Nie pozwalam dzieciom na wszystko u znajomych
Jestem mamą dwóch żywiołowych przedszkolaków. Chłopcy są wszędzie – gwałtownie się ekscytują, gwałtownie nudzą, a jeszcze szybciej wpadają na pomysły, które w ich głowach są świetne, ale... niekoniecznie można je realizować w czyimś domu, kiedy jesteśmy "w gościach".
Gdy więc wybieramy się z wizytą do znajomych z dziećmi, mam swoje zasady, które dzieci doskonale znają i wiedzą, iż są granice, których nie mogą przekraczać. Jasne, nie da się przewidzieć każdej sytuacji, ale nie wyobrażam sobie mówić: "To przecież tylko dzieci" i pozwalać im robić, co chcą, bo przecież "oni się tylko bawią".
Jestem zdania, iż w cudzym domu obowiązują pewne zasady, a ja nie chcę, żeby moje dzieci były tymi, po których wizycie ktoś odetchnie z ulgą. Albo już nigdy więcej nie będzie chciał się ze mną spotkać, bo mam takie "szatańskie" dzieci.
5 zabronionych rzeczy "w gościach"
Oto pięć rzeczy, których zabraniam dzieciom, będą u znajomych (nawet tych, którzy też mają dzieci).
1. Nie zaglądamy do cudzej lodówki
Może się to wydawać drobiazgiem, ale dla mnie to absolutny brak taktu – dziecko otwierające lodówkę gospodarzy i pytające, co mogą zjeść albo czy jest lód. Tłumaczę chłopcom, iż jeżeli są głodni, mówią mi – a nie przeszukują kuchnię, jakby byli u siebie.
Uwierzcie, takie zachowanie u 3-4-latka to w sumie nic dziwnego, bo maluch jeszcze nie zna wielu zasad społecznych. jeżeli ktoś mówi: "Częstujcie się i czujcie, jak u siebie", to nie znaczy, iż mamy korzystać z tego dosłownie.
To, czym mamy się częstować, jest zwykle zaserwowane na stole i wcale nie oznacza otwartej drogi dla dziecka, by grzebało komuś w lodówce. Goście, a zwłaszcza dzieci, powinny wiedzieć, iż są w cudzym domu i obowiązuje ich większy szacunek do przestrzeni.
2. Sypialnia to nie pokój zabaw
Kiedy już o przestrzeni mówimy, to jest coś jeszcze ważniejszego niż lodówka. Moi chłopcy mają radar na zamknięte drzwi – jak coś jest poza zasięgiem, od razu tam ich ciągnie. Ale uczę ich, iż sypialnia gospodarzy to prywatna przestrzeń.
Jeśli drzwi są zamknięte – nie wchodzimy. jeżeli są otwarte – pytamy, czy można. Nie bawią się na cudzym łóżku, nie robią z pościeli bazy.
Tak samo jak nie chciałabym, by ktoś przychodził do nas ze swoimi dziećmi i właził mi z buciorami do przestrzeni, która jest intymna, a przede wszystkim jest dla mnie miejscem odpoczynku i wyciszenia.
3. Nie bawimy się tym, czym ktoś nie chce się dzielić
Wielu rodziców mówi dzieciom: "Podziel się!" i wg zasad dobrego wychowania należałoby być uprzejmym i się podzielić. Ale prawda jest taka, iż nie każda zabawka musi być wspólna, a dziecko wcale nie musi się dzielić.
Jeśli dziecko gospodarzy mówi: "Tego nie ruszaj", "To moja ulubiona gra, boję się, iż się zniszczy" albo "Tym się nie bawię z innymi" – moi chłopcy mają to uszanować. Kiedy ktoś przychodzi do nich, też mają prawo odmówić, bo dla mnie takie przyzwalanie na wszystko to trochę przekraczanie granic dziecka.
A przecież ono też ma prawo odmówić dzielenia się i może z czymś nie czuć się komfortowo. Uczę synów, iż odmowa to nie obraza. To prawo każdego do stawiania granic. I iż można się bawić innym zestawem klocków bez dramatów.
4. Słuchamy dorosłych, nie tylko mamy
Jeśli gospodarz mówi: "Nie skaczcie po kanapie" albo "Nie jedzcie w pokoju", to nie ma znaczenia, iż w naszym domu wolno to robić. Uczę dzieci, iż w cudzym domu obowiązują cudze zasady i jako goście musimy się do nich dostosować.
I iż choćby jeżeli mi się coś wydaje przesadą, to nie komentuję tego przy dzieciach. Chłopcy muszą wiedzieć, iż gościnność to nie tylko prawo do bycia przyjętym, ale obowiązek dostosowania się z szacunkiem.
5. Nie komentujemy cudzych wyborów
Wiem, jak szczere potrafią być dzieci. Ale szczerość to nie zawsze uprzejmość. jeżeli coś im nie smakuje – mogą to powiedzieć dyskretnie, nie krzycząc "Bleee, niedobre!".
Wystarczy powiedzieć, iż mu nie smakuje i nie chce jeść. jeżeli coś wygląda inaczej niż u nas – to nie powód, żeby się dziwić albo śmiać. Tłumaczę im, iż różnorodność jest normalna, a cudzy dom to nie miejsce na oceny.
Kiedy chodzę z dziećmi w odwiedziny do rodziny i znajomych, nie zawsze jest idealnie. Czasem muszę interweniować, czasem przypomnieć szeptem, czasem po powrocie do domu pogadać, co poszło nie tak.
Ale trzymam się tych zasad wymienionych wyżej i powtarzam je synom jak mantrę, bo one nie dotyczą sztywnego wychowania, tylko uczą szacunku do innych ludzi i ich przestrzeni.
Dzieci nie rodzą się z tą wiedzą i poprzez wychowanie uczą się zasad funkcjonowania w społeczeństwie, więc trzeba im te zasady tłumaczyć. Nie można wymagać od kilkulatka, iż wszystko będzie robił jak w zegarku albo niczym robot.
Ale nie można też pozwolić, by dziecko "weszło nam na głowę", więc nauka dobrych manier i zasad kultury jest niezbędna. I nie ma się czego wstydzić, bo stawianie granic "w gościach" to jeden z elementów nauki życia w społeczeństwie.