**Dziennik, nieznana data**
„Zostawiła mi córeczkę?” – Przerażająca myśl sprawiła, iż Elżbiecie zrobiło się gorąco. – „Nie, to niemożliwe. Na pewno wróci.”
Elżbieta wróciła z pracy i znalazła na stole krótką notatkę od córki. Jej relacje z Kingą były napięte, ale nie spodziewała się, iż ta ucieknie z domu tak po prostu. Czytała wiadomość raz za razem, zapamiętała każde słowo, a jednak wciąż miała wrażenie, iż coś przeoczyła, iż czegoś nie zrozumiała.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Poduszka wydawała się zbyt twarda, kołdra zbyt ciężka, a w pokoju było duszno. Płakała, toczyła w myślach niekończące się rozmowy z Kingą, przypominała sobie ich kłótnie i te nieliczne chwile szczęścia…
W końcu, zmęczona bezsennością, wstała, usiadła przy stole i zapaliła lampkę. Notatka leżała na wierzchu dokumentów, pognieciona od częstego przewracania.
Elżbieta przeczytała ją po raz setny. Nie, wszystko było jasne. Wydawało jej się nawet, iż słyszy gniewny, oskarżycielski głos córki.
*„Mam dość twojej kontroli… Jesteś zbyt surowa… Chcę żyć po swojemu. Jestem dorosła… I tak byś mnie nie puściła, więc wychodzę, gdy ciebie nie ma. Ze mną wszystko w porządku. Nie jestem sama. Nie szukaj mnie. Nie wrócę…”*
Bez wstępu, bez podpisu. „A co ze mną?” – pytała Elżbieta, jakby Kinga mogła ją usłyszeć. – „A jeżeli coś mi się stanie? choćby nie będziesz wiedziała. Nic cię nie obchodzi, co się ze mną stanie?”
Kinga pewnie miała swoje powody. Ale ona, matka, chciała tylko, żeby córka skończyła studia, znalazła dobrą pracę, żeby przypadkowe uczucie czy nieplanowana ciąża nie zniszczyły jej przyszłości. Czy są matki, które pozwalają dzieciom na wszystko?
Elżbieta sama wyszła za mąż jako studentka. Pamiętała, jak miłość i namiętność gwałtownie się wypaliły, nie wytrzymały próby biedy, ciasnego pokoju w akademiku, chałupniczego życia i zmęczenia.
A gdy urodziła się Kinga, stało się jeszcze trudniej. Ona i mąż, też młody student, przestali się rozumieć, kłócili się non stop. Może mama miała rację, może powinni wtedy zrobić tę aborcję? Ale Elżbieta wierzyła, iż ich miłość przetrwa wszystko. Naiwna dziewczyna.
Po trzech miesiącach rozwiedli się. Elżbieta wzięła urlop dziekański i wróciła do rodziców. O dziwo, mama od razu pokochała wnuczkę, chociaż wcześniej nalegała na aborcję. Pozwoliła choćby Elżbiecie wrócić na studia, sama zajmując się Kingą i rozpieszczając ją bez miary.
Dopóki żyli rodzice, Elżbieta nie znała trosk. Mama była blisko, dziecko pod opieką. Po studiach przez dwa lata uczyła angielskiego w szkole, potem znalazła pracę jako tłumaczka.
Ale w życiu osobistym nie miała szczęścia. Mama mówiła, iż powinna szukać dojrzałego, ustabilizowanego mężczyzny. Ale Elżbiecie trafiali się albo żonaci, proponujący tylko rolę kochanki, albo rozwodnicy, którzy wszystko oddali byłym żonom i szukali nowego zaczepienia. Bała się związków z takimi mężczyznami.
Gdy rodzice odeszli, została tylko z córką. Nikogo bliższego niż Kinga już nie miała. Całe siebie oddała córce. A okazało się, iż ona tego nie chciała. Rozpieszczona przez babcię Kinga uważała matkę za zbyt wymagającą. Nie marzyła o studiach czy karierze, tylko o wolności. I dziś uciekła z domu…
„Poczekam. Co mi innego pozostaje? Kiedyś wrócisz. Jestem twoją matką, kocham cię i wybaczę. Tylko niech nic złego ci się nie stanie…” Elżbieta westchnęła, zgasiła lampkę i położyła się. Przez pół godziny jeszcze się wierciła, ale w końcu zapadła w niespokojny sen.
Nie mogła pogodzić się z odejściem córki, czekała na nią, drżała na dźwięk dzwonka do drzwi. Oprócz pracy w biurze brała dodatkowe zlecenia, do późna w nocy tłumacząc artykuły i raporty. Spała po kilka godzin. W tym zabieganiu nie było czasu w żal. O córce myślała, przekonując siebie, iż z Kingą wszystko w porządku.
Po półtora roku dzwonek oderwał ją od pracy. Z żalem odłożyła okulary i przetarła zmęczone oczy. Tłumaczenie szło dziś sprawnie, szkoda było przerywać. Dzwonek rozległ się ponownie. Elżbieta wstała.
Otworzyła drzwi. Stała przed nią wychudzona, zaniedbana Kinga. Elżbieta krzyknęła z radości, rzuciła się do niej.
– Kinga! Nareszcie! Tak bardzo cię oczekiwałam!
Ale zatrzymała się w progu, widząc zimne spojrzenie córki. Gdy Kinga weszła do przedpokoju, Elżbieta dopiero wtedy zauważyła dziecko na jej rękach.
– To twoje? Daj mi je. – Wzięła malucha. – Dziewczynka? – ucieszyła się. – Zaniosę ją do pokoju, a ty się rozbierz.
Elżbieta położyła śpiące dziecko na kanapie, zachwycona jego pulchnymi policzkami i ciemnymi rzęsami. Gdy usłyszała trzask drzwi, nie od razu zrozumiała, iż Kinga wyszła.
W przedpokoju panowała cisza. Zobaczyła tylko porzuconą torbę. O wizycie córki przypominały jedynie mokre ślady butów na podłodze.
Elżbieta otworzyła drzwi i krzyknęła w stronę klatki schodowej: – Kinga!
Żadnej odpowiedzi. Podbiegła do okna – na dole nie było ani samochodu, ani Kingi.
– Kinga… – szepnęła zrozpaczona.
Wróciła do dziecka. Maluch spokojnie spał.
„Zostawiła mi córeczkę?” – Przerażenie znów oblało ją gorącem. – „Nie, to niemożliwe. Wróci. Przecież zostawiła torbę…” Elżbieta przyniosła torbę do pokoju. Były w niej tylko dziecięce ubranka.
Dziewczynka poruszyła się, zmarszczyła buzię i zapłakała. Elżbieta zaczęła ją przebierać, uspokajając bardziej siebie niż dziecko, powtarzając, iż mama zaraz wróci. Zmieniła pieluchę, i maluch się uspokoił.
W bocznej kieszeni torby znalazła dokumenty. Wtedy ogarnęła ją straszliwa świadomość – Kinga zostawiła jej dziecko!
Dziewczynka miała na imię Zosia, Zofia Leszczyńska. Czyli Kinga nie wyszłaZosia została z Elżbietą na zawsze, a Kinga odeszła, by szukać swojego szczęścia gdzie indziej, zostawiając za sobą przeszłość, której nigdy nie zrozumiała.