Złamane iluzje, odnaleziona nadzieja: jak straciłam i ponownie odkryłam miłość.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Złamane iluzje, odnaleziona nadzieja: jak straciłam i odnalazłam miłość

Zawsze byłam osobą emocjonalną. Łatwo się zakochiwałam, działałam pod wpływem impulsów, kierując się uczuciami, a nie rozsądkiem. Czasem to obracało się przeciwko mnie, i jedna z takich pomyłek niemal nie kosztowała mnie najcenniejszego w życiu — miłości.

Ta historia zaczęła się, wydawałoby się, niewinnie — od przyjęcia w górach, na urodzinach przyjaciółki. Zabawa była szalona: muzyka, wino, rozmowy do późnej nocy. Wszystko jak za młodu, gdy świat wydaje się beztroski, a ty żyjesz tylko chwilą. W pewnym momencie zrobiło mi się źle — za dużo szampana, za mało snu, zbyt głośna muzyka. Pamiętam tylko, iż ktoś troskliwie okrył mnie kocem i położył na kanapie.

Rano obudziłam się wyczerpana, ale gdy zeszłam do kuchni, zobaczyłam jego. Niebieskookiego, z lekkim uśmiechem i filiżanką kawy w ręku. Okazało się, iż to on opiekował się mną w nocy. Nagle pojawiło się między nami coś — milczące zrozumienie, dreszcz. Spędziliśmy razem dzień, wędrowaliśmy po stokach, śmialiśmy się, dotykaliśmy się dłońmi. A potem, tam, na tle gór i nieba, wydarzył się pocałunek, wypełniony ciszą, wiatrem i czymś niemal przeznaczeniowym.

Nie rozmawialiśmy o przyszłości — to wydawało się zbędne. Po prostu byliśmy razem. Ale niedługo do miasta powróciła rzeczywistość, a wraz z nią pojawił się z powrotem Paweł.

Poznałam go kilka miesięcy przed tą wycieczką. On — dorosły, solidny, niezawodny. Pracował w banku, ubierał się nienagannie, mówił mądre rzeczy. Jego miłość nie była eksplozją, ale ciepłem. Z nim czułam się dorosła, stabilna. Dawał mi pewność, którą bardzo wtedy ceniłam.

I oto znalazłam się w pułapce między dwoma światami — dzikim, emocjonalnym niebieskookim nieznajomym a spokojnym, rozsądnym przywiązaniem do Pawła. Szamotałam się, nie mogłam podjąć decyzji, aż nagle… dowiedziałam się, iż jestem w ciąży.

Nie byłam pewna, kto jest ojcem. To nie było przerażające, ale bolesne. Paweł w tych dniach stał się inny — zamknięty, zgaszony. I pewnego dnia przyszedł do mnie z różami i… zerwaniem.

— Przepraszam, — powiedział, — ale muszę odejść. Mam powody, o których nie wiesz, ale są ważne.

Nie odważyłam się wtedy powiedzieć o ciąży. Po prostu przytaknęłam. Umówiliśmy się spotkać za miesiąc, ale on zniknął. I zostałam sama z myślami, niepokojem i dzieckiem pod sercem.

Niebieskooki, tymczasem, coraz bardziej mnie rozczarowywał. Gdy rozmowa zeszła na temat dzieci, z uśmiechem powiedział, iż rodzina to balast, a dzieci to przeszkoda. W tym usłyszałam obcego człowieka i nagle zrozumiałam: pasja oślepia, ale nie tworzy oparcia. Odeszłam od niego — bez skandalu, po prostu odeszłam.

Miesiąc później spotkałam się jednak z Pawłem. Chciałam powiedzieć mu wszystko. Ale był chłodny, powściągliwy.

— Odchodzę na zawsze, — powiedział, — bo nie mogę dać ci tego, na co zasługujesz. Żegnaj.

Nie powiedziałam mu o dziecku. W jego głosie była ból, ale i zamknięta furtka. Zdecydowałam: urodzę i wychowam dziecko sama. To będzie mój wybór. Tak też uczyniłam.

Nadzieja przyszła na świat o świcie. Imię przyszło samo — bo w niej była cała moja wiara, cała siła, cała miłość, której nie zdążyłam dać Pawłowi.

W dniu wypisu przekazano mi paczkę z rzeczami dla maleństwa. W środku była kartka: „Wiem. I jeżeli pozwolisz, chcę być blisko”. To był on. Paweł.

Wstałam drżąc, podeszłam do okna — i zobaczyłam go na dole. Patrzył w górę, a w jego oczach było to, czego szukałam całe życie — przebaczenie, akceptacja, miłość.

Później opowiedział mi całą prawdę. Jego odejście było podyktowane strachem — strachem, iż nie może mieć dzieci. Wiedział o tym od dawna, po prostu ukrywał to. Kiedy dowiedział się o mojej ciąży, postanowił, iż musi mnie uwolnić, abym miała szansę na pełną rodzinę. Ale gdy przypadkowo spotkał moją przyjaciółkę, ta opowiedziała mu całą prawdę. Zrozumiał, iż wciąż mnie kocha. I iż może to przeznaczenie.

Nigdy nie rozmawialiśmy o mojej pomyłce. Przyjął Nadzieję jak swoją córkę. I ona dorastała w miłości, nie wiedząc, iż między jej rodzicami kiedyś stały nieufność i strach. Z Pawłem nauczyliśmy się żyć na nowo — bez tajemnic, bez gry. Nauczyliśmy się słuchać i wybaczać.

Dziś oglądam się wstecz — i wiem: czasem nasze najstraszniejsze błędy prowadzą do najsłuszniejszych wniosków. Najważniejsze — mieć odwagę zrobić krok do przodu. I nie puszczać tych, których się kocha.

Idź do oryginalnego materiału