Zemdlałam na Rodzinnym Spotkaniu, Ponieważ Mąż Nie Pomaga z Naszym Niemowlęciem, Żebym Mogła Odpocząć

polregion.pl 2 dni temu

Zemdlałam na rodzinnym spotkaniu, bo mój mąż nie pomagał z noworodkiem, bym mogła się wyspać

Mój mąż i ja mieliśmy być zespołem, gdy na świat przyszła nasza pierwsza córeczka – ale on się po prostu wyłączył. Byłam bliska zostawienia go, gdy jego zachowanie stało się jeszcze gorsze, aż w końcu coś strasznego wydarzyło się na oczach rodziny i przyjaciół. Na szczęście, z pomocą z zewnątrz udało się uratować nasze małżeństwo.

Otóż niedawno, ja – Kasia, 25 lat – przeżyłam jedną z najbardziej żenujących i otwierających oczy chwil w życiu. Ale od początku. Mój mąż, Marek, lat 29, i ja trzy tygodnie temu przywitaliśmy naszą piękną córeczkę, Zosię.

To cały mój świat. Jest tylko jeden problem: ilekroć proszę ojca Zosi o pomoc, słyszę: „Daj mi odpocząć, przecież macierzyński mam taki krótki!”. Zmuszona radzić sobie sama, nie spałam przez większość nocy, bo nasza malutka wymaga nieustannej opieki. To bardziej wyczerpujące, niż kiedykolwiek się spodziewałam.

Moja słodka kruszynka nie śpi dłużej niż godzinę na raz, a Marek nie zajmował się nią ani razu od narodzin! Najbardziej boli to, iż obiecał podział obowiązków po równo. Tymczasem jego „pomoc” ogranicza się do absolutnego minimum.

Było już tak źle, iż zasypiałam na stojąco – gotując lub pierąc. Ale w zeszłą sobotę przekroczyliśmy pewną granicę, i to był moment przełomowy dla nas obojga!

Zorganizowaliśmy małe przyjęcie u mojej mamy, żeby świętować pierwszy miesiąc Zosi. Mieli się w końcu poznać z nią najbliżsi. Impreza się rozkręcała, a Marek był wszędzie i opowiadał wszystkim: „Tak potrzebowałem tego urlopu, nie wyobrażam sobie, jak bym to ogarnął, pracując i zajmując się dzieckiem”. Nie wierzyłam własnym uszom, ale nie miałam siły się z nim kłócić.

Gdy krążyłam między gośćmi, udając, iż wszystko gra, mój organizm w końcu się poddał. Zrobiło mi się słabo, spociłam się i nagle – ciemność. Zemdlałam na środku pokoju.

Ocknęłam się szybko, otoczona przerażoną rodziną. Podnieśli mnie, ktoś wręczył kawałek sernika, mówiąc, iż może poziom cukru mi podniesie. Zapewniałam wszystkich, iż to tylko zmęczenie, ale z kąta oka widziałam kwaśną minę Marka.

Nie wiedziałam, co oznacza jego wyraz twarzy, ale czułam, iż bardziej martwi się tym, jak wypadł, niż moim stanem. Goście wciąż się narzucali z pomocą, choć upierałam się, iż dam radę – przywykłam już przecież do robienia wszystkiego sama.

Droga powrotna była milcząca. W domu Marek wybuchnął, bo – o zgrozo – „go ośmieszyłam”! Chodził po kuchni i krzyczał: „Nie rozumiesz, jakie to robi wrażenie? Wszyscy myślą, iż się tobą nie zajmuję!”.

Nawet miał mi za złe, iż od razu poszłam spać zamiast z nim dyskutować. Rano mnie ignorował i Zosię też. Był zajęty własnymi uczuciami, bo – cóż za zbrodnia! – poszłam do łóżka!

„Marek, ja nie jestem twoim wrogiem. Po prostu potrzebowałam odpoczynku” – powiedziałam cicho, ale stanowczo. On tylko prychnął: „Ty naprawdę nie ogarniasz, co? Ty sobie śpisz, a ja muszę się tłumaczyć!”.

To był ostatni gwóźdź. Byłam skończona i WYPIĘTA! Spakowałam kilka rzeczy i postanowiłam wynieść się do mamy. Gdy układałam torbę, zadzwonił dzwonek – a kto je otworzył? Oczywiście ja.

W drzwiach stała teściowa z teściem i jakąś nieznajomą kobietą. „Musimy porozmawiać” – powiedziała teściowa, wchodząc do środka. Okazało się, iż przyprowadzili zawodową nianię, którą wynajęli na dwa tygodnie. „Ma pomóc z dzieckiem i nauczyć Marka, jak się nim zajmować i ogarniać dom” – wyjaśniła.

Byłam w szoku! Moje cudowne teściostwo tak się przejęło moim stanem i naszym małżeństwem, iż zorganizowali prawdziwą interwencję!

Gdy jeszcze to do mnie docierało, teściowie wręczyli mi broszurę. Oczy wyłaziły mi z orbit, gdy zobaczyłam, iż to oferta luksusowego SPA! „Jedziesz na tydzień. Odpocznij, zregeneruj się. Potrzebujesz tego” – oznajmił teść.

Podczas gdy ja ledwo zipiałam ze zdumienia, Marek wyglądał, jakby dostał obuchem w głowę! Ten gest miał dać mi wytchnienie, ale też nauczyć męża odpowiedzialności.

Zgodziłam się natychmiast. Ten tydzień to był raj – masaże, medytacja, a przede wszystkim NIEZRĘBANY SEN. Tymczasem w domu nastąpiła rewolucja. Niania urządziła Markowi „noworodkowy boot camp”. Nauczył się zmieniać pieluchy, gotować zdrowe posiłki, uspokajać płacz i układWróciłam do domu wypoczęta, a Marek – choć nieco bledszy po intensywnym szkoleniu – w końcu zrozumiał, co znaczy być ojcem i partnerem, i od tamtej pory nasze życie rodzinne nabrało zupełnie nowego, lepszego rytmu.

Idź do oryginalnego materiału