Mieszkałam w mniejszej miejscowości, a nasza krótka ulica była rzadko uczęszczana przez samochody. Znacznie częściej była dla nas boiskiem. Dzieci z okolicy biegały od ogródka do ogródka, bawiąc się w chowanego czy berka. Przez wiele lat takich podwórkowych zabaw, żadne z nas przenigdy nie złapało kleszcza. Co więcej, babcie mieszkające w okolicy także nie pamiętają, by ich dzieci łapały jakieś kleszcze. Dlatego gdy znalazłam jednego u mojego dziecka, zdziwieni byli absolutnie wszyscy. Ta sytuacja nauczyła mnie, by zawsze robić jedną rzecz.
Jak to w ogóle możliwe?
Niby to takie oczywiste, by oglądać dziecko po zabawie na podwórku, ale skoro moje 5-miesięczne dziecko turlało się tylko po kocyku, po co miałam to robić? Ta sytuacja pokazała mi, iż wiek i miejsce nie mają znaczenia.
To był miły, ciepły dzień, więc postanowiłam pojechać do rodziców, rozłożyć koc na podwórku i tu się zrelaksować. Pod wieczór chciałam jak zwykle zapakować córeczkę w fotelik samochodowy i pojechać do domu. Jednak mama zaproponowała, bym przygotowała córkę do snu, a w domu tylko przełożyła z nosidła do łóżeczka. To było pewne, iż uśnie po drodze.
Nakarmiam ją, naszykowałam świeżą pieluchę, ubranko i zwilżyłam tetrową pieluszkę, by lekko przemyć skórę. Miała body zapinane na pleckach i to właśnie dzięki temu zauważyłam, iż ma czarną kropkę na plecach. Byłam w szoku, gdzie się wbił kleszcz, miała odkryte pachwiny i zgięcia kolan czy łokci, a on mimo to jakoś dostał się pod ubranie. Niewielki kleszcz, nie był jeszcze opity, niedawno musiał się wbić. Na szczęście po usunięciu nie pojawił się żaden rumień.
Nowy nawyk
Mam świadomość, iż najważniejsze jest szybkie usunięcie kleszcza. Gdybym tamtego dnia wpakowała ją do fotelika i pojechała do domu, nie wiem, kiedy bym go znalazła, a ta historia mogłaby się zakończyć inaczej. Uświadomiło mi to, iż zmęczone dzieci mogą po prostu paść po zabawie. Łatwo w takiej sytuacji zapomnieć o obejrzeniu dziecka, szczególnie małego. Szkoda w końcu budzić słodko śpiące dziecko tylko na kąpiel czy choćby przebieranie w piżamkę.
Dlatego wyrobiłam w sobie pewien nawyk. Po aktywnym dniu na powietrzu, a przed podróżą do domu, zawsze przebieram dzieci. Nie jest to wiele zachodu, a pozwala sprawdzić, czy nie zabieramy nieproszonych gości. jeżeli dzieci usną w aucie, nie muszę się martwić, iż nie mam jak dokładnie ich obejrzeć. Dzięki temu raz udało mi się namierzyć kleszcza chodzącego po spodniach mojej córki. Bilans kleszczy wbitych – zero (poza tym jednym jedynym). Naprawdę polecam tę metodę.