Żyją lepiej niż ich rodzice. Młodych pozbawia się ważnej lekcji, sytuacja z okularami dowodem

mamadu.pl 1 tydzień temu
Coraz więcej dzieci oczekuje, iż dostaną wszystko, czego zapragną – drogie buty, okulary za ponad tysiąc złotych czy najnowszy telefon. Nie interesuje ich, ile to kosztuje, bo są przyzwyczajone, iż rodzice i tak zapłacą. Niedawna sytuacja u optyka dała mi do myślenia w tej kwestii: czy nie przesadzamy z materialnym rozpieszczaniem dzieci?


Nie pytają o cenę, tylko mówią: "Ja chcę"


Gdy sama w latach 90. byłam dzieckiem, kiedy prosiło się rodziców o coś w sklepie, a ci odpowiadali: "Nie mogę ci tego kupić, nie stać nas", dzieciom było przykro. Ale rozumiały, iż niektóre rzeczy są zbyt drogie na kieszeń rodziców. Dziś taka odpowiedź wywołuje w niektórych rodzicach wyrzuty sumienia. Nie dlatego, iż nagle wszyscy mają pełne portfele. Przeciwnie – ceny idą w górę, a wypłaty niekoniecznie za nimi nadążają.

Tyle iż dzieci często nie mają o tym pojęcia. Żyją w świecie, w którym dostają wszystko, bo choćby przy niższych zarobkach stać nas na podstawowe dobra, a w sklepach półki nie świecą pustkami. Dzieci rzadziej niż kiedyś doświadczają różnego rodzaju braków. Dostają wiele, bo "inni mają", bo nie chcą czuć się gorsze, bo "to tylko buty". Ale czy na pewno tylko?

Ostatnio w salonie optycznym byłam świadkiem sceny, która od tamtej pory (czyli kilka tygodni temu) chodziła mi po głowie. Sytuacja dotyczyła mamy i córki nastolatki. Dziewczyna wybierała okulary przeciwsłoneczne. Wpadł jej w oko konkretny model – bardzo modny, złote oprawki, ciemniejące szkła. "Te chcę!" – powiedziała. I zanim ktokolwiek zapytał o cenę, mama powiedziała: "To proszę zapakować".

Kiedy usłyszałam: "Proszę, 1300 zł", prawie wypuściłam z rąk własne etui. Ale to nie kwota była dla mnie szokiem, tylko absolutny brak reakcji. Zero pytania: "Czy na pewno ich potrzebujesz?", "Czy nie za drogo?", "Może poszukamy czegoś tańszego?". Widocznie dla tej kobiety 1300 zł ma inną wartość niż dla mnie.

Znają inną wartość pieniądza


Nie chodzi mi o ocenianie tej konkretnej mamy. Każdy wychowuje, jak chce i jak może. Ale zastanówmy się: co nasze dzieci wynoszą z takich sytuacji? Dzisiaj wiele z nich ma w szafie więcej ubrań niż my – dorośli. Noszą markowe buty, mają najnowsze telefony, słuchawki, zegarki. I często to nie są ich pierwsze urządzenia tego typu. To, co dla pokolenia ich dziadków, a choćby rodziców było luksusem, dla nich jest oczywistością. Ale czy potrafią to docenić? Czy wiedzą, ile trzeba pracować na te rzeczy? Czy są w stanie rozróżnić potrzebę od kaprysu?

Jako rodzice chcemy dawać: opiekę, poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Także dzięki rzeczy materialnych, a to przecież nie o to chodzi. Chcemy, żeby nasze dzieci czuły się kochane, pewne siebie, akceptowane w grupie. Tylko iż czasem miłość mylimy z nadmiarem. Kupujemy, bo nas nie było cały dzień. Bo mają sprawdzian z matematyki, a my nie mamy czasu ich odpytać. Bo koleżanka ma lepsze buty i nie chcemy, żeby nasza córka czuła się gorzej. Ale czy nie robimy im krzywdy, wyręczając je z myślenia o pieniądzach i decyzjach?

Coraz rzadziej słyszę, żeby młodzież odkładała na coś, dorabiała, szukała rozwiązań. Częściej słyszę od nich: "Chcę" i natychmiast: "Mam". A potem zdziwienie, iż nie wszystko w życiu przychodzi łatwo. Że nie zawsze będzie ktoś, kto zapłaci rachunek za nasze zachcianki.

Dzieciństwo nie musi być pełne trosk, ale warto, by miało w sobie choć odrobinę refleksji. Może nie warto od razu mówić kategorycznie "Nie stać nas" (jeśli nas stać), ale można zacząć mówić: "Zastanów się, czy naprawdę tego potrzebujesz?". Bo największym prezentem, jaki możemy im dać, jest nie najnowszy telefon, ale umiejętność podejmowania mądrych wyborów.

Idź do oryginalnego materiału