Zaproponowałam mamie, żeby u nas zamieszkała na miesiąc po urodzeniu dziecka, a ona postanowiła wprowadzić się na rok i przyprowadzić tatę

newskey24.com 5 dni temu

Trzy noce nie mogę zmrużyć oka. Sumienie gryzie mnie jak głodne zwierzę, nie dając chwili wytchnienia. Czuję, jakbym stał na skraju przepaści, rozdarty między poczuciem obowiązku a własnymi lękami. Wszystko przez to, iż moja żona jest w ósmym miesiącu ciąży, a nasze życie zaraz zmieni się na zawsze. Po ślubie wyprowadziliśmy się do Krakowa, zostawiając rodzinny dom w małej wiosce pod Lublinem, setki kilometrów stąd. Rodzice zostali tam, a my widujemy się rzadko raz oni do nas przyjadą, raz my do nich, ale te spotkania można policzyć na palcach jednej ręki.

Ostatnio, podczas jednej z takich wizyt, moja żona, Aneta, siedziała z mamą na naszej małej kuchence, popijając herbatę. Mama opowiadała, jak ciężko było jej, gdy Aneta przyszła na świat. Mówiła o samotności z niemowlęciem na rękach, o wyczerpaniu do łez i o tym, iż tylko babcia, jej własna matka, ratowała ją od rozpaczy. Te słowa poruszyły moją żonę do głębi wyobraziła siebie w tej samej sytuacji: bezradną, zagubioną, z noworodkiem. Nagle, nieoczekiwanie choćby dla samej siebie, wyrzuciła z siebie: Mamo, może przyjedziesz do nas po porodzie? Pomogłabyś nam przez jakiś czas. Oczy mamy rozbłysły, jakby dostała drugą szansę. Ale w następnej chwili zaskoczyła nas: Oj, z tatą z przyjemnością zamieszkamy u was na rok! A nasze mieszczenie wynajmiemy, żeby wam trochę dorzucić do budżetu.

Aneta zesztywniała, jakby oblano ją lodowatą wodą. Słowa mamy dudniły w jej głowie jak alarm. Kocha tatę, to pewne, ale liczyła tylko na mamę nie na rok, a na kilka tygodni, najwyżej miesiąc, żeby złapać rytm i oswoić się z macierzyństwem. A tu nagle cały rok i do tego z tatą! Przed oczami stanęła jej wizja: tata, jak zwykle, wychodzi na balkon zapalić. Gdy jesteśmy sami, przymykamy oko na ten dym, który wsiąka w wszystko. Ale z dzieckiem? Nie chce, by maluch oddychał tym smrodem, by jego drobne płuca cierpiały. A zimą? Tata będzie co chwilę otwierał drzwi balkonowe, wpuszczając mroźne powietrze. Już widzi, jak dziecko kaszle, przeziębione, a ona wpada w panikę, nie wiedząc, jak je chronić.

I to nie wszystko. Tata u nas się nudzi albo cały dzień ogląda telewizję, puszczając na cały regulator stare filmy, albo ciągnie mnie na piwo i wracamy późno w nocy. Nie mam nic przeciwko, ale z niemowlęciem w domu potrzebuję być na miejscu, a nie w knajpie z teściem. Wyobraził sobie ten rok hałas, dym, nieustanny zamęt i serce ścisnęło mu się ze strachu.

Aneta zebrała się w sobie i powiedziała mamie wprost: Mamo, zapraszam tylko ciebie. I nie na rok, tylko na miesiąc, nie dłużej. Twarz mamy ściemniała, w oczach pojawiła się gorycz. Odparła ostro: Bez taty nie przyjadę. Albo razem, albo wcale. I wyszła, zostawiając nas w ciężkiej ciszy. Teraz leżymy, wpatrując się w ciemność, a dusza rwie się na części. Czy postąpiliśmy słusznie? Może powinniśmy byli się zgodzić, stłumić obawy dla dobra mamy? Ale jak przetrwać ten rok, skoro już teraz brakuje nam tchu na samą myśl o tym?

Sumienie szepcze, iż jesteśmy egoistami, iż mama chce pomóc, a my ją odtrącamy. Ale serce krzyczy: nie damy rady, musimy chronić nasze dziecko, nasz dom, nasze nowe życie. Nie wiemy, co robić. Leżymy nocami, słuchając, jak drugie oddycha obok, i myślimy: a może się mylimy? Może mama ma rację, a my odbieramy jej szansę, by być przy nas w tak ważnej chwili? A może to my mamy rację i musimy bronić swoich granic, zanim runą pod naporem cudzych oczekiwań? Gdzie tu prawda? Toniemy w tych myślach i potrzebujemy światła, by odnaleźć drogę w tej ciemności.

Idź do oryginalnego materiału