Aleksandra Tchórzewska, naTemat.pl: Czym jest analfabetyzm funkcjonalny i czym różni się od klasycznego?
dr Katarzyna Chyl-Tanaś, neurobiolożka: Analfabetyzm funkcjonalny to zjawisko, w którym dorosła osoba nauczyła się w szkole czytać i pisać oraz ukończyła edukację, ale mimo to ma poważne trudności ze zrozumieniem tekstów, choćby tych prostych i codziennych. Potrafi odczytać słowa, jednak nie rozumie znaczenia tekstów. Nie potrafi wyłuskać z nich kluczowych informacji, które mogą być jej potrzebne.
Oczywiście wszyscy czasem spotykamy się z sytuacją, gdy czytany tekst jest zbyt skomplikowany, napisany urzędowym językiem lub czytamy go w pośpiechu i dlatego go nie rozumiemy. Jednak analfabetyzm funkcjonalny to coś innego – to trwały problem ze zrozumieniem praktycznych tekstów, takich jak ulotka leku, rozkład jazdy, prosta instrukcja obsługi. To właśnie te teksty stają się barierą w codziennym życiu. Nie chodzi o literaturę piękną czy specjalistyczne dokumenty.
Uważajmy jednak na termin „analfabetyzm funkcjonalny”, nie jest on neutralny i może być stygmatyzujący. Lepiej mówić o dorosłych mających trudności z rozumieniem tekstu lub czytaniem ze zrozumieniem.
Kto jest najbardziej zagrożony niskimi kompetencjami czytelniczymi?
Najbardziej zagrożone są osoby z niskim wykształceniem – podstawowym lub zasadniczym zawodowym. W tej grupie choćby połowa badanych wypada bardzo słabo. Dla porównania, wśród osób z wyższym wykształceniem problem dotyczy jedynie kilku procent Z drugiej strony, jeżeli osoba z wykształceniem wyższym ma tak głęboki problem z rozumieniem prostych tekstów użytkowych, możemy się zastanawiać, co wydarzyło się w jej procesie edukacji, i czy on rzeczywiście zaszedł.
Znaczenie ma również miejsce zamieszkania – mieszkańcy wsi i małych miast zwykle radzą sobie gorzej niż mieszkańcy dużych miast.
Kolejną grupą są osoby starsze. Im więcej czasu upłynęło od zakończenia edukacji, tym niższe kompetencje czytelnicze – zwłaszcza u tych, którzy ukończyli tylko szkołę podstawową lub zawodową i mieszkają na wsi. W ich przypadku ryzyko trudności w rozumieniu tekstu jest bardzo wysokie.
Jak wypadamy na tle innych państw pod względem umiejętności czytania ze zrozumieniem?
W zeszłym roku Instytut Badań Edukacyjnych opublikował raport z badania PIAAC – międzynarodowego badania kompetencji dorosłych. Jest to odpowiednik znanego badania kompetencji piętnastolatków PISA. Polska często chwali się dobrymi wynikami uczniów w PISA, jednak wyniki PIAAC, obejmującego dorosłych z kilkudziesięciu państw OECD, pokazują zupełnie inną rzeczywistość.
W tym badaniu celem jest ustalenie wielu dorosłych i ma trudności w umiejętności korzystania z tekstu. W badaniach takich jak PIAAC, „niskie kompetencje” oznaczają poziom poniżej 2 na 5-stopniowej skali, co przekłada się na trudności z rozumieniem choćby prostych tekstów użytkowych. Trudności, które powodują, iż nie można w pełni korzystać z tej formy społecznej komunikacji.
Dziesięć lat temu szacowano, iż w krajach OECD jest średnio 15% takich osób, a w Polsce około 19%. Dziś średnia dla kilkudziesięciu państw uczestniczących w badaniu przekracza 20%, podczas gdy w Polsce wzrosła aż do 39%. Uzyskaliśmy przedostatnie miejsce ze wszystkich porównywanych krajów.
Zwraca się, co prawda, uwagę na możliwe mankamenty metodologiczne tego badania, które mogą powodować, iż diagnoza Polaków nie jest w pełni dokładna, ale choćby jeżeli uwzględnimy pewien margines błędu, widać, iż problem nie maleje.
