Zdecydowałem się ignorować rodzinę

polregion.pl 1 godzina temu

Kiedyś w małych wsiach życie toczyło się wesoło młodzież chodziła na potańcówki, choćby do sąsiednich wiosek. Nie było internetu, więc ludzie bawili się, tańczyli, żartowali, a życie wyglądało zupełnie inaczej.

Weronika zakochała się w Krzysztofie z sąsiedniej wsi. Pewnego dnia przyjechał na swoim starym motocyklu na miejscową zabawę i od razu zauważył Weronikę. Była delikatna i nieśmiała, a jej rumieńce zdradzały, iż też go polubiła.

„Stachu, ta Weronika z kimś się spotyka?” spytał Krzysztof znajomego chłopaka.
„Nie, ale ma wielu adoratorów. A ty co, zakochany?” zaśmiał się Stach.
„Ładna dziewczyna” mruknął Krzysztof i postanowił nie przegapić okazji.

Muzyka rozbrzmiewała głośno, gdy podszedł do Weroniki i wziął ją za rękę, zapraszając do tańca. Cały wieczór nie odchodził od niej, czując, iż uczucie jest obustronne.

Wyszli z klubu późno, a księżyc świecił jasno.
„Werka, mam motocykl, podwiozę cię. jeżeli się boisz, możemy iść pieszo” zaproponował.
„Wolę przejść się” odparła.

Szli pod księżycem, trzymając się za ręce nikt nie był wtedy szczęśliwszy od nich. Weronika zakochała się od pierwszego wejrzenia. Choć wielu chłopakom się podobała, jej serce było wolne.

Tego wieczoru Krzysztof odprowadził ją do domu i długo stali pod bramą, niechętni do rozstania. Gdy w końcu poszła spać, nie mogła zasnąć, myśląc o nim.

– Więc to jest miłość pomyślała, gdy leżała w łóżku.

Czas mijał, Krzysztof często przyjeżdżał do wsi, aż pewnego dnia zapytał:
„Werka, może bym cię wykradł? Pobierzemy się?”
„Po co? Przecież i tak bym się z tobą zgodziła” roześmiała się.
„W takim razie czekaj na swatów!” odparł, przytulając ją.

Wkrótce przyjechał z rodzicami, by prosić o jej rękę na wozie zaprzężonym w konie, z dzwoneczkami i kolorowymi wstążkami, zupełnie jak w starych czasach.

Krzysztof był przystojny, więc Weronika zakochała się bez pamięci. Choć matka ostrzegała:
„Córko, wybrałaś bardzo przystojnego chłopaka. Tacy mężczyźni często myślą tylko o sobie…”
„Mamo, kochamy się. Wszystko będzie dobrze” zapewniała.
„Oby Bóg dał” westchnęła matka, patrząc na zięcia, który nie spuszczał wzroku z ukochanej.

Mieszkali we wsi Krzysztofa, ale młodzież ciągnęła do miasta, więc po trzech latach i narodzinach synka, także oni wyjechali.
„Jedźcie, ja zajmę się Maćkiem. A co wy tu robić będziecie? W mieście jest praca” przekonywała teściowa.

Znaleźli się w nowym świecie tłumy ludzi, fabryki, możliwości. Krzysztof gwałtownie dostał pracę w zakładzie, Weronika w szwalni.
„Werka, dali mi pokój w zakładowym internacie! Będziemy mieli własne miejsce” cieszył się mąż.
„Naprawdę? Przywieziemy Maćka, niedługo skończy trzy lata. Bardzo za nim tęsknię” uśmiechnęła się.

Życie toczyło się dalej. Maciek poszedł do przedszkola, a Weronika oznajmiła mężowi:
„Krzysiu, chyba będziemy mieli drugie dziecko.”
„Ekstra! Gdzie jeden, tam i drugi” ucieszył się.

Drugi syn, Tomek, zamieszkał z nimi już w przydziałowym mieszkaniu od zakładu. Kupili meble, Weronika zajęła się domem, Krzysztof pracował. Żyli spokojnie, bez kłótni.

Ale z czasem coś się zmieniło. W fabryce, gdzie pracował Krzysztof, było wiele kobiet, a one zaczęły mu okazywać zainteresowanie.

„Krzysiu, jeżeli cię zaproszę na urodziny, przyjdziesz?” zapytała z uśmiechem Grażyna z magazynu.
„Oczywiście! Tylko powiedz gdzie i kiedy” odparł.

Po tej imprezie zaczął zdradzać żonę. Najpierw z Grażyną, potem z innymi. Gdy Weronika zapytała, dlaczego wraca tak późno, tłumaczył się pracą.

Ale prawda wyszła na jaw. Koleżanki z szwalni powiedziały jej wprost:
„Werka, twój mąż to kobieciarz. Spotyka się nie tylko z kobietami z fabryki, ale i stąd.”
„Jak to? jeżeli ktoś kocha, nie zdradza” broniła go.
„Jesteś naiwna” westchnęły.

Wieczorem wyzwała męża. Ku jej zaskoczeniu, choćby się nie wypierał.
„Tak, mam inne kobiety. Ale to twoja wina. Zawsze zajęta dziećmi, nie masz dla mnie czasu.”
„A kiedy mam go mieć, skoro ledwo przychodzisz do domu?” odparła zraniona.

Zamilkli na długo. Potem jakoś się pogodzili, ale temat już nie wracał. Minęły lata, dzieci dorosły, Maciek skończył szkołę, Tomek był w liceum.

Aż pewnego dnia Krzysztof wrócił z pracy i oznajmił:
„Werka, odchodzę. Do młodszej.”

Nie była zaskoczona. Od dawna wiedziała, iż tak się skończy. Sam wyprowadził się, zostawiając jej mieszkanie.
„Dobrze, iż to on ode mnie odszedł. Sama nigdy bym się nie odważyła” pomyślała.

Żal przyszedł później. Było ciężko, ale z czasem zrozumiała, iż postąpiła słusznie.

Spotkała kiedyś znajomą, żonę przyjaciela Krzysztofa.
„Werka, dobrze wyglądasz! Pewnie już zapomniałaś o byłym?”
„Tak, żyję dla dzieci i wnuków” odparła.
„Wiesz, iż ta młoda go wyrzuciła?”
„Nie wiedziałam.”
„Żyje z inną, ale to nie koniec. Karma wraca…”

Nie było jej go żal.

Kiedyś Maciek przyprowadził ojca do niej.
„Mamo, niech ojciec u ciebie zamieszka. Nie ma gdzie iść, jest chory.”
„Nie. To moje mieszkanie. Nic mu nie jestem winna.” Ale w końcu ustąpiła.
„Niech zostanie, ale będzie płacił za pokój i sam się stołował.”

Sąsiadka chwaliła ją:
„Dobrze zrobiłaś, iż go przyjęłaś. Trzeba wybaczać.”
„Myślisz? On tu mieszka jak sublokator. Wzięłam go tylko przez dzieci.”
„Och, a on mówi, iż to ty go odnalazłaś i błagałaś, by wrócił!”

Weronika była wściekła. Zadzwoniła do syna”Nazajutrz kazała synowi zabrać byłego męża, bo zrozumiała, iż prawdziwy spokój przyszedł dopiero, gdy w końcu postawiła na swoim.”

Idź do oryginalnego materiału