Dzisiaj moje życie wywróciło się do góry nogami. Wracałam z pracy do naszego małego miasteczka na Dolnym Śląsku, gdzie domy toną w zieleni, a czas płynie leniwie. Nagle usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i stanęłam jak wryta – przede mną stała młoda kobieta z chłopczykiem. „Jadwigo Kowalska, to ja, Kinga, a to twój wnuk Michał. Ma już sześć lat” – powiedziała, a ja poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg.
Byłam oszołomiona. Ci ludzie byli mi zupełnie obcy, a ich słowa uderzyły jak grom z jasnego nieba. Mam syna, Marcina – przystojnego, ambitnego chłopaka, który właśnie awansował w korporacji. Ale nie jest żonaty! Choć marzyłam o wnukach, nigdy nie sądziłam, iż zostanę babcią w taki sposób – nagle, przez obcą kobietę. Zaczęłam się zastanawiać: jak to możliwe, iż przez sześć lat nic nie wiedziałam?
Może to moja wina. Wychowywałam Marcina sama, harując na dwóch etatach, by miał lepsze życie. Dumna jestem z jego sukcesów, ale jego relacje z kobietami zawsze mnie niepokoiły. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, żadnej nie traktując poważnie. Nie wtrącałam się, ale w głębi serca wspominałam własną młodość: miałam ledwie dwadzieścia lat, gdy urodziłam go sama, bez pomocy, oszczędzając na wszystkim. Dopiero kilka lat temu Marcin wysłał mnie nad morze – pierwszy raz w życiu zobaczyłam Bałtyk. Nie żałuję niczego, ale tęsknota za wnukami zawsze we mnie była.
A teraz przede mną stała Kinga z Michałem. Głos jej drżał, ale mówiła stanowczo: „Długo się wahałam, ale Michał to twoja rodzina. Masz prawo wiedzieć. Nie proszę o nic, radzimy sobie sami. Oto mój numer. jeżeli zechcesz go poznać, zadzwoń”.
Odeszła, zostawiając mnie w chaosie. Natychmiast zadzwoniłam do Marcina. Był zaskoczony nie mniej niż ja. Z trudem przypomniał sobie krótki romans z Kingą sprzed lat. Przyznała mu się wtedy, iż jest w ciąży, ale on odparł, iż nie jest pewien ojcostwa. Potem zniknęła, a on uznał sprawę za zamkniętą. Jego słowa bolały. Mój syn, któremu poświęciłam życie, odrzucił myśl o ojcostwie jak niechcianą rzecz.
Marcin denerwował się: „Dlaczego milczała sześć lat? To podejrzane!” Próbowałam ustalić szczegóły – rozstali się w sierpniu. Moje wątpliwości rosły: może Kinga kłamie? Ale obraz Michała, jego wielkich oczu i nieśmiałego uśmiechu, nie dawał mi spokoju.
Zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Kingi. Michał urodził się w marcu. Gdy spytałam o test DNA, odparła twardo: „Wiem, kto jest ojcem. Żadnych testów”. Dodała, iż pomagają jej rodzice, a ona pracuje, by utrzymać syna. Michał idzie we wrześniu do pierwszej klasy. Jej głos był spokojny, ale słychać w nim było siłę.
„Jadwigo Kowalska, jeżeli chcesz poznać Michała, nie mam nic przeciwko. jeżeli nie – zrozumiem. Wiem od Marcina, jak ciężko było ci go wychować. Dlatego uznałam, iż powinnaś wiedzieć. Tylko dlatego przyszłam”.
Położyłam słuchawkę z pustką w sercu. Chciałam wierzyć synowi, ale słowa Kingi brzmiały szczerze. Pragnęłam rzucić się do Michała, przytulić go… A jeżeli to nie mój wnuk? jeżeli Kinga gra jakąś grę? Rozdzierałam się między chęcią poznania chłopca a strachem przed oszustwem.
Moja dusza krzyczała: „To może być twoja rodzina, twoja szansa na miłość wnuka!” Ale rozum szeptał: „A jeżeli to ściema?” Wspominałam, jak Marcin biegł do mnie z uśmiechem, gdy był mały, a teraz odrzucił własne dziecko. Kinga, mimo trudności, wychowywała Michałka samodzielnie, nie żądając nic w zamian. Jej siła przypominała moją sprzed lat.
Nie wiem, co robić. Zadzwonić do Kingi i spotkać się z Michałem? Nalegać na test DNA? A może odejść, bojąc się złamanego serca? Moje życie, pełne poświęceń dla syna, stanęło przed nową zagadką. Michał, z tym swoim ufnym spojrzeniem, już zdobył kawałek mojego serca. Ale prawda ukryta za sześcioma latami milczenia przyprawia mnie o dreszcze. Stoję na rozdrożu, a każdy krok wydaje się przepaścią.