Niestety, w Polsce brakuje realnej oferty edukacyjnej dla dorosłych z niskimi kompetencjami. Wsparcie dla dzieci z trudnościami w czytaniu– np. diagnoza dysleksji, pomoc w szkole – to już powszechna codzienność, i bardzo dobrze. Jednak dla dorosłych taki system wciąż nie istnieje. Milcząco zakładamy, iż we współczesnej Polsce każdy dorosły potrafi korzystać z codziennej komunikacji tekstem, a nie jest to prawda
Co spowodowało, iż te wyniki tak się pogorszyły?
To trudne pytanie. Część osób sugeruje, iż w okresie pomiędzy tymi badaniami wydarzyła się pandemia, która mogła wpłynąć na wyniki. Wydaje się jednak, iż jeżeli już, to raczej u uczniów, niż u osób dorosłych. Istotne jest, iż patrząc na dłuższy okres, wyniki dorosłych Polaków utrzymują się poniżej średniej dla państw OECD. W 1994 roku, podczas pierwszego podobnego badania, były zbliżone do obecnych. W 2012 roku były istotnie wyższe, ale przez cały czas poniżej średniej. Teraz znów obserwujemy spadek.
Dużą rolę odgrywa niechęć Polaków do uczenia się w dorosłym życiu. Polscy 15 latkowie posiadają dość wysokie kompetencje w zakresie rozumienia tekstu, ale jednocześnie wyrażają niechęć do procesu edukacji. Wykonują poprawnie zadania szkolne, ale gdy stają się dorośli, duża część z nich przestaje się uczyć. Polski raport PIAAC dotyczący edukacji dorosłych pokazuje, iż jesteśmy w ogonie państw OECD pod względem uczestnictwa w aktywnościach szkoleniowych. jeżeli w nich uczestniczymy to najczęściej wtedy są to kursy BHP lub gdy wymaga tego od nas pracodawca. Zdecydowana większość Polek i Polaków nie widzi potrzeby uczenia się.
Kto jest więc odpowiedzialny za analfabetyzm funkcjonalny?
Odpowiedzialność za kompetencje osób dorosłych mają przede wszystkim oni sami, ale przyczyn trudności jest wiele. jeżeli dziecko wychowuje się w domu bez książek i kultury czytelniczej, a szkoła nie buduje chęci uczenia się przez całe życie, ryzyko problemów z czytaniem rośnie. W polskich szkołach poświęca się kilka czasu w krytyczną analizę tekstów.
Nie można też wykluczyć, iż znaczną część osób z trudnościami w rozumieniu tekstu stanowią osoby ze specyficznymi problemami w uczeniu się, na przykład osoby z dysleksją. Jednak wiele osób z dysleksją kończy studia, dobrze funkcjonuje w dorosłym życiu i problem analfabetyzmu funkcjonalnego ich nie dotyczy. To są odmienne problemy, dysleksja to problem dekodowania tekstu, analfabetyzm funkcjonalny to problem prawidłowego dekodowania wiadomości.
Do tego dochodzi brak praktyki – po zakończeniu edukacji wiele osób unika czytania, przez co, choćby jeżeli umiejętności były na dobrym poziomie w wieku 20-30 lat, z czasem słabną. Ma na to też wpływ sytuacja osób na rynku pracy, czy pracują, a jeżeli tak, to czym zajmują się w pracy i czy są to czynności sprzyjające utrzymywaniu czy rozwijaniu umiejętności
Dodatkowo zmienia się kultura komunikacji – coraz częściej polega ona na obrazach i skrótach, co rozleniwia i przyzwyczaja do innego rodzaju przekazu. Gdy trzeba przeczytać dłuższy tekst, by zdobyć istotną informację, jest to dla wielu trudne.
Istotnym aspektem jest także umiejętność utrzymania koncentracji podczas czytania tekstu. Szybki przekaz mówiony jest łatwiejszy do przyswojenia, ale jeżeli trzeba poświęcić więcej czasu w analizę pisemną, choćby prostego tekstu, dla wielu jest to wyzwanie.
