Zostawiona z dziećmi: teściowa i mama uciekły na jogę

newsempire24.com 2 dni temu

W małym miasteczku na południu Polski, gdzie życie płynie powoli, a rodzinne więzi wydają się nienaruszalne, moja rzeczywistość zamieniła się w koszmar. Ja, Kinga, matka trójki maluchów w zbliżonym wieku, stoję na granci rozpaczy. Moja teściowa i mama, obie po pięćdziesiątce, uznały, iż ich własne pragnienia są ważniejsze niż moja walka o przetrwanie. Wyjechały na dwutygodniowy retreat jogi w góry, zostawiając mnie samą z dziećmi, a ta rana wciąż krwawi.

Mam trójkę dzieci: Antkowi są cztery lata, Zosi trzy, a najmłodszemu, Wojtkowi, zaledwie półtora roku. Mój mąż, Marek, pracuje od rana do nocy, by utrzymać rodzinę. Nie narzekam na niego – robi, co może. Ale ja jestem sama z trzema maluchami, które wymagają uwagi każdej sekundy. Antek nieustannie zadaje pytania, Zosia marudzi, a Wojtek wpada w płacz, jeżeli nie trzymam go na rękach. Moje życie to niekończący się cykl prania, gotowania, sprzątania i prób zachowania resztek rozsądku. Śpię nie więcej niż cztery godziny na dobę, a sił już prawie nie mam.

Kiedy byłam w ciąży z Wojtkiem, teściowa, Barbara, i moja mama, Agnieszka, obiecywały pomoc. Mówiły, iż zabiorą starsze dzieci na spacer, posiedzą z najmłodszym, żebym mogła choć trochę odpocząć. Wierzyłam im, chwytałam się tych słów jak tonąca brzytwy. Ale po narodzinach Wojtka wszystko się zmieniło. Barbara oświadczyła, iż ma „swoje życie” i nie chce być przywiązana do wnuków. Mama zaczęła narzekać, iż jest zmęczona opieką i marzy, by „żyć dla siebie”. Ich słowa brzmiały jak zdrada, ale wciąż miałam nadzieję.

Ostatnio zadały mi kolejny cios. Obie, jakby się umówiły, oznajmiły, iż jadą na dwutygodniowy retreat jogi w Tatry. „Chcemy się zresetować – powiedziała mama. – Kinga, przecież rozumiesz, my też potrzebujemy odpoczynku”. Teściowa dodała: „Wy młodzi, dacie radę. Ja w twoim wieku sama wszystko ciągnęłam”. Byłam w szoku. Wiedziały, jak mi ciężko, widziały moje podkrążone oczy, słyszały, jak błagam o pomoc. Ale ich „reset” okazał się ważniejszy niż moje łzy.

Próbowałam je przekonać. „Jak ja sobie poradzę sama z trójką dzieci? – pytałam. – Wojtek choruje, Antek nie słucha, choćby zjeść nie mam kiedy!” Mama machnęła ręką: „Przesadzasz, wszystkie przez to przechodzą”. Barbara była jeszcze zimniejsza: „Nie dramatyzuj, Kinga. Wrócimy za dwa tygodnie, nic się nie stanie”. Ich obojętność ciąła jak nóż. Czułam się porzucona, jakby moje dzieci i ja były tylko przeszkodą w ich nowym, „wolnym” życiu.

Marek, gdy dowiedział się o ich wyjeździe, tylko wzruszył ramionami. „Co ja mogę zrobić? To ich decyzja”, powiedział. Jego słowa dobiły mnie. Zostałam sama przeciw chaosowi. Pierwszy dzień bez nich był piekłem: Wojtek marudził, Zosia wylała sok na kanapę, a Antek rzucił się na podłogę, bo chciał iść na dwór. Krzyczałam na dzieci, a potem płakałam z poczucia winy. Moje życie stało się koszmarem, a nikt nie podał mi ręki.

Zadzwoniłam do mamy, mając nadzieję, iż się opamięta. Ale ona, roześmiana i beztroska, odpowiedziała: „Kinga, jesteśmy na jodze, tu tak pięknie! Wytrzymaj, wszystko będzie dobrze”. Barbara choćby nie odebrała telefonu. Ich obojętność zabijała. Wspominałam, jak obiecywały być blisko, jak przysięgały kochać wnuki. A teraz medytują w górach, podczas gdy ja tonę w domowym piekle.

Sąsiadka, Grażyna, widząc mój wyczerpany wygląd, wpadła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zobaczywszy bałagan i moje łzy, przytuliła mnie. „Kinga, nie jesteś sama – powiedziała. – Mogę posiedzieć z dziećmi kilka godzin, żebyś odpoczęła”. Jej dobroć była jedynym jasnym momentem tych dni. Obca kobieta okazała się bliższa niż rodzina.

Minął tydzień, a ja jestem na granci wytrzymałości. Wojtek wciąż choruje, nie śpię, a dzieci wyczuwają moją rozpacz i są jeszcze bardziej marudne. Nie wiem, jak przetrwać kolejne siedem dni. Mama i teściowa nie dzwonią, nie piszą, jakby o nas zapomniały. Ich egoizm rozrywa mi serce. Oddałabym wszystko, żeby wróciły i choć raz zabrały wnuki na spacer. Ale wybrały siebie, swoje góry i swoją jogę, zostawiając mnie, bym się utopiła.

Nie potrafię im wybaczyć. Wiedziały, jak bardzo potrzebuję pomocy, ale wybrały własny komfort. Moje dzieci, ich wnuki, są dla nich tylko ciężarem. Ta lekcja jest najgorIch więzy rodzinne pękły, a ja zostałam tylko ja, moje dzieci i ta niezagojona rana w sercu.

Idź do oryginalnego materiału