„Myślałam, iż pierwsza wnuczka była waszym obowiązkiem, teraz pora na drugą!” — powiedziałam teściowej.
Moja córka, Kinga, zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, a teraz, przed kolejnym porodem, ja, Weronika Nowak, stoję przed niewyobrażalnym wyborem. Od trzech lat razem z mężem wychowujemy starszą wnuczkę, Oliwię, bo po pierwszej ciąży Kinga ledwo przeżyła. A teraz teściowa, Barbara Kowalska, która obiecała pomoc, znowu odwraca się plecami, zostawiając nas w rozpaczy. Medyk, nasze rodzinne miasto na Podkarpaciu, stało się sceną tej tragedii.
Gdy urodziła się Oliwia, od razu zabraliśmy ją do siebie. Kinga pół roku walczyła o życie w szpitalu, a my nie mogliśmy zostawić noworodka bez opieki. Barbara zapewniała, iż pomoże, ale przez te trzy lata jej „wsparcie” sprowadzało się do pustych obietnic. Zawsze miała wymówki: praca, spotkania, wyjazdy. Gdybym nie naciskała, choćby by Oliwii nie zobaczyła! Błagałam, żeby przyjechała, i wtedy zjawiała się na chwilę, jakby robiła nam łaskę.
Teraz Kinga znosi ciężką ciążę, a lekarze ostrzegają: historia może się powtórzyć. Po pierwszym porodzie córka pięć miesięcy leżała w szpitalu, a my cudem uratowaliśmy ją i Oliwię. Pamiętam ten moment, gdy zadzwonili z porodówki, pytając, kto odbierze dziecko. Kinga nie mogła choćby karmić, więc ja, mimo wieku i nadciśnienia, wzięłam wnuczkę pod swój dach. Nie jesteśmy już młodzi, a w domu mam jeszcze młodszą córkę, która nie skończyła osiemnastu lat. Ale wyboru nie było — nie mogłam porzucić Oliwii.
Mieszka z nami, a do rodziców jeździ tylko w weekendy. To układa się wszystkim: Kinga dochodzę do siebie, a my zajmujemy się starszą wnuczką. Ale z kolejnym dzieckiem już nie damy rady. Nie mam sił na kolejne nieprzespane noce, płacz, kolki. Gdy Kinga poprosiła, byśmy wzięli drugie dziecko, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Mam problemy z ciśnieniem, a Oliwia, zwłaszcza gdy ząbkowała, wykańczała mnie swoim płaczem. Wtedy dzwoniłam do Barbary, błagając, by zabrała wnuczkę choć na dzień. Przyjeżdżała, ale oddawała ją po kilku godzinach, jakby przyniosła światu zbawienie.
Barbara jest ode mnie młodsza o osiem lat, ale żyje, jakby świat należał do niej. Zawsze perfekcyjna, wiecznie w podróży — albo do Zakopanego, albo za granicę. Bez mężczyzn, bez zobowiązań. Po narodzinach Oliwii obiecywała pomoc, ale w ciągu tych trzech lat wzięła wnuczkę może dwa razy — i to tylko dlatego, iż ja ją zmusiłam. Padałam ze zmęczenia, ciśnienie szalało, a ona oddawała Oliwię, jęcząc: „Boże, jak ja jestem zmęczona!” Jakby to nie ja nosiłam ją codziennie na rękach!
Teraz, gdy Kinga jest w trzecim trymestrze, lekarze mówią, iż może być jak poprzednio. Jestem przerażona. Nie poradzę sobie z kolejnym niemowlęciem, a Oliwia i tak nie pozostawia nam chwili spokoju. Powiedziałam teściowej wprost: „My zajmowaliśmy się pierwszą wnuczką, teraz wasza kolej.” Ale Barbara natychmiast znalazła tysiąc wymówek: koty, drogie meble, rzadko bywa w domu, praca, wyjazdy. Po prostu nie chce się brudzić przy dziecku. choćby nie kryje, iż wnuczki to dla niej tylko kłopot. Jestem zrozpaczona: co zrobić z niemowlęciem? Do domu dziecka?
Moje serce pęka z bólu. Kinga walczy o życie, a ja nie wiem, jak uratować naszą rodzinę. Barbara żyje dla siebie, a nasz los jej nie obchodzi. Próbowałam namówić ją, by choć na pół roku zajęła się wnuczką, ale macha ręką, jakbyśmy byli natrętnymi muchami. Oliwia to nasze światło, ale nie dam rady przejść tego jeszcze raz. Gdy pomyślę, iż nowe dziecko może zostać bez opieki, łzy dławią mi gardło. Teściowa obiecywała wsparcie, ale jej słowa to tylko wiatr. Jak ją przekonać? Jak zmusić, by zrozumiała, iż to jej wnuczka, jej krew? jeżeli się nie ocknie, boję się, iż nasza rodzina nie wytrzyma tego ciężaru.
Rodzina to nie tylko radość, ale i obowiązek. Kto zapomina o drugiej części tego równania, ten traci coś więcej niż czas — traci serce.