my z synem bez ciebie jakoś przeżyjemy.
Przy tych słowach Krzysztof w końcu podniósł wzrok na żonę i choćby się uśmiechnął.
— A czemu znów cię wysyłają, przecież już swoje odjeździłaś? — zdziwił się.
— Tam potrzebny doświadczony specjalista. Tak właśnie powiedział szef. Doświadczony i stanowczy, z charakterem! — oznajmiła Helena nie bez dumy, wiedząc, jak jest ceniona w pracy.
Podczas delegacji postanowiła się spieszyć i wrócić do domu z obcego, nieprzyjaznego miasta trochę wcześniej. Choćby tylko o jeden dzień. Ten dzień mogła spędzić w domu, podarować go sobie.
Pociąg, którym jechała Helena, zbliżał się już do przedmieść rodzinnego miasta. Była w podniosłym nastroju. Myślała z przyjemnością o tym, jak wróci do pustego mieszkania. Wyobrażała sobie tę chwilę wolności. Mąż w pracy, dziesięcioletni Marek jeszcze w szkole. I ona — sama dla siebie.
Najpierw napuści wannę z pachnącą pianą. Potem nałoży maseczki na twarz i dłonie. Może choćby się zdrzemnie — tę luksusową przyjemność Helena od dawna sobie odmawiała. A potem Marek wróci ze szkoły. Trzeba go nakarmić, pomóc z lekcjami. Bo z tą pracą to już choćby zapomniała, kiedy ostatnio poświęciła uwagę własnemu dziecku. choćby na macierzyńskim nie usiedziała spokojnie — rzuciła się w wir pracy, zostawiając dziesięciomiesięcznego Marka pod opieką ciotki-emerytki.
O powrocie nie uprzedziła męża — nie pamiętała, czy zrobiła to specjalnie. Teraz to już nie miało znaczenia. Niech będzie niespodzianka. Wróci wieczorem, a tam ukochana żona, gorąca kolacja i lekcje z synem już odrobione. Cudownie!
Wzruszona wspomnieniami, jak poznali się i nagle wzięli ślub z Krzysztofem, Helena w drodze do domu wstąpiła do sklepu, kupiła butelkę wytrawnego wina i ulubione ciasto męża. Niech ten wieczór będzie romantyczny. Tego jej się zachciało. A to ostatnio tak się od siebie oddalili — ona cała w pracy, w domu obowiązki, a Krzysztof ciągle w telefonie, choćby nie mieli o czym rozmawiać. Jak obcy, na Boga!
Otwierając drzwi do mieszkania, Helena nie od razu zrozumiała, iż ktoś w nim jest. Dopiero po włączeniu światła w przedpokoju i ujrzeniu obcych damskich butów zlodowaciała. Potem wzrok padł na lekką, jasną futrzaną kurtkę wiszącą w szafie. Tak ostro pachniała słodkimi, drażniącymi perfumami, iż aż zrobiło się jej niedobrze.
A może nie od tych perfum się źle poczuła, tylko od świadomości, iż czeka ją bardzo nieprzyjemne zdarzenie. Zamiast kąpieli, maseczek i miłego rodzinnego wieczoru z białym winem i pyszną kolacją.
Nic z tego już nie będzie. A może i samej rodziny Heleny już nie ma. Bo zdrady nie zamierza wybaczyć. Po prostu nie potrafi.
Zebrała się w sobie. Trzeba wziąć się w garść, by nie wyglądać śmiesznie i żałośnie w oczach zdradzieckiego męża i obcej kobiety, która ośmieliła się przyjść do jej domu, by zabawiać się z cudzym mężem. I zrujnować jej szczęście.
Helena słyszała śmiech i cichą rozmowę z sypialni. Sama zaś szukała czegoś, czym można by walnąć tych dwoje.
— Boże, jak mogłam do tego dopuścić? Dlaczego nie widziałam, nie czułam, iż Krzysztof tak się oddalił, iż znalazł sobie kochankę? I jeszcze mu było mało — sprowadził ją do naszego łóżka!
Cicho rozmawiała sama ze sobą, próbując się uspokoić. Znając swój gorący temperament, bała się naprawdę, iż ktoś z tej dwójki może oberwać. A to — więzienie. Więc trzeba się opanować.
W końcu, nie mogąc już dłużej powstrzymywać emocji, ruszyła do sypialni, której drzwi były teraz szczelnie zamknięte.
Po drodze zawadziła o kabel wysokiej lampy stojącej pod ścianą, która teraz wysunięta była niemal na środek pokoju, bliżej stolika. Widocznie, zanim przeszli do ciekawszej części spotkania, kochankowie pili i przekąsiali. Na stole stała butelka szampana i owoce.
Huk upadającej lampy w ciszy mieszkania zwabił uwagę tych w sypialni.
Drzwi otworzyły się natychmiast i, owinięta w prześcieradło, stanęła przed Heleną…
— Ania? — zdziwiła się. — Ty? Mój Bo— Tak, to ja, ale nie tak, jak myślisz — wyszeptała Ania, blednąc, gdy tylko zobaczyła w drzwiach roztrzęsioną Helenę, która w końcu zrozumiała, iż to nie Krzysztof, ale jego brat Wojtek zdradza w ich łóżku własną żonę, i powoli zamknęła drzwi, postanawiając nigdy nie wspominać tego dnia.