Cienie zdrady: melodia nowego życia
Marek Kowalski coraz częściej zostawał w pracy do późna.
— Dziwne — myślała jego żona Agnieszka. — Albo siedzi w biurze do nocy, albo pędzi do kolegi Jacka do garażu. Co tam może robić niemal codziennie?
Pewnego dnia Agnieszka postanowiła wybrać się do galerii handlowej w centrum Poznania. Chciała oderwać się od myśli, a przy okazji kupić w kwiaciarni ziemię i doniczkę dla fiołków. Wchodząc do jasno oświetlonego centrum, rozejrzała się po butikach i nagle zastygła jak rażona piorunem. Przed nią szedł Marek. I nie sam — z młodą dziewczyną! Jego towarzyszka odwróciła się, a Agnieszka oniemiała, nie wierząc własnym oczom. Tę dziewczynę znała.
***
Agnieszka zatrzymała się przed klatką swojego bloku. Droga była zablokowana przez tragarzy, którzy próbowali wciągnąć do drzwi ogromny fortepian. Mimo iż nogi były odkręcone, instrument nie mieścił się w wąskim przejściu.
— Nie da rady, choćby jeżeli ściągniemy drzwi — orzekli tragarze. — Staroświecki kolos.
— Przepuście mnie, a potem róbcie, co chcecie — warknęła Agnieszka.
Zmęczony właściciel fortepianu otarł pot z czoła i westchnął:
— Wszystko już wniosłem, tylko to zostało. Gdybym mieszkał na parterze, wciągnęlibyśmy przez okno, ale jestem na piątym… — spojrzał na Agnieszkę z bezradnością.
— Ja też mieszkam na piątym, więc pan jest moim nowym sąsiadem — odparła. — Wie pan, są firmy z podnośnikami. Moja koleżanka tak wciągała kanapę na czwarte piętro. Mogę dać numer, ale to pewnie nie tanie.
Mężczyzna rozpromienił się i gorąco podziękował za pomysł. Agnieszka podyktowała numer i poszła do siebie, ale co chwilę zerkała przez okno, śledząc losy fortepianu. niedługo przyjechała platforma, i instrument bezpiecznie znalazł się w mieszkaniu. Agnieszka zdziwiła się, jak bardzo wciągnęła ją ta obca historia. Na moment zapomniała o własnych zmartwieniach.
A te zaczęły się wczoraj. Marek odszedł od niej…
To był dla Agnieszki cios. Oczywiście, zauważyła zmiany w jego zachowaniu. Stał się zdystansowany, szukał pretekstów, by wyjść z domu. Raz praca, raz garaż z Jackiem.
— Dziwne — zastanawiała się. — Co tam może robić codziennie?
Agnieszka tłumaczyła to sobie kryzysem wieku średniego. Może się w kimś zakochał, ale to minie…
W weekend wybrała się do galerii. Chciała się rozerwać, kupić coś do kwiatów. ale wśród gwaru i kolorowych witryn czekała ją niespodzianka. Na wprost szedł Marek, obejmując młodą dziewczynę. Śmiali się, szeptali sobie do ucha, ich miłość była niemal namacalna. Dziewczyna odwróciła głowę, i Agnieszka poczuła, jak zapiera jej dech. To była Kinga, jej młodsza koleżanka z pracy.
Marek, zobaczywszy żonę, zmieszał się, ale gwałtownie się pozbierał:
— W domu wszystko wyjaśnię.
Agnieszka nie śpieszyła się z powrotem. Włóczyła się po ulicach Poznania, a w głowie przewijały się wspomnienia. Kinga oczarowała Marka na firmowej imprezie rok temu. Tańczyli, wychodzili na papierosa, ale Agnieszka nie nadała temu wagi. choćby w najgorszym śnie nie przyszłoby jej do głowy, iż jej wierny, solidny Marek mógłby ją zdradzić.
Gdy wróciła, Marek już spakował rzeczy. Unikał kłótni, a Agnieszka, powstrzymując łzy, cicho zapytała:
— Co zrobiłam źle? Czego ci brakowało?
— Wszystko było w porządku — odparł, patrząc w podłogę. — Ale żyjemy z przyzwyczajenia, wszystko mdłe, nudne. Bez Kingy nie wytrzymam ani dnia. Dziękuję ci za dwadzieścia lat, za córkę. Wychowałem ją, kupiłem jej mieszkanie, wydałem za mąż. Mam prawo do szczęścia. Wybacz, jeżeli potrafisz…
Agnieszka wybuchnęła płaczem dopiero, gdy drzwi zatrzasnęły się za nim. Nigdy jeszcze nie czuła takiego bólu. Noc minęła bez snu.
Rano — zimny prysznic, delikatny makijaż, elegancki kostium. Do pracy, jak gdyby nigdy nic. Nikt nie miał zobaczyć jej słabości. Ale wiedziała: cały dział szeptał, jak Kinga zabrała jej męża.
Kinga dołączyła do ich firmy zaraz po studiach. Piękna, schludna, odpowiedzialna. gwałtownie zyskała sympatię, a Agnieszka też ją lubiła. Teraz musiała jechać do biura autobusem — Marek zawsze woził ją samochodem. W zatłoczonym pojeździe czuła się obco.
W biurze natknęła się na Kingę. Ta z zakłopotaniem przywitała się i przemknęła obok. ale pracowały w jednym pokoju. W zespole panowało napięcie: starsi współpracownicy współczuli Agnieszce, młodsi udawali, iż nic się nie stało, ale czekali na rozwój sytuacji.
Po pracy Marek czekał na Kingę przed wejściem. Agnieszka celowo się spóźniła, by nie widzieć, jak rywalka zajmuje jej miejsce w samochodzie.
W domu pochwaliła się za hart ducha. Myślała, iż Kinga liczy na jej rezygnację? Nie doczeka się! Agnieszka kochała swoją pracę, zespół, pensję. Dlaczego miałaby odejść?
Zadzwoniła córka, Marta. Próbowała pocieszyć matkę:
— Mamo, nie jesteś pierwszą ani ostatnią, którą zostawili.
Potem przyznała, iż Marek wcześniej przedstawił jej Kingę, i dobrze się dogadywały.
Agnieszka gwałtownie zakończyła rozmowę. Córka jej nie wsparła, a wiadomość o jej przyjaźni z Kingą dobiła ją. Ale Marta nie powinna wiedzieć, jak bardzo matka cierpi. Na dzieci nie można się gniewać.
Martę urodziła na pierwszym roku studiów, ale nie porzuciła nauki. Mieszkali z Markiem u jej rodziców. Matka jeszcze pracowała, ale babcia zajmowała się Martą do przedszkola. Potem rodzice wyprowadzili się na wieś, zostawiając młodym trzypokojowe mieszkanie w nadziei na wnuki. Agnieszka i Marek chcieli więcej dzieci, ale się nie udało.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
— Kto to? — pomyślała. — Może Marek czegoś zapomniał?
W progu stał nowy sąsiad.
— Chciałem jeszcze raz podziękować za pomysł z fortepianem! Poznajmy się. Jestem Tomasz, a pani?
— Agnieszka — odparła i, ku własnemu zaskoczeniu, dNieoczekiwanie uśmiechnęła się i dodała: „Może pan wpadnie na herbatę?”