Dziennik – 15 maja 2024
Rozdzierają mnie dwa światy i nie potrafię zdecydować, który z nich porzucić.
W czasach studenckich ożeniłem się z moją pierwszą miłością, Kingą. Była to burza uczuć, gorąca namiętność, która zaprowadziła nas przed ołtarz. Po ślubie zaczęło się zwykłe życie: praca, dom, codzienność. Urodziło nam się dwoje dzieci i, jak w każdej rodzinie, przeżywaliśmy wzloty i upadki. Były szczęśliwe chwile, były kłótnie, ale dawaliśmy sobie radę. Myślałem, iż tak już zostanie – spokojne, przewidywalne życie. Ale los miał wobec mnie inne plany i teraz stoję nad przepaścią, nie wiedząc, jak wydostać się z pułapki, w którą sam się wpędziłem.
Miałem prawie 40 lat, gdy w naszej firmie w Bydgoszczy pojawiła się ona – Martyna, nowa pracownica. Wyglądała, jakby spadła z innej planety: młoda, pewna siebie, z olśniewającym uśmiechem, jakby wyszła prosto z okładki magazynu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Myśli o niej wypełniały mi głowę, serce zaczynało bić szybciej, gdy tylko się pojawiała. Nie sądziłem, iż w moim wieku można zakochać się jak nastolatek. A jednak – Martyna odwzajemniała moje uczucia. Jej spojrzenia, niewinne flirtowanie, przypadkowe dotknięcia – wszystko to rozniecało we mnie ogień, o którym już dawno zapomniałem.
Nasz romans zaczął się przypadkiem. Jedno spotkanie, jeden wieczór – i już nie potrafiliśmy przestać. Z Martyną czułem się żywy, młody, wolny. W tych momentach nie myślałem o tym, iż zdradzam Kingę. Byłem zbyt szczęśliwy, żeby rozważać moralność. Martyna wiedziała, iż jestem żonaty, ale to jej nie powstrzymywało. Spotykaliśmy się potajemnie – w wynajętych mieszkaniach, hotelach, z dala od ciekawskich oczu. Nie zamierzałem zostawiać rodziny – wmawiałem sobie, iż dam radę utrzymać obie relacje w równowadze. Była to iluzja, ale kurczowo się jej trzymałem.
Po kilku latach Martyna oznajmiła, iż jest w ciąży. Gdy urodził się nasz syn, czułem, iż sięgam nieba. Trzymając go w ramionach, nie mogłem uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Moje dotąd stabilne życie wywróciło się do góry nogami. Znów doświadczałem emocji, o których już zapomniałem: drżenia serca, euforii, uczucia nowego początku. Ale razem z euforią pojawił się ciężar. Żyłem na dwa domy. Kinga wierzyła, iż wyjeżdżam w delegację, a ja pędziłem do Martyny i naszego syna. Byłem rozdarty, nie wiedziałem, jak wybrać. Obie kobiety były dla mnie ważne, każda na swój sposób. Kochałem je obie, ale czułem, iż tracę kontrolę.
Z czasem Martyna się zmieniła. Macierzyństwo uczyniło ją bardziej wymagającą. Wychowywała naszego syna samotnie, co odbiło się na niej piętnem. Zaczęła mi wypominać: iż za mało zarabiam, iż ich nie utrzymuję, iż zbyt rzadko bywam. „Wiedziałeś, na co się piszesz” – mówiła, a jej słowa bolały. Przecież od początku wiedziała, iż mam żonę, iż mam inną rodzinę, inne dzieci, które też muszę wspierać. Wymówki przerodziły się w awantury. Ale w domu nie było lepiej. Kinga też zauważyła, iż pieniędzy jest mniej. „Ledwo wiążemy koniec z końcem!” – krzyczała. Miotalem się między nimi, ale gdziekolwiek przyszedłem, czekała na mnie kłótnia. Moje życie zamieniło się w koszmar bez chwili spokoju.
Jestem zmęczony. Zmęczony kłamstwami, rozdartym sercem, niekończącymi się pretensjami. Każda z nich ciągnie mnie w swoją stronę, a ja nie umiem dokonać wyboru. Kinga to moja przeszłość, moja rodzina, matka moich starszych dzieci. Przeszliśmy razem tyle – myśl o jej porzuceniu rozrywa mi serce. Ale Martyna to moja namiętność, nowe życie, matka mojego syna. Bez niej nie wyobrażam sobie przyszłości. Obie są częścią mnie, ale nie potrafię dłużej żyć w tym piekle. Kogo zostawić? Kogo skrzywdzić? Miłość do nich dwóch pali mnie od środka, a ich żale spychają w otchłań rozpaczy. Stoję na rozdrożu i każdy krok wydaje się krokiem w ciemność. Jak wybrać, skoro każda decyzja będzie ciosem prosto w serce?