Bez odwrotu: błąd, którego nie da się naprawić

twojacena.pl 6 godzin temu

Nie ma powrotu: błąd, którego nie można naprawić

Konstanty stał przy oknie swojej nowej kawalerki pod Warszawą i wydawało mu się, iż powietrze na zewnątrz stało się gęstsze. Dusił się we własnym życiu. Wszystko, co dawniej wydawało się trwałe i niezmienne, teraz runęło w gruzy. Spoglądał na szare niebo i po raz pierwszy od dawna zrozumiał — droga powrotna została dla niego zamknięta.

Kiedyś miał rodzinę. Wanda — żona, z którą przebył piętnaście lat. Wierna, spokojna, gospodarna. Dwie córki, domowe ciepło, domek za miastem, rodzinny interes. Wszystko było adekwatne, stabilne… i aż boleśnie przewidywalne. Każdego ranka — to samo. Rozmowy — o sprawach codziennych, troski — o kredycie i szkołach. Konstantemu wydawało się, iż utknął w swoim własnym domu jak w klatce, choćby i złotej.

Aż pewnego dnia do ich pracowni architektonicznej przyszła nowa pracownica — Aniela. Młoda, śmiała, pełna ognia. Śmiała się z jego żartów, patrzyła z uwielbieniem, mimochodem dotykała jego ramienia. Konstanty czuł, jak budzi się w nim coś zapomnianego — dreszcz emocji, zaciekawienie, uczucie, iż znów jest młody. Zaczynał wracać do domu później, przepadał w biurze. Wanda nie zadawała pytań, a on choćby był jej za to wdzięczny — mniej rozmów, mniej wyrzutów.

Ale to nie był przypadek. Aniela wiedziała, czego chce. A chciała Konstantego. Coraz częściej zostawali sami, spotykali się poza pracą, dzielili obiady, rozmowy, a w końcu — i łóżko. Sam nie zrozumiał, jak gwałtownie ten romans stał się rzeczywistością. I któregoś dnia, nie wytrzymując wewnętrznego napięcia, spakował rzeczy i odszedł.

Wanda przyjechała go w milczeniu. Bez awantur, bez scen. Tylko spojrzała mu w oczy i powiedziała:
— Zapamiętaj ten dzień, Kostek. Sam go wybrałeś.

Życie z Anielą z początku wydawało się świętem. Była czuła, uśmiechnięta, pełna pasji. Czuł się potrzebny, interesujący, pożądany. Ale niedługo bajka zbladła. Aniela stała się wymagająca, rozdrażniona, zarzucała mu brak uwagi, iż za mało zarabia, iż wieczory spędza przed laptopem. Wtedy po raz pierwszy zapragnął wrócić… tam, skąd odszedł.

Okazja nadarzyła się sama — Wanda zadzwoniła i poprosiła, by zawiózł córki na kilka dni do domku na Mazurach. Zgodził się, mając nadzieję uciec choć na chwilę od nowego życia, które zaczęło go dusić. Spędził z dziewczynkami trzy dni. Śmiali się, piekli drożdżówki, jeździli na rowerach. choćby sam się zdziwił, jak łatwo i szczęśliwie im się razem żyło. I po raz pierwszy od dawna poczuł ukłucie w piersi — tęsknotę. Za tym, co tak lekkomyślnie stracił.

Zadzwonił do Wandy. Chciał porozmawiać. Wytłumaczyć się. Wrócić. Wysłuchała go. A potem powiedziała:
— Warunki są proste. Kończysz wszystko z Anielą. Odchodzisz. Zaczynasz od zera. Ale pamiętaj: zaufania już nie będzie. To będzie nowe życie, nie stare.

Nie odpowiedział od razu. Wszystko wydawało się zbyt surowe. Zbyt ostateczne. A potem Aniela oznajmiła, iż jest w ciąży. Milczał. A w końcu wykrztusił: „Będę ojcem…”

Radość mieszała się z paniką. Nie był pewien, czy ją kocha. Nie wiedział, czy to dziecko to zbawienie, czy ostateczny wyrok. Czuł, iż wszystko, co zbudowane na zdradzie, nie może być trwałe. Rozdzierał się między dwoma światami — między córkami a przyszłym synem, między Wandą a Anielą, między przeszłością, którą zdradził, a teraźniejszością, która go przerażała.

Spotkali się w parku. Opowiedział jej wszystko, szczerze, bez upiększeń. Poprosił o wybaczenie. Długo milczała, aż w końcu powiedziała:
— Kostek, teraz już wszystko jasne. Czuję ulgę, wiesz? Ty będziesz miał syna. Ja — nowe życie. Powrotu nie będzie. Nie dlatego, iż cię nienawidzę. Ale dlatego, iż siebie kocham.

Konstanty wstał, spojrzał na nią. Silna, spokojna, dojrzała. Zupełnie inna. I nagle zrozumiał — wszystko stracił. Sam. Dobrowolnie. I teraz nie miał dokąd iść. Tylko przed siebie — drogą, którą sam wybrał. choćby jeżeli prowadzi donikąd.

Idź do oryginalnego materiału