Zbędne usta

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Przy stole trzeba było się przesunąć. Pięciometrowa kuchnia nie mieściła już pięciu osób: dwojga dorosłych i trojga dzieci.

Konrad, przynieś taboret z salonu powiedziała matka.

Siedemnastolatek przewrócił oczami, ale posłusznie poszedł i wrócił z taboretem.

No i proszę. Odsuniemy stół i wszyscy się zmieścimy. Nic się nie stało, Maksiku, nic kobieta nie patrzyła na pięcioletniego chłopca, przez którego całe to zamieszanie miało miejsce. Zwróciła się za to do mężczyzny, który całym swoim zachowaniem wyraźnie pokazywał niezadowolenie z tych przestawianek.

Pierwszy talerz z gorącym barszczem Ewa postawiła przed głową rodziny. gwałtownie pokroiła chleb, słoninę, podała córce główkę czosnku do obrania. W mgnieniu oka na stole pojawiły się kolejne talerze. Najstarszy syn, naśladując ojca, brał kawałek razowego chleba, kładł na niego cieniutki plasterek wędzonej słoniny i wkładał do ust, przeplatając to łyżką barszczu. Główki czosnku ojciec i starszy syn gwałtownie rozdzielili między siebie, zostawiając spodek pusty.

Maks trzymał łyżkę w ręce, ale nie jadł, tylko patrzył na dwóch mężczyzn siedzących naprzeciw siebie. Tak bardzo chciał ich naśladować, ale talerze stały za daleko, nie mógł ich dosięgnąć.

Jedz dziesięcioletnia Zosia podała chłopcu kawałek chleba, a potem plasterek słoniny.

Maks chwycił je i zaczął żuć, jakby to były czekoladowe cukierki. Ewa się uśmiechnęła i też wzięła łyżkę do ręki.

Na dokładkę ojciec odmówił. Konrad tylko skinął głową. Córka poprosiła za to o sól, żeby posypać kawałek chleba. Herbatę pili w ciszy. Każdy wpatrywał się w swoją filiżankę. Sucharki i pierniki gwałtownie znikały z półmiska wszyscy się spieszyli.

Gdy skończyli kolację, Adam wstał pierwszy i powiedział:

Dzieci będą teraz jeść pierwsze, potem my z tobą. Stół za mały.

Ewa zatrzymała się z talerzem w ręce, chciała zaprotestować, ale nie sprzeciwiła się mężowi, nie zareagowała. Konrad wściekle spojrzał na chłopca gryzącego piernik.

Wczoraj ojciec wrócił do domu nie sam. Otworzył drzwi i, żeby przyspieszyć sprawę, popchnął chłopca przed sobą do mieszkania.

Wchodź, Maks Ewa stała w przedpokoju z ręcznikiem w dłoniach.

Było jasne, iż rodzice już ten moment omówili i dla nich pojawienie się Maksa w ich domu było przemyślanym krokiem.

A to kto? Konrad wyszedł z pokoju z podręcznikiem.

To Maks powiedziała matka najłagodniej, jak potrafiła.

Słyszałem, jak ma na imię. Kto to jest? powtórzył pytanie syn.

Adam z Ewą nie byli na to przygotowani. Oczywiście powinni byli wcześniej wszystko wyjaśnić dzieciom, ale nie zrobili tego, nie przywiązali wagi do tak ważnej sprawy.

Maks będzie z nami mieszkał, do waszego pokoju dodamy rozkładane krzesło.

Do naszego pokoju? Zosia też wyskoczyła do przedpokoju.

Ich pokój z bratem był podzielony szafą na dwie części i wstawienie tam jeszcze krzesła oznaczało generalną przemeblowanie. Pokój był malutki, gdzie tu jeszcze zmieścić krzesło nikt nie miał pomysłu.

Nic się nie stanie, przecież się przesuniecie.

Autorytet ojca w rodzinie był niezachwiany. Zwykle choćby nie musiał nic mówić wystarczyło surowe spojrzenie, a dzieci robiły, co trzeba, bez dyskusji.

Siedem lat temu ojciec odszedł z rodziny. Wybuchł straszny skandal. Zawsze spokojna matka płakała i histeryzowała, błagając, żeby nie zostawiał jej z dwójką małych dzieci. Ale Adam po prostu spakował jedną torbę i wyszedł. Zakochał się. Poznał Jolantę w fabryce i nie mógł już myśleć o niczym innym. Dzieci go nie zatrzymały. Dwa lata później wrócił. Z tą samą torbą. Nie przepraszał, po prostu stanął w otwartych drzwiach i powiedział:

jeżeli wniosek o rozwóz już złożyłaś, to odejdę. Tam wszystko bezpowrotnie.

Ewa nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Ile dni i nocy czekała na ten moment, jak bardzo było jej ciężko. I oto jest. A nie ma co powiedzieć. Wybaczyła dawno. Po prostu chciała go zobaczyć.

Prawie rok żyli jak sąsiedzi, aż Adam w końcu wszystko wyznał żonie i poprosił o przebaczenie. Ewa odtajała, wszystko wróciło na swoje tory, choć z lekkim przesunięciem. A potem pojawił się Maks.

Ta kobieta, Jolanta, nie była chora, nic się z nią nie stało po prostu nie potrzebowała dziecka, przeszkadzał jej w życiu, w locie ważki. A urodziła tylko dlatego, iż fabryka dawała pokój i można było załatwić sprawę mieszkania.

Zabieraj go, albo oddam do domu dziecka oświadczyła Adamowi, gdy ten przyszedł się z synem zobaczyć.

Gdzie ja go zabiorę, nas w dwupokojowym mieszkaniu jest czworo?

Nie wiem gdzie wzruszyła ramionami Jolanta. Jak rodziłam, nie pytałeś się, gdzie go wtedy podziać.

Myślałem, iż mnie kochasz i chcesz Maksia.

Ha. Myślał. Masz czas do końca miesiąca, pierwszego mam wolne i oddam twojego syna do domu dziecka, jeżeli go nie zabierzesz.

Oczywiście straszyła, wiedziała, jak Adam jest przywiązany do syna i nigdy by na to nie pozwolił. Tak się też stało.

Ewa natychmiast zgodziła się przyjąć chłopca, bez wahania. Nie robiła różnicy między dziećmi, starała się dawać każdemu to, czego najbardziej potrzebował. Starała się kochać jednakowo.

Czas mijał. Kupili duży rozkładany stół do kuchni, żeby wszyscy mogli siadać razem. Dla Zosi udało się odgrodzić kąt w salonie, żeby zrobić miejsce dla synów w pokoju wyszło całkiem nieźle: z jednej strony przy oknie stół, z drugiej ściana z szafą i łóżko.

Konrad już poszedł na studia, a Maks zaczął szkołę. Wydawało się, iż wszyscy powinni się już przyzwyczaić, poukładać. Ale Konrad coraz częściej okazywał niezadowolenie z młodszego brata. choćby to, iż mieli tego samego ojca i byli rodzonymi braćmi, nie miało znaczenia. Matka interweniowała delikatnie, żeby nie rozdmuchiwać konfliktu i nie urażać Maksa, łagodziła wybryki młodzieKiedy Konrad po raz pierwszy przytulił Maksa przed snem, Ewa uśmiechnęła się w duchu, wiedząc, iż ich rodzina w końcu znalazła swój spokój.

Idź do oryginalnego materiału