Hotelowa półka na buty wywołała burzę
Ostatnio natknęłam się w aplikacji Threads na zdjęcie z hotelowej sali zabaw. Autorką wpisu i samego zdjęcia jest użytkowniczka o nicku ja.stecka. Widać na nim wejście z półkami na buty – całkiem porządne, nowe, przygotowane specjalnie z myślą o dzieciach.
Sugestią, iż to półka na obuwie jest fakt, iż jest ona ozdobiona odciskami śladów bucików, namalowanych farbą. Półka jest jednak praktycznie pusta, a buty dzieci są rozrzucone na całej podłodze. Leżą w nieładzie, jakby ktoś je zrzucił z nóg w locie, bo już nie mógł się doczekać zabawy.
I wiecie co? To choćby nie dziwi, bo dzieci są spontaniczne i przed salą zabaw przebierają już nogami z niecierpliwością. Ale dlaczego nikt z rodziców nie powiedział im, iż powinny postawić buty na przeznaczonej do tego półce? Przecież to nie zajmuje więcej niż kilka sekund.
Przy zdjęciu pojawił się komentarz, który dość bezpośrednio mówi o tym, iż takie zachowanie nie jest w porządku. Choć uważam, iż forma wypowiedzi jest tu jednak zbyt mocno atakująca, to autorka wpisu ma sporo racji:
"Drodzy rodzice. Dlaczego pozwalacie dzieciom na takie niechlujstwo. Hotel wymienił półki na większe, a i tak wszyscy udają, iż ich nie ma. Często dzieciaki zdejmują buty na wejściu i nie da się normalnie przejść. Serio tak trudno powiedzieć dziecku, żeby zdjęło buty i położyło na miejsce do tego przeznaczone? Przecież to jest chwila".
To brak dobrego wychowania, a nie "bezstresowe wychowanie"
Pod postem rozgorzała dyskusja, bo część rodziców poczuła się zaatakowana, pisząc, iż to nie problem, iż dzieci rzucają buty byle gdzie. Inni użytkownicy obwiniali "bezstresowe wychowanie" – iż niby to przez nie dzieci są tak nieogarnięte. Jeszcze inni wstawiali się za dziećmi, ale w taki sposób, który bardziej bronił ich własnego lenistwa niż dziecięcej natury.
Ktoś napisał: "Rozumiem, iż dorosłym, którzy robią dookoła siebie syf i melinę też tak zwracasz uwagę? W sensie, iż nie tylko dowalasz się, jak wychowują dzieci, ale iż robią syf np. przy stoliku albo dookoła i pod nim, albo w pokoju hotelowym? Przecież ogarnąć po sobie to jest chwila".
Zgadzam się z tym głosem. Dorośli też często zostawiają po sobie bałagan – rozsypane chipsy w kinie, brudny stolik w restauracji, ręczniki papierowe poza koszem na śmieci w publicznej toalecie.
Ale wiecie co? Może właśnie dlatego dzieci robią to samo. Bo widzą, iż rodzic nie sprząta po sobie, więc dlaczego one miałyby? Mam dwóch synów. Żywiołowych, gadatliwych, wszędzie ich pełno. Ale od najmłodszych lat uczymy ich z mężem, iż dobre wychowanie to nie tylko mówienie "dzień dobry" i "dziękuję".
To też szacunek dla przestrzeni wspólnej. jeżeli wchodzisz do czyjegoś domu, hotelu, sali zabaw – zachowuj się tak, jakbyś był u kogoś w gościach. A goście nie rzucają butów byle gdzie.
Wyręczamy dzieci i niczego od nich nie wymagamy
Rodzice mówią często: "On pozostało mały, co mu będę zawracać głowę". Ale właśnie od tych małych rzeczy – od postawienia butów na półce, wyrzucenia papierka do kosza – zaczyna się nauka odpowiedzialności.
Jeśli nie nauczymy dzieci porządku i kultury teraz, to potem będą dorosłymi, którzy zostawiają "syf i melinę" po sobie wszędzie, gdzie się pojawią. Nie zrzucajmy wszystkiego na "bezstresowe wychowanie".
To pojęcie, które jest dziś kompletnie niezrozumiane. W teorii miało oznaczać wychowanie w szacunku, z rozmową i wyznaczaniem granic, a nie kompletnym ich brakiem. Tymczasem wielu rodziców myli to z brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Chcesz, żeby twoje dziecko było szanowane? Żeby nikt nie mówił o nim "rozwydrzony bachor"? To zacznij od siebie i pokaż, jak się sprząta po sobie. Jak mówi się "przepraszam". Jak ustępuje się miejsca i jak myśli się o innych.
Bo jeżeli sami nie szanujemy wspólnej przestrzeni, nie uczymy dzieci kultury i empatii – to nie dziwmy się, iż potem wszyscy rodzice są wrzucani do jednego worka. Nie chodzi o to, żeby dzieci były idealne. Chodzi o to, żeby wiedziały, co wypada. A to da się osiągnąć tylko jednym sposobem – przez wychowanie.