Życie z teściową to prawdziwa tortura!

newskey24.com 1 tydzień temu

No już naprawdę dłużej nie wytrzymam z babcią mojego męża! To czysta katorga!

Czasem mam wrażenie, iż mieszkam nie w mieszkaniu, a w muzeum, gdzie niczego nie wolno dotknąć. Od miesięcy błagam męża, żebyśmy się wyprowadzili, choćby do wynajmowanego mieszkania, bo życie pod jednym dachem z jego babcią to istny koszmar. Zabrania dotykać dosłownie wszystkiego – każdego przedmiotu, choćby kurzu nie da się zetrzeć bez awantury. Wszystko jest „zabytkowe”, wszystko „na pamiątkę”, a jeżeli zrobię coś po swojemu – od razu „serce jej siada”, „ciśnienie skacze”, a pół godziny później cała rodzina już wie, jacy to my niewdzięcznicy, bo babcia dzwoni do każdego i narzeka.

Przed ślubem wzięliśmy z mężem kredyt na mieszkanie. Na wesele rodzice dali nam całkiem sporą sumę – byłam w siódmym niebie, iż w końcu będziemy mieć swój kąt, gdzie ja będę gospodynią. Oboje pracowaliśmy, spłacaliśmy raty i wszystko szło dobrze… aż zaszłam w ciążę. Totalne zaskoczenie, bo brałam tabletki. Najpierw byłam w szoku, myślałam choćby o przerwaniu, ale mój mąż i rodzice jak jeden mąż powiedzieli: „Absolutnie nie!”.

Przed porodem jeszcze pracowałam i pieniędzy starczało. Ale po urodzeniu córeczki wszystko się posypało – zostaliśmy z jedną pensją. Mąż łapał każdą informação, żeby utrzymać rodzinę, brał dodatkowe zlecenia. Do moich rodziców nie mogłam wrócić, u nich ciasno, a u jego rodziców już mieszkał młodszy brat z żoną.

Wtedy wmieszała się babcia mojego męża. Sama zaproponowała, żebyśmy się do niej wprowadzili – ma trzypokojowe mieszkanie, miejsca starczy. Mało ją znałam, ale robiła dobre wrażenie. Zgodziliśmy się, nasze mieszkanie wynajęliśmy, pieniądze płynęły, lżej się żyło… ale tylko finansowo.

Na początku było znośnie, ale potem zaczął się prawdziwy horror. W domu babci niczego nie wolno ruszać. Absolutnie nic! choćby dziecku! jeżeli córka coś chwyta albo raczkuje w „niewłaściwe” miejsce – babcia ma od razu „zawał”. I jeszcze oskarża mnie, iż celowo pozwalam dziecku wszystko brać, żeby ją dobić! Jak mąż wraca z pracy, babcia odgrywa przed nim teatr: jestem złą matką, nie pilnuję dziecka, zachowuję się bezczelnie, nie szanuję starszych. A on? Tylko wzrusza ramionami i udaje, iż nic się nie dzieje. Dla niego to chyba norma. A ja już nie daję rady. Jestem na skraju załamania.

Błagam go: wróćmy do swojego mieszkania. Niech będzie ciężko finansowo, niech oszczędzamy, ale przynajmniej bez tego szaleństwa. Mąż prosi, żebym jeszcze wytrzymała. Mówi, iż jak skończy się urlop macierzyński, to wrócimy. Ale jak dotrwać do tego momentu – nie mam pojęcia…

Zaproponowałam mu zamianę ról: niech on zostanie w domu, a ja pójdę do pracy. Niech sam spróbuje wytrzymać dzień z tą „słodką staruszką”. Nie zgodził się. Więc postawiłam ultimatum: jeżeli w następnym miesiącu się nie wyprowadzimy, zabieram dziecko i jadę do rodziców do innego miasta. Zamyślił się. I czekam. Nie na słowa, ale na czyny. Bo już naprawdę nie mam siły tego znosić…

Idź do oryginalnego materiału