Jakie są najpoważniejsze zagrożenia związane z powszechnym brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem?
To bardzo ważne pytanie, bo skutki tego problemu mają szeroki wymiar – dotyczą jednostek, społeczeństwa i gospodarki. OECD szacuje, iż straty gospodarcze z tego powodu sięgają kilku procent PKB w krajach rozwiniętych. A pamiętajmy, iż w Polsce problem pozostało poważniejszy niż średnia OECD.
Z punktu widzenia gospodarki, osoby gorzej czytające są mniej produktywne, mniej aktywne zawodowo i mają ograniczone możliwości awansu. To z kolei przekłada się na mniejsze dochody indywidualne i większe obciążenie społeczne. Mamy tu błędne koło, w którym sytuacja osób z niskimi umiejętnościami się pogarsza, a tych z wysokimi umiejętnościami poprawia.
Dla jednostki najważniejsze jest natomiast to, jakie teksty musi rozumieć w codziennym życiu. jeżeli ktoś ma problem ze zrozumieniem ulotki dołączonego do leku czy instrukcjami profilaktyki zdrowotnej, może nie skorzystać z dostępnej pomocy lub źle stosować leki. Badania pokazują, iż osoby z niskimi umiejętnościami częściej nie rozumieją zaleceń medycznych, co negatywnie wpływa na ich zdrowie, a choćby długość życia. Z kolei skutkuje to wyższą liczbą hospitalizacji i rosnącymi kosztami opieki zdrowotnej.
Z perspektywy społecznej, osoby z niskimi kompetencjami czytelniczymi są mniej aktywne lokalnie, bardziej podatne na manipulację i propagandę. jeżeli mówimy o zagrożeniach dla demokracji, to funkcjonalny analfabetyzm jest szczególnie niebezpieczny – osoby takie łatwiej ulegają uproszczonym, perswazyjnym komunikatom.
Warto też podkreślić aspekt wykluczenia społecznego – osoby z tym problemem często czują się marginalizowane, nie uczestniczą aktywnie w życiu społecznym i nie identyfikują się z otaczającym je światem. To prowadzi do frustracji i jeszcze większej podatności na dezinformację oraz fake newsy.
Skutki analfabetyzmu funkcjonalnego są więc wielowymiarowe i poważne.
Jakie działania naprawcze można wprowadzić na poziomie systemowym by zapobiegać temu zjawisku?
Wiemy, jakich grup społecznych problem dotyka najbardziej, w tych grupach powinniśmy więc działać. Poza tym, już w szkole powinniśmy identyfikować osoby zagrożone analfabetyzmem funkcjonalnym i zapewniać im wsparcie. Ważne jest także ćwiczenie rozumienia tekstów i dyskutowanie ich nie tylko tekstów literackich, ale przede wszystkim użytkowych oraz rozwijanie krytycznego czytania i myślenia. Absolwenci muszą wychodzić ze szkoły z odpowiednimi kompetencjami, co może wymagać bardziej zindywidualizowanego nauczania.
Konieczne jest wypracowanie narzędzi do diagnozy tego problemu u dorosłych. Diagnoza dysleksji u dzieci jest dziś rzetelną, standardową procedurą, ale dla dorosłych narzędzi diagnostycznych brak. W ramach mojego grantu finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki stworzyliśmy test oparty na praktycznych materiałach (np. ulotkach czy ogłoszeniach) z pytaniami sprawdzającymi rozumienie. Zachęcam edukatorów i badaczy do współpracy i korzystania z tego narzędzia - razem możemy stworzyć skuteczne metody diagnozy i realnie wpłynąć na poprawę sytuacji dorosłych z trudnościami w czytaniu.
Najważniejsza jest jednak rozwinięta edukacja dorosłych, szczególnie skierowana do marginalizowanych grup z trudnościami czytelniczymi.
Warto brać przykład z państw takich jak Niemcy, Wielka Brytania czy Irlandia, gdzie takie programy są dobrze rozwinięte. Na przykład w Irlandii działa NALA (National Adult Literacy Agency), która dostarcza wiedzę, doświadczenie i sprawdzone sposoby działania oraz materiały edukacyjne. W irlandzkich miastach funkcjonują punkty konsultacyjne, gdzie dorośli mogą otrzymać wsparcie w czytaniu, liczeniu czy obsłudze komputera – co jest dziś równie ważne i często współwystępuje z problemami czytelniczymi. Osoba dorosła może skorzystać z kursów, materiałów edukacyjnych, a choćby indywidualnej pomocy, np. od wolontariuszy. Takie inicjatywy w krajach zachodnich powstawały oddolnie już w latach 70. i działają do dziś.
W Polsce zabrakło w tamtym czasie podobnej solidarności społecznej, ale czasy też były niesprzyjające. W poprzednim systemie oficjalnie “zlikwidowano analfabetyzm” w 1952 i nie było woli politycznej, żeby podważać ten sukces propagandowy. Oświata dorosłych nie była priorytetem dla władzy. Dlatego teraz kluczowa jest rola państwa – musi zaopiekować się tym problemem i zapewnić odpowiednie finansowanie. Bez tego trudno liczyć na realne zmiany. To mój apel do MEN.
Wspomniała pani, iż dorośli, którzy skończyli szkołę, często niechętnie się uczą. Co mogliby robić, by się dalej rozwijać?
Może to być nauka w miejscu pracy lub różne kursy – formalne lub nieformalne. Ważne, aby zajęcia były dopasowane do możliwości finansowych i zainteresowań uczestników, bo to buduje motywację do nauki. Istotne jest też, by były bezpłatne, co ułatwia udział dorosłym.
W dużych miastach, jak Warszawa, jest wiele takich opcji, ale w mniejszych miejscowościach może być trudniej. Poza tym informacja o dostępnych możliwościach często do nich nie dociera – osoby z problemami w czytaniu mogą nie zatrzymać się przy plakacie w domu kultury czy nie przeczytać ulotki.
Dlatego kanały komunikacji trzeba dostosować do tych osób – np. przez radio, szeptany marketing czy bezpośrednie zaproszenia do konkretnych grup. To ma dodatkową wartość, bo spotkania na zajęciach dają wsparcie społeczne, pomagają przełamać izolację i łagodzą problem wykluczenia społecznego, o którym wcześniej rozmawiałyśmy.
Warto również pamiętać, iż problem często nie leży wyłącznie po stronie odbiorcy tekstu, ale także samego tekstu. W Polsce mamy poważny problem z językiem urzędowym – jest on bardzo skomplikowany, często sztuczny i pisany stylem wymagającym niemal eksperckiej wiedzy, aby się w nim odnaleźć.
Na szczęście pojawiają się pozytywne zmiany. Niektóre instytucje zaczęły upraszczać komunikację z klientami, co jest krokiem w dobrym kierunku. Prosty język nie oznacza uproszczenia treści, ale formy – eliminację niepotrzebnych stron biernych, wielokrotnie złożonych zdań i nadmiaru formalizmów i żargonu. Taki styl pomaga wszystkim, a szczególnie osobom mającym trudności z czytaniem. Choć nie mamy jeszcze twardych dowodów, iż uproszczenie języka bezpośrednio zwiększa rozumienie tekstów przez osoby z najniższymi kompetencjami, intuicyjnie jest to bardzo potrzebne. Wspólnie z prof. Tomaszem Piekotem z Pracowni Prostej Polszczyzny na Uniwersytecie Wrocławskim prowadzimy badania, dzięki którym będziemy mogli coś więcej powiedzieć na ten temat. Dowiemy się, czy uproszczenie tekstów faktycznie zwiększa ich zrozumiałość w tej grupie.
Co panią najbardziej niepokoi w tym zjawisku analfabetyzmu funkcjonalnego?
To, iż coraz gorzej wypadamy w międzynarodowych badaniach kompetencji czytelniczych jest bardzo niepokojące. Jeszcze bardziej niepokoi, iż do dziś nie wypracowaliśmy metod radzenia sobie z tym problemem u dorosłych. To alarmujący sygnał i ministerstwo powinno się tym pilnie zająć.