Babcie nie chcą się zajmować wnukami, bo słyszą, iż robią to źle. Wszystko wina psychologów?

kobietytomy.pl 11 godzin temu

Pewne rzeczy były oczywiste. Kiedyś. Że w weekend babcia jest w domu, można wpaść na herbatkę i drożdżówkę. Że ma czas i iż w wakacje jest się u niej. Przynajmniej przez chwilę, innym razem znacznie dłużej (niektórzy spędzali u babci całe lato, żeby ich rodzice mogli spokojnie pracować). Teraz ci rodzice, którzy własne dzieci wysyłali do babć, sami są seniorami i często nie chcą opiekować się wnukami.

Dzisiaj w weekend babcie i dziadkowie nie czekają z ciastem i herbatą. W sobotę i niedzielę organizują wyjścia i spotkania z przyjaciółmi. Teoretycznie mogliby to robić w środku tygodnia, bo wszyscy są na emeryturze, ale nie wiedzieć czemu planują sobie od A do Z weekendy, kiedy ich dzieci i wnuki mogłyby ich odwiedzić, bo mają wolny czas od pracy i szkoły. A może wcale nie jest tak, iż dziadkowie nie wiadomo, dlaczego tak robią, może postępują tak z konkretnych powodów? Może robią to z premedytacją lub z niewiedzy? Może czynią tak, ponieważ chcą mieć święty spokój – od dorosłych dzieci i wnuków…? Bo przecież mają do tego prawo? I nie muszą w weekend czekać na odwiedziny? A może jest tak, iż wychodzą w weekend, bo mają dość oczekiwania na przyjazd bliskich i po dziurki w nosie rozczarowania wynikającego z braku choćby telefonu z pytaniem, co słychać?

Nie ma cię w domu

Babci Ireny nie ma nigdy w domu. To znaczy jest, ale wtedy, kiedy wszyscy inni są zajęci. Gdy dzieci są w szkole, ona dzwoni do nich w ciągu dnia. Mówi, iż jest samotna, iż mają ją odwiedzić. Wnuki tłumaczą, iż nie ma szans, bo lekcja, bo sprawdzian, bo trzeba się uczyć. W weekend z kolei, gdy wnuki planują jechać do babci, to ta obrażona oznajmia, iż teraz to za późno, bo ona się umówiła.

Za tydzień podobnie. Wyjście do kina, bo seans najlepszy w sobotę wieczorem. Wypad na sztukę, bo przecież w teatrze to się dzieje najwięcej w weekend. Spotkanie ze znajomymi, ponieważ w sumie nie wiadomo, dlaczego sobota po południu jest najlepsza. Tego babcia nie mówi. Tak jej pasuje i już. Wnuki nie przyjeżdżają, raz, drugi. Na początku są rozczarowane, ale gwałtownie przestają czuć cokolwiek…do babci. Może tylko obojętność i zniechęcenie.

Sądzisz, iż to przesadzona historia? Nic bardziej mylnego. Takich historii jest coraz więcej. Nie zawsze babcia czy dziadek czekają na wnuki. Oni często tylko deklarują, iż drzwi ich domu są zawsze otwarte, zwykle bowiem ich po prostu w domu nie ma.

Wakacje bez babci

Podobnie jest w wakacje czy w ferie. Choć niejedna babcia mówi, iż nie lubi upałów, to wyjeżdża właśnie w wakacje do gorących krajów. Dziadek zadowolony, choć narzeka na zdrowie, pyta retorycznie, jak on przeżyje w 40 stopniach w cieniu… W ferie podobnie, jest wyjazd. Nieważne, iż teoretycznie mogliby podróżować na początku czerwca czy września, wyjeżdżają kiedy wnuki mają wolne…

Dzieci już choćby nie pytają, czy mogą przyjechać, dziadków i tak nie ma. Słyszą słabe tłumaczenia, iż dziadkowie zapomnieli, iż teraz akurat są ferie, ale iż przecież wnuki się nie obrażą, prawda? Potem czasami dodają, iż oni mają swoje życie…dzieci muszą zrozumieć, jeszcze kiedyś przyjadą do dziadków. Brzmi trochę złośliwie i nielogicznie, ale w sumie co z tego.

Nieszczerość. Czyli kto się nabierze?

Wnuki mają oczy, to widzą i bardzo gwałtownie dostrzegają nieszczerość w zachowaniu dziadków. Rosną szybko, nie chcą się narzucać. Nie chodzą tam, gdzie ich nie chcą. Jednak wtedy gwałtownie dowiadują się, iż to ich wina, a adekwatnie ich rodziców, którzy są źle wychowani (!) i źle się zachowują.

Bo wnuki są dzisiaj beznadziejne, takie roszczeniowe, delikatne, nic nie można im powiedzieć, od razu się obrażają. Nie można mieć sekretów z nimi, zażartować na temat trądziku, czy nadmiernej wagi, bo jest płacz i trzaskanie drzwiami…. Protestują, gdy nakłada się im sporo na talerz, a później babcia mówi, iż się objadają i mają uważać, bo będą jak wielka beczka takie grube…Przecież to nic takiego. To tylko słowa…Na żartach się nie znają, czy co?

