Zbyt późno na wybaczenie

newsempire24.com 6 dni temu

Weronika Nowak stała przy oknie, patrząc, jak dozorca zgrabia ostatnie żółte liście. Październik tego roku był wyjątkowo deszczowy, a liście przyklejały się do mokrego asfaltu, jakby nie chciały rozstać się z ziemią. W dłoni ściskała zmiętą kartkę, którą godzinę temu przyniosła sąsiadka.

— Wera, jakaś kobieta do ciebie przychodziła — powiedziała Kasia Kowalska, podając skrawek papieru. — Mówiła, iż to pilne. Nie mogła czekać, poszła w pośpiechu.

Na kartce koślawym pismem było napisane: *„Mama czeka. Przyjedź szybko. Jest bardzo źle. Alina.”*

Weronika od razu rozpoznała pismo. Alina, jej młodsza siostra, zawsze pisała jak kura pazurem. W szkole nauczyciele ciągle ją za to ganili, a ona tylko wzruszała ramionami i mówiła, iż nie zamierza zostać pisarką.

— Co się stało, Wera? Jesteś blada jak ściana — zaniepokoiła się sąsiadka.

— Nic ważnego — odparła krótko Weronika i zamknęła drzwi.

Teraz stała z tą kartką w ręku, nie wiedząc, co zrobić. Matka… Ile lat minęło od ich ostatniego spotkania? Osiem? Dziesięć? Po tamtej strasznej kłótni nie rozmawiały, nie widziały się. Weronika zabroniła choćby Alinie wspominać o niej, gdy ta odwiedzała matkę.

— Niech myśli, iż ma tylko jedną córkę — mówiła wtedy. — Skoro tak ma być, to niech tak będzie.

A wszystko zaczęło się od błahostki. Matka chciała sprzedać dom na wsi, ten sam, w którym dorastały z Aliną, gdzie spędziły dzieciństwo. Dom odziedziczyły po babci, a każda z sióstr miała prawo do połowy. Ale Weronika stanowczo sprzeciwiała się sprzedaży.

— Mamo, ty w ogóle rozumiesz, co robisz? — krzyczała wtedy w kuchni maleńkiego mieszkania. — To nasza historia! Tam tata kopał grządki, tam bawiłyśmy się z Alą w chowanego!

— Weroniko, nie histeryzuj — odpowiedziała zmęczona matka. — Dom się rozpada, dach przecieka. Nie mamy pieniędzy na remont, a podatki trzeba płacić. Lepiej sprzedać, póki jeszcze coś za niego dadzą.

— A mnie pieniądze nie obchodzą! — Weronika uderzyła pięścią w stół. — Jak sprzedasz ten dom, to dla mnie umrzesz!

Matka patrzyła na nią długo, smutno, w końcu cicho powiedziała:

— No cóż, Weroniko. Twoje prawo.

I sprzedała. Bez zgody Weroniki, załatwiając wszystko przez Alinę. Pieniądze dała młodszej córce, mówiąc:

— Niech zbiera na mieszkanie. Tyle lat w wynajmowanych męczy się.

Weronika dowiedziała się o tym przypadkiem, spotykając w autobusie sąsiadkę ze wsi.

— Ojej, Weroniko, wasz dom już rozebrali — powiedziała radośnie ciocia Zosia. — Nowi właściciele przekopali działkę pod ziemniaki. Mówią, iż będą budować domek letniskowy.

Tamtego wieczoru Weronika przyjechała do matki i wyrzuciła z siebie wszystko, co myślała. Słowa były okrutne, nieprzebaczające. Matka siedziała i płakała, a córka krzyczała i krzyczała, wylewając cały nagromadzony ból.

— Zdradziłaś mnie! Zdradziłaś pamięć taty! — szlochała Weronika. — Dla pieniędzy! Dla tej swojej Ali, która tylko umie żebrać!

— Weroniko, przestań — szeptała matka. — Proszę cię…

— Nie chcę cię więcej znać! Słyszysz? Dla mnie już ciebie nie ma!

I wyszła, zatrzaskując drzwi tak mocno, iż zadrżały szyby w oknach.

Potem były miesiące milczenia. Alina próbowała pogodzić, dzwoniła, przyjeżdżała, przekonywała.

— Wera, no ile można? Mama płacze codziennie. Mówi, iż zrobiła to dla nas, dla dzieci. Chciała, żebyśmy miały normalne mieszkanie.

— Niech płacze — odpowiadała zimno Weronika. — Trzeba było wcześniej myśleć.

— No ile można? Dom to tylko dom! A mama jest tylko jedna!

— Nie miała prawa! — Weronika podnosiła głos. — Rozumiesz? Nie miała prawa decydować beze mnie!

Alina obrażała się i odchodziła. A Weronika zostawała sama ze swoją racją i bólem.

Mijały lata. Weronika wyszła za mąż, urodziła syna Krzysia. Mąż czasem wspominał, iż warto byłoby poznać jej rodzinę.

— Jaką rodzinę? — odpowiadała krótko. — Jestem sierotą.

Marek nie nalegał. Sam miał trudną rodzinę i rozumiał, iż nie wszyscy krewni przynoszą radość.

Krzyś dorastał bez babci i cioci. Gdy pytał, dlaczego nie ma babci jak inne dzieci, Weronika mówiła, iż babcia mieszka bardzo daleko i nie może przyjechać.

— A czemu my do niej nie jedziemy? — dopytywał się chłopiec.

— Bo nie chce nas widzieć — odpowiadała matka i gwałtownie zmieniała temat.

Alina próbowała spotkać się z siostrzeńcem kilka razy. Czekała pod szkołą, dawała prezenty. Ale Weronika zabroniła synowi kontaktów z ciotką.

— Mamo, a ona jest fajna — mówił Krzyś po jednym takim spotkaniu. — Kupiła mi lody i opowiadała śmieszne historie.

— Nie rozmawiaj z nią więcej — stanowczo powiedziała Weronika. — To zła kobieta.

— Ale dlaczego?

— Bo tak mówię.

Chłopiec nie rozumiał, ale słuchał. A Weronika dzwoniła do Aliny i urządzała awanturę.

— Jak śmiesz podchodzić do mojego dziecka? Nie masz swoich, więc cudze uwodzisz?

— Wera, przecież to mój siostrzeniec! — płakała do telefonu Alina. — Przecież ja mu nie jestem obca!

— Obca! Dla nas wszyscy jesteście obcy! Zapomnij drogę do mojego syna!

I Alina więcej się nie pojawiała.

Teraz Weronika patrzyła na kartkę i czuła, jak coś ścisza jej wnętrze dziwnym, niezrozumiałym strachem. *Bardzo źle…* Co to znaczy? Chora? A może już…

Szybko wybrała numer Aliny. Telefon odebrała dopiero po kilku sygnałach.

— Tak? — głos siostry brzmiał zmęczono.

— Ala, to ja.

Cisza. Potem ciche westchnienie.

— Wera? Dostałaś wiadomość?

— Co z mamą?

— Wylew. Trzeci dzień w intensywnej terapii. Lekarze mówią… — głos Aliny drżał. — Mówią, iż szanse są nikłe.

Weronice ugięły się nogi. Osunęła się na krzesło.

— Kiedy to się staWeronika objęła syna i po raz pierwszy od lat poczuła, iż najważniejsze nie są mury, ale ludzie, którzy w nich pozostają, póki nie jest za późno, by zacząć od nowa.

Idź do oryginalnego materiału