Babcia od kisielu i swetra na drutach
Gdy myślimy "babcia z PRL-u", przed oczami staje nam kobieta w kwiecistym fartuchu, która wie, jak usunąć plamę z barszczu domowym sposobem, jak ugotować kompot z niczego i co zrobić, żeby dziecko przestało kaszleć bez użycia leków z apteki.
W kuchni pachniało zupą ogórkową, w pokoju stały krzesła i drewniany stół z koronkowym obrusem, a w szufladzie zawsze był kisiel, budyń i "coś na czarną godzinę".
Babcie były "na miejscu" – fizycznie i emocjonalnie. Gotowe pomóc, przypilnować, odebrać z przedszkola, opowiedzieć bajkę, utulić do snu. Nie mówiły o "czasie dla siebie". Miały czas dla nas. I to było oczywiste.
Babcia dziś? To hybrydy, joga i city break w Lizbonie
Dziś coraz częściej babcia to kobieta, która właśnie wróciła z Teneryfy, szykuje się na koncert Andrea Bocelliego i ma grafik bardziej napięty niż wnuki.
Robi hybrydy u kosmetyczki, chodzi na pilates, zna skróty "LOL" i "OMG". Ma konto na Bookingu, zna zasady keto i wie, czym się różni latte od flat white.
I choć nie każda babcia to "babcia–influencerka", to obraz pokoleniowy się przesuwa. Wiek 60+ przestaje być tożsamy z zasiadaniem na tapczanie wkapciach z gazetą. Teraz to raczej drugi start. Nowa młodość. Niekiedy choćby nowa tożsamość.
Dobra zmiana? Niekoniecznie dla wszystkich
Z jednej strony – to cudowne. Kobiety, które przez dekady poświęcały się rodzinie, dzieciom, pracy, mają dziś prawo w końcu zadbać o siebie. Wyjeżdżać, rozwijać się, nosić
czerwony lakier do paznokci, tańczyć salsę. Nie każda chce piec szarlotkę i zostawać nianią.
Ale z drugiej – coś się jednak zmienia. Coraz częściej słyszę od znajomych: "Moja mama nie ma czasu w wnuki", "Woli wyjazd niż pomoc", "Czuję, iż nie mogę liczyć na teściową, bo ma swoje życie". Czy to źle? Nie wiem. Ale wiem, iż to nowe.
Czy da się być babcią inaczej?
Może zamiast porównywać – warto spojrzeć szerzej. Dziś babcie to nie tylko kuchnia i opowieści o przeszłości. To też inspiracja – jak się nie dać starości, jak dbać o siebie, jak
zmieniać swoje życie choćby po 60–tce. Może mniej kisielu, ale więcej odwagi. Może mniej fartucha, ale więcej kolorów.
To nie znaczy, iż zniknęły babcie tradycyjne – one wciąż są. I są równie ważne. Ale obok nich są też babcie–biegaczki, babcie–aktywistki, babcie–podróżniczki, babcie-instagramerki. I każda z nich – choćby ta z hybrydami i biletem do Lizbony – może dać wnukowi coś, czego nie znajdzie w żadnej aplikacji.