"Gdy miałam 7-lat, zaczęłam sama chodzić do szkoły, a także z niej wracać. Jesienią młodsza siostra się rozchorowała, mama musiała zostać z nią i nie miał kto mnie zaprowadzić. Nie miałam wyboru. W klasie drugiej pojechałam na zimowisko, a w każde lato biegaliśmy całe dnie po podwórku z kuzynostwem: ja i młodsze dzieci. Tata wychodził ze swojej pracowni tylko po to, by dać nam jeść. I nikt nie mówił, iż jesteśmy na cokolwiek za mali. Inne czasy?
Dziś jestem mamą 10-letniego Maksa i 4-letniej Poli i nie odważyłabym się, by dać dzieciom aż takiej swobody, ale kiedyś przecież trzeba ją i tak dać.
Metoda małych kroków
Nie mówię, iż za pierwszym razem było mi łatwo zostawić syna samego. Zmusiła mnie do tego sytuacja. To był czas pandemii, a ja w ciąży musiałam stawiać się na badania, a potem już z niemowlakiem chodzić do przychodni. Nie chciałam go ciągać ze sobą. Metodą małych kroków nauczyłam się ufać własnemu dziecku i wierzyć, iż sobie poradzi. Najpierw to było 10-15 minut, a potem coraz dłużej.
Za każdym razem umawialiśmy się, co syn może, a czego nie. Zawsze miał też telefon, z którego mógł zadzwonić. Ja także dzwoniłam, gdy coś się przedłużało. Dziś to nie problem, by sam został domu, a ostatnio choćby zaopiekował się młodszą siostrą. Okazuje się, iż coś, co dla mnie jest dość naturalne, wiele osób oburza.
Byłam dumna
Niedawno wyznałam koleżankom, iż syn został z córką, bym mogła przyjść na to spotkanie. Mąż się spóźniał, a dzieciaki miały być same zaledwie przez 30 minut. Mogłam się spóźnić albo im zaufać. Wybrałam to drugie. Zanim dotarłam do kawiarni, dostałam telefon, iż mąż już dotarł do domu.
Opowiadałam o tym z dumą, ale zauważyłam zdziwienie na twarzach koleżanek. ‘Ja to mojej Julki bym nie zostawiła’ – wyznała jedna, a kolejne przyznały, iż to dość ryzykowny i nieodpowiedzialny pomysł, bo przecież to są jeszcze takie ‘małe dzieci’ i 'dzieci nie powinny zajmować się dziećmi'. Byłam w szoku: 10-latki małe?
Przestańcie się zasłaniać dziećmi
Faktycznie nieraz koleżanki narzekały, iż nie mogą pójść na siłownię, do kosmetyczki, czy wyjść na spotkanie, bo ich dzieci nie mają opieki. Ale kiedy będzie ten odpowiedni czas? Kiedy nabiorą pewności, iż ich syn lub córka może już zostać bez opieki? Lub iż to starsze może się zaopiekować młodszym rodzeństwem?
Wiem, iż wiele zależy od dojrzałości dzieci, ale mam wrażenie, iż większym problemem jest dojrzałość rodzica. Owszem nie jest to łatwe, ale ciągłe chowanie pod kloszem i wmawianie dzieciom, iż są zbyt małe i iż na pewno sobie nie poradzą, nie doprowadzi do niczego dobrego. To niezdrowa nadopiekuńczość.
Mój syn sam chodzi do sklepu, wychodzi na podwórko, zostaje w domu. Teraz także opiekował się siostrą. I nie godzę się na to, by postrzegano mnie jako wygodnicką i nieodpowiedzialną matkę! Co wyrośnie z tych nieustannie chronionych i obserwowanych przez rodziców dzieci? Ja daję synowi dorastać oraz uczyć się samodzielności i odpowiedzialności po trochu. A wy kiedy zaczniecie? Gdy wasze pociechy skończą 18-lat?".