Krzysztof stał przy oknie swojej nowej kawalerki na warszawskim Żoliborzu i czuł, jakby powietrze na zewnątrz stało się gęstsze. adekwatnie to dusił się w swoim własnym życiu. Wszystko, co wydawało się pewne i trwałe, teraz legło w gruzach. Patrzył na szare niebo i po raz pierwszy od dawna uświadomił sobie — nie ma już powrotu.
Kiedyś miał rodzinę. Agnieszka — żona, z którą spędził piętnaście lat. Wierna, spokojna, gospodarna. Dwie córki, domowe ciepło, działka pod Warszawą, własna firma. Wszystko było takie… poprawne. Stabilne. I do bólu przewidywalne. Każdego ranka te same rytuały. Rozmowy o remoncie, rachunkach i szkole. Krzysztof czuł, iż utknął w swoim własnym domu jak w klatce, choćby i złotej.
Aż pewnego dnia do ich biura architektonicznego zatrudniła się nowa projektantka — Kinga. Młoda, przebojowa, pełna życia. Śmiała się z jego żartów, patrzyła z uwielbieniem, mimochodem dotykała jego ramