7 błędów wychowawczych, z których nie zamierzam się tłumaczyć
Nie będę udawać, iż wszystko robię idealnie. Nie zawsze mówię spokojnym tonem, nie gotuję codziennie zupki z warzyw bio i nie każda moja reakcja nadaje się do cytowania w poradnikach o świadomym rodzicielstwie.
Bywam zmęczona, impulsywna, niedoskonała – czyli dokładnie taka, jak większość matek, które kochają, ale nie mają wgranej aktualizacji "perfekcyjna wersja 2.0".
I właśnie dlatego dziś opowiem wam o siedmiu rzeczach, które w teorii są błędami, a w praktyce są dowodem na to, iż jestem człowiekiem, a nie zaprogramowanym botem z Instagrama.
Zamiast się ich wstydzić – nazywam je po imieniu. Bo może ty też je znasz.
1. Czasem krzyczę. Tak, podnoszę głos
Nie jestem z tego dumna. Ale nie będę udawać, iż zawsze mówię spokojnym, pastelowym tonem jak trenerka komunikacji z YouTube’a.
Czasem jestem zmęczona. Czasem jestem wściekła. Czasem po prostu nie mam już siły tłumaczyć tego samego po raz trzynasty.
Potem przytulam, tłumaczę, przepraszam. Ale nie zamierzam wstydzić się tego, iż mam emocje.
2. Czasem włączam bajki dłużej, niż powinnam
"Ekrany są złe", "czas przed tabletem to kradzione dzieciństwo" – owszem, wiem. Ale czasem godzina z "Bingiem" to dla mnie jedyna szansa, żeby wziąć prysznic, odpisać na maile albo po prostu… usiąść w ciszy.
To nie jest lenistwo. To jest strategia przetrwania. I nie, moje dziecko nie wyrośnie przez to na socjopatycznego zombie.
3. Nie zawsze gotuję zdrowe obiady
Wiem, iż powinno być: zupa z dyni, drugie danie z pary, zero cukru. Ale bywa, iż wjeżdżają naleśniki z Nutellą. Albo mrożona pizza. Albo parówki z ketchupem.
Nie dlatego, iż mam gdzieś jego zdrowie. Tylko dlatego, iż jestem jedną kobietą, a nie siedmioosobową obsługą kuchni z programu śniadaniowego.
4. Czasem daję dziecku telefon, żeby się sobą zająć
Wstyd mi? Nie. Bo wiem, iż jeżeli nie zrobię sobie resetu, to wybuchnę.
Nie każdy moment z dzieckiem musi być edukacyjny, sensoryczny i "rozwijający motorykę małą". Czasem to jest po prostu: masz, oglądaj, mama musi się zresetować, żeby nie płakać w łazience.
5. Czasem się obrażam. Jak dziecko
Tak, zdarzyło mi się zamilknąć na kilka minut. Chciałam, żeby "zrozumiał", żeby "do niego dotarło". A prawda jest taka, iż to ja nie wiedziałam, jak inaczej poradzić sobie z frustracją.
Czy to dojrzałe? Nie. Ale szczere.
Jestem dorosła, ale nie jestem doskonała. I uczę się, tak samo jak on.
6. Zdarzyło mi się powiedzieć coś, czego żałuję
"Z tobą to już nie da się wytrzymać", "znowu to samo", "ile razy mam powtarzać?" – te zdania wylatywały, zanim zdążyłam pomyśleć.
Niektóre padły w zmęczeniu, inne w strachu, jeszcze inne w totalnym przeciążeniu. Potem przepraszałam. Ale nie będę się za to biczować do końca życia.
Nie jestem robotem, który zawsze reaguje podręcznikowo. I moje dziecko nie potrzebuje idealnej matki – potrzebuje prawdziwej.
7. Czasem mam ochotę uciec
Sama. W ciszy. Do hotelu. Do lasu. Do łazienki. Gdziekolwiek. Byle bez "mamo, mamo, mamo".
I nie, nie znaczy to, iż żałuję, iż zostałam matką. Znaczy tylko tyle, iż jestem zmęczona. I iż potrzebuję choć chwili, by wrócić do siebie.
To nie jest egoizm. To jest samoobrona.
Nie jestem ideałem. I nie chcę nim być
Nie zbieram punktów za perfekcję. Nie mam czasu w porównywanie się z matkami z aplikacji. Żyję. Kocham. Wkurzam się. Troszczę. Potykam. Wstaję. I robię co mogę.
Dla mojego dziecka jestem całą galaktyką – i nie musi ona być wyprasowana, przefiltrowana i zawsze uśmiechnięta.
Nie tłumaczę się ze swoich błędów. Bo one są częścią mnie. A ja naprawdę się staram. choćby jeżeli czasem krzyczę z kuchni z rozwalonym kokiem, zamiast uśmiechać się jak influencerka z kanału o macierzyństwie.