Pieśń zimowego parku: nowy rozdział życia
Wanda Nowak założyła ciepłą kożuszkę, otuliła malutką wnuczkę Zosię i wyruszyła z nią na spacer do zaśnieżonego parku na obrzeżach Poznania. W parku przechadzali się młodzi rodzice z wózkami, ich śmiechy i rozmowy mieszały się z szelestem śniegu pod butami. Zosia, przytulnie owinięta w kocyk, natychmiast zasnęła na świeżym powietrzu. Wanda pogrążyła się w wspomnieniach z młodości, o tym, jak sama wychowywała syna Marka. Tak mocno zanurzyła się w myślach, iż nie od razu usłyszała dziecięcy płacz. Najpierw wydało jej się, iż to Zosia, ale nie – wnuczka spała spokojnie. Nieopodal stał mężczyzna z wózkiem, rozglądając się z zakłopotaniem. Gdy zobaczył Wandę, wykrztusił błagalnie:
– Pani, proszę pomóc! Co mam robić?
Wanda zastygła, wstrząśnięta jego słowami.
***
Gdy Ewa i Marek wzięli ślub, teściowa od razu postawiła warunek:
– Teraz jesteście już na swoim, sami za siebie odpowiadacie. Ciebie, synu, wychowałam, wykształciłam. Chcę teraz żyć dla siebie, mam dopiero czterdzieści sześć lat. Wam też trzeba się przyzwyczaić do siebie. Więc z wnukami się nie śpieszcie!
– No i powiedziała twoja mama, aż przykro – zmarszczyła się Ewa.
– Nie przejmuj się, to dobra kobieta, tylko sama mnie wychowała – uśmiechnął się Marek. – Niedawno żartowała z koleżanką, iż znów czują się młodo, szukają mężów. Chodzą na tańce w weekendy, jeżdżą na wycieczki, podróżują. Kiedy miałaby zajmować się wnukami?
– I jakie rezultaty? – spytała sceptycznie Ewa.
– Na razie żadne. Na tańcach był jeden mężczyzna na wszystkie, wybrał inną, więc przestały chodzić. A na wycieczkach same kobiety! Ale nie martw się, mama tylko tak mówi. Gdy przyjdzie co do czego, pomoże – przytulił żonę Marek.
Mieszkali na razie u Wandy. Nie protestowała, ale w domu prawie nie bywała. Od rana do wieczora w pracy, a potem – albo do teatru, albo na spotkania z przyjaciółkami. W weekendy też znikała. Młodzi radzili sobie sami.
Ewa martwiła się, iż teściowa naprawdę będzie niezadowolona, gdy dowie się o ciąży. Ale Wanda tylko się uśmiechnęła:
– gwałtownie poszło, no cóż, skoro zdecydowaliście, to tak musi być!
Gdy okazało się, iż będzie dziewczynka, choćby się ucieszyła:
– Zawsze marzyłam o córce, ale nie wyszło. Teraz będę miała wnuczkę!
Choć z początku Wanda nie angażowała się w opiekę nad Zosią, jakby bała się, iż ją obarczą obowiązkami. Z pracy nie spieszyła się, w weekendy czuła się wolna.
– Dobrze, iż moi rodzice czasem przyjeżdżają, zabierają Zosię na spacery – powiedziała kiedyś smutno Ewa Marekowi, nie zdążywszy przygotować obiadu. Zosia cały dzień marudziła – ząbkowała.
Marek, od dziecka nauczony przez matkę domowych obowiązków, od razu zaczął pomagać żonie i ją uspokajać:
– No przecież sami chcieliśmy dziecka!
– Ona jest babcią! Dobrze, iż wózek kupiła, czasem się z Zosią bawi. Ale u mojej koleżanki Kasi mama zaraz po pracy biegnie po córkę. A twoja ani razu nie zaproponowała! – obraziła się Ewa.
– Jesteśmy młodzi, damy radę. A mama się męczy w pracy. I niepotrzebnie twoja Kasia tak obciąża matkę – zaśmiał się Marek. – Mama nas ostrzegała!
Ale w następny weekend poprosili jednak Wandę, by zabrała Zosię do parku, gdy oni pójdą do kina. Teściowa, która nie miała planów, zgodziła się.
Wanda założyła kożuszek, ciepło otuliła dziewczynkę – na dworze spadł pierwszy śnieg, ale słońce świeciło, zapowiadając piękny spacer. Park był zaraz za ulicą, i niedługo szli już po chrupiących ścieżkach. Młodzi rodzice z wózkami uśmiechali się do siebie, a Zosia, ukołysana świeżym powietrzem, zasnęła.
Wanda szła, pogrążona we wspomnieniach. Sama wychowała Marka. Rodzice mieszkali na wsi i nie pomagali, potępiając ją za nieudane małżeństwo. Mąż odszedł, nie żyjąc z nią choćby roku. A ona, dumna, ciągnęła wszystko sama. Były mąż przysyłał alimenty nieregularnie, ale wszystko, co miała, szło na syna. Dla siebie – najtańsze jedzenie, byle nie głodować. Gdy Marek podrósł, stało się lżej. Pracowała niedaleko domu, syn po szkole przychodził do biura, jadł, odrabiał lekcje. Tak żyli. Wanda do dziś lubiła dobrze zjeść – echo tamtych głodnych lat.
Nagle wyrwał ją z zamyślenia dziecięcy płacz. Drgnęła, myśląc, iż to Zosia, ale wnuczka spała spokojnie. Kilka kroków dalej mężczyzna desperacko kołysał wózek, z którego dobywał się krzyk. Spojrzał, zauważył Wandę i błagalnie zawołał:
– Pani, proszę pomóc! Pierwszy raz spaceruję z wnukiem, nie wiem, co robić!
Wanda zastygła, nie wierząc własnym uszom. Pochlebiło jej, iż wziął ją za młodą matkę. Podeszła, zauważyła, iż maluch upuścił smoczek. Poprawiła – dziecko ucichło, cmokając.
– Dziękuję! Mieszkają tu niedaleko, a ja jestem tylko na chwilę, ale spanikowałem – uśmiechnął się zawstydzony. – To pani córeczka?
– Wnuczka! – roześmiała się Wanda, a serce nagle wypełniło jej radością.
– Taka młoda babcia? – zdziwił się, patrząc z podziwem.
– A pan nie taki stary dziadek – odparła kokieteryjnie.
– Szkoda, iż u nas babci nie ma, więc ja muszę pomagać, ale to niełatwe. Nazywam się Jerzy, a pani?
– Wanda – odparła. Wtedy Zosia obudziła się i zaczęła pochlipywać.
– Musimy wracać, pora na jedzenie. Miło pana poznać, Jerzy!
– A jutro przyjdzie pani? Może razem pochodzimy? – niespodziewanie zaproponował.
– Może przyjdę – uśmiechnęła się Wanda i ruszyła z wózkiem do domu w doskonałym humorze.
Czuła, jakby zrzuciła z siebie lata. Została babcią, a tu nagle mężczyzna się nią interesuje! SympatTeraz, gdy Zosia biegała już po parku, a Jerzy trzymał ją za rękę, Wanda uśmiechała się do nich obojga, wiedząc, iż znalazła coś więcej, niż kiedykolwiek sobie wymarzyła.