Wniosek jest prosty. Wnuki są źle wychowane przez ich rodziców, dzieci dziadków. Bo ci mieli za dobrze. Nalało się im tam, gdzie nie trzeba. Teraz są tego skutki. Mamusie i tatusiowie nie umieją się zachować, a ich rodzice – dziadkowie nie widzą w tym swojej odpowiedzialności. Tak jakby zapomnieli, iż to oni ich wychowali.

Zresztą, gdy spojrzeć szerzej, to problem przecież leży gdzie indziej…To wszystko wina psychologów, którzy podkreślają, iż spiskowanie za plecami rodziców jest nie w porządku, podważanie autorytetu mamy i taty także, iż nie można dziecka ośmieszać, manipulować nim czy szantażować. Tego się nikomu nie robi, a zwłaszcza bezbronnemu kilkulatkowie.

Babcia jednak ma inne zdanie. Co to za brednie! Tyle lat było inaczej, a tu przychodzą i się mądrują! Ona uważa, iż nikt nie ma prawa jej mówić, co ma robić. Jej dom jej zasady. I żadne słodkie tajemnice z nią pod tytułem „tylko nie mów mamie” nikomu jeszcze nie zrobiły krzywdy. Przecież to ważne, żeby babcia miała swoje sekrety z wnukami i na marginesie słodyczy nigdy za wiele. Ci współcześni rodzice wszystkiego, by dzieciom zabronili, a one potem takie nerwowe, drażliwe, pobudzone (to oczywiście nie od nadmiaru cukru).

Brak szacunku do seniorów? A może do młodych?

Niestety problem na linii dziadkowie – wnuki- rodzice pozostało szerzej zakrojony niż mogłoby się wydawać. Ma tyle punktów zapalnych, iż głowa mała. Chodzi o wzajemną niechęć, nie tylko o brak szacunku. Problemem jest postrzeganie siebie nawzajem i zmieniające się społeczne wzorce.

Dzisiaj wielu dziadków nie chce być przykładowo traktowanych jak seniorzy. To kwestia innej kultury i podejścia. Wiecznie młody w miejscu sędziwi, aktywny zamiast czekający na odwiedziny, mający różne opcje i zapchany kalendarz spotkań – to dzisiaj standard, coś, czego nie tak dawno temu nie było…Seniorzy są niepogodzeni z przemijaniem. Przeciwnie są wiecznie zabiegani zgodnie ze współczesną zasada zapier…dzieci i wnuki są tylko jedną z opcji, taką, którą się bierze pod uwagę, gdy inne zawiodą. Nigdy nie są priorytetem i może w tym problem.

Po co nam to?

Starsze osoby nie szanują młodszych od siebie. Zbyt często są pogardliwi, aroganccy i roszczeniowi w sklepach, w środkach komunikacji społecznej, w kolejce u lekarza. Im się należy i wszyscy mają się do nich dostosowywać…. Seniorzy często są oceniani jako osoby problemowe, takie, które wymagają i chcą oraz nie przyjmują słowa „nie”. W niczym nie przypominają uśmiechniętych spokojnych staruszków sprzed lat.

Przykładów na takie kontrowersyjne zachowanie starszych ludzi można mnożyć. Wystarczy być kobietą w ciąży, by doświadczyć niemiłego traktowania ze strony seniorów. Komentarzy na ten temat jest naprawdę sporo, mówią one jedno: niemal żaden senior nie ustąpi miejsca, a jeszcze do tego okrzyczy, gdy ekspedientka w sklepie poprosi kobietę spodziewającą się dziecka na początek kolejki. Z jakiej racji – wyplują starsze panie z jadem! Właśnie w takich momentach rzucane są niczym zaklęcia mające zabić wroga wrzaski o tym, iż ciąża to nie choroba. I co najbardziej bulwersujące dla młodszych od seniorów świadków zniżają się do nich podobno osoby schorowane i słabe…Jednak przecież naprawdę zmęczone życiem jednostki nie miałyby siły się awanturować, prawda?

Inny przykład? Proszę bardzo

Dziadkowie biegnący, żeby zdążyć na tramwaj lub przepychający się w kolejce w sklepie. Z ogromną siłą i determinacją robiący wszystko, aby być pierwsi. Te same osoby chwilę później drżą, chwiejąc się na nogach i tonem nieznoszącym sprzeciwu wymagają ustąpienia sobie miejsca w autobusie. Im się należy, są starsi i mają prawo! Pamiętaj!

Nic dziwnego, że rośnie niechęć do takich seniorów, którzy wymagają wiele, a od siebie stosunkowo kilka dają. Nie odpowiadają na „dzień dobry”, awanturują się i są niemili. Niektórzy dodają logiczne spostrzeżenie, iż seniorzy przecież nie muszą jeździć na drugi koniec miasta w celu zakupu produktu w promocyjnej cenie, nie muszą korzystać z komunikacji w godzinach szczytu, mają przecież czas. Mogą chodzić na zakupy, gdy młodsze osoby są w pracy…Przecież mogą tak to zaplanować…

Tymczasem tego czasu najpewniej nie będą miały następne pokolenia. I to też boli, tym razem młodszych. Już teraz mówi się, iż system emerytalny jest tak niewydolny, iż nie ma co liczyć, iż będzie trwał w najlepsze. Prędzej czy później rozsypie się jak domek z kart…Współcześni czterdziestolatkowie i młodsze osoby nie doczekają emerytury lub będzie ona bardzo niska.

Dziadkowie narzekają na wnuki, wszyscy narzekają na dziadków

Jesteśmy chyba w patowej sytuacji: coraz bardziej zniechęceni do siebie nawzajem, nie widzimy obszaru porozumienia. Dlatego oddalamy się od siebie coraz bardziej i coraz mniej się rozumiemy.

Dziadkowie narzekają na swoje dorosłe dzieci, iż źle wychowują ich wnuki. Mówią, iż młode pokolenie jest roszczeniowe, zbyt delikatne i rozpieszczone. Z kolei rodzice wskazują, iż dziadkowie są niesprawiedliwi, sami korzystali z pomocy, ale jej nie udzielają.

Co na to dzieci? Jak to one dużo widzą i rozumieją, choć dorośli myślą, iż można coś przed nimi ukryć. Tak jednak nie jest. To właśnie najmłodsi doskonale odbierają emocje niczym papierek lakmusowy– w tym przypadku niechęć i antypatię i na nie reagują w sposób podobny. Zasada, co dajesz to dostajesz – ma się dobrze.

Traktowane z szacunkiem w domu najmłodsze pokolenie nie rozumie innego podejścia dziadków do nich. Rosną i czasem przestają tęsknić za tym, czego tak naprawdę nie miały, a co obserwowały u swoich kolegów i koleżanek.

Wiedzą, iż na babcię nie ma co liczyć, a dziadek w sumie jest jakąś postacią z opowieści. Niby wiadomo, iż istnieje, ale gdzieś tam daleko. Koniec końców dzieci jednak słyszą o sobie, iż są niewdzięczne, bo nie dzwonią do dziadków i ich nie odwiedzają, gdy tamci nie mają siły niczego innego zrobić, jak siedzieć w fotelu. Wtedy pozbawieni innych opcji się nudzą i wymagają, by rodzina ich odwiedzała. Jednak ta rodzina ma coś innego do roboty…

Oddalamy się od siebie. A szkoda, skoro jesteśmy dla siebie tak bliscy

Kto tu zawinił?

Istnieje też inna interesująca diagnoza.

Dziadkowie ją stawiają. Mówią, iż problemy współczesnego świata to wina psychologów. Pseudoeksperci karmieni nowoczesnymi ideami, mieli wlać następnemu pokoleniu do głowy informacje o tym, jak ma ono być. Dodali do tego całą listą tego, czego nie wolno oraz wskazówki, jak należy postępować. Pokazali, na czym polega dojrzała rodzicielska miłość i uzmysłowili, jak wielkich błędów dopuścili się współcześni seniorzy jako rodzice. Liczne książki zrobiły resztę. Całkowicie zrewolucjonizowały opiekę nad dziećmi.

To, co było uważane za standard kiedyś przestało być w tej chwili wystarczające, a prawdę mówiąc stało się toksyczne i złe.

Seniorzy poczuli się zaszczuci, zapędzeni w kozi róg. Spadła na nich potężna fala krytyki. W ich ocenie niesłusznej, przecież robili wszystko, co w ich mocy. Postępowali tak, jak uważano, iż jest dobrze. Lali pasem z miłości, obrażali, żeby motywować, zawstydzali, żeby mieć „grzeczne dzieci”. I teraz słyszą, iż tak nie wolno…

Dlatego babcie poczuły, iż nie mają innego wyjścia…Postanowiły wszystko to, co nowe wyprzeć z głowi i…zbuntować się. Skoro one nie mogą robić tak, jak chcą, ich dorosłe dzieci im nie ufają, to one będą żyć po swojemu, bez nich. Przecież nie muszą zakładać kapci i nie muszą się opiekować wnukami. Nie to nie. Nikt im nie będzie im mówił, jak mają się zachowywać. Na znak wiele z seniorek stanęła okoniem. Dodały do tego, iż w ich domu panują ich zasady, a jak komuś to nie pasuje, to nikt nikogo nie zmusza „podrzucać” im dzieci.

Rodzice słysząc tego typu słowa, też nie bardzo mają chęć ustąpić. Ze świadomością, jak bardzo z perspektywy czasu nie podobają im się pewne zachowania rodziców, nie są gotowi na nie pozwolić w stosunku do własnych dzieci. Też mają do tego prawo.

W konsekwencji powstał problem na miarę światową…. Każdy sobie rzepkę skrobię. I każdy bykiem patrzy na tego drugiego. Co będzie dalej?

Idź do oryginalnego materiału