Babcia skarży się na ignorowanie przez wnuka, ale gdzie była, gdy rodzina była mu potrzebna?

newskey24.com 1 dzień temu

Teściowa narzekała, iż wnuk ją ignoruje. Ale gdzie była, gdy on potrzebował rodziny?

Kazik i Kinga pobrali się niemal jako nastolatkowie — mieli ledwie po dziewiętnaście lat. Oboje właśnie zaczęli studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdy między nimi wybuchło pierwsze, szczere i naiwne uczucie. Rok później urządzili skromne wesele — Kinga była już w ciąży. Wydawało się, iż życie potoczy się jak z bajki: młodość, miłość, dziecko… Ale rzeczywistość okazała się mniej cukierkowa.

Po porodzie Kinga nagle odmówiła karmienia syna. Najpierw mówiła, iż jest zmęczona, potem narzekała na depresję. W końcu spakowała rzeczy, zostawiła na stole liścik i wyszła. Na zawsze.

Kazik był w szoku. Nie rozumiał — w szpitalu się uśmiechała, obiecywała być najlepszą matką, a teraz… pusty wózek, płacz dziecka i absolutna samotność.

Później, z urywków plotek, dowiedział się, iż wyjechała z matką, Haliną, do Niemiec. Podobno Kinga potrzebowała „odpoczynku”, życia dla siebie, a dziecko niech „ogarnia” ojciec — skoro tak się „cieszył” z ojcostwa.

Okazało się, iż to teściowa naciskała na córkę: „Jesteś młoda, nie marnuj się, będziesz całe życie w pieluchach — zmarniejesz!” Kinga posłuchała. A Kazik został sam z niemowlęciem, które kochał, ale nie miał pojęcia, jak wychować.

Na szczęście mieszkała obok sąsiadka — najżyczliwsza pod słońcem pani Genowefa. Stała się jego oparciem. Gdy Kazik pracował w warsztacie na nocne zmiany, to ona opiekowała się małym. To ona zastąpiła mu matkę. Kołysała, śpiewała piosenki, uczyła mówić, zabierała na przedszkolne przedstawienia.

Mały Wojtuś długo pytał tatę: „Dlaczego wszyscy mają mamę, a ja nie?” A Kazik nie wiedział, co odpowiedzieć, i za każdym razem bolało go serce. Dał sobie słowo: żadnej kobiety w domu. Cały czas — tylko dla syna. Tylko jego uśmiech się liczył.

Lata mijały. Wojtuś dorósł. Skądś wziął się dyplom prawnika, jak niegdyś marzyli jego rodzice. Teraz pracuje z ojcem w ich rodzinnej kancelarii. Mądry, uczciwy, zdeterminowany. Między nimi — prawdziwa męska przyjaźń i wzajemne zrozumienie.

Aż pewnego dnia — dzwonek do drzwi. W progu stoi elegancka starsza pani w wyszywanym płaszczu, z torebką i wyniosłym uśmieszkiem.

— Cześć, Wojtuniu. No co, poznałeś babcię?

Chłopak patrzy na nią w milczeniu. Twarz obca. Żadnych wspomnień, żadnego ciepła.

— Przepraszam, kto pani?

— Jak to kto? Babcia twoja! Matka twojej matki! Nie mówili ci?

— Nie mówili. Bo nie było o czym.

— Tak się teraz z seniorami rozmawia? Wyrosłeś, to masz o mnie dbać! Emeryturę mam głodową, ciśnienie skacze. A ty — zdrowy, z dyplomem, powinieneś pomagać. W końcu to rodzinna krew!

— A gdzie pani była przez te dwadzieścia pięć lat?

— Młodość to czas dla siebie. Nie było nas wtedy w planach. Myślałam, iż później, kiedyś…

— No to niech pani idzie to „później”. Dla mnie pani nikim nie jest. Proszę wyjść i zapomnieć drogę.

Kobieta prychnęła, mruknęła coś o „niewdzięcznikach” i odeszła. A po dwóch dniach sprawa wypłynęła w mediach społecznościowych — Kazik opisał ją bez imion, chcąc usłyszeć opinie innych. Komentarze były podzielone.

Jedni pisali: „Szuka frajera na starość! Gdzie była, gdy dziecko potrzebowało choć słowa?” Drudzy łagodniej: „Może żałuje, przyszła z nadzieją, ale serce już zamknięte…” Większość jednak zgadzała się w jednym: prawdziwa miłość to nie słowa, tylko czyny. jeżeli wybrałaś odejście — nie licz, iż ktoś będzie czekał całe życie.

A Kazik tylko westchnął:

— W tym domu wychowaliśmy faceta. Nie z krwi, tylko z charakteru. jeżeli nie miał babci — to widocznie tak miało być. Odeszliście cicho — to po co wracać z hukiem?

Idź do oryginalnego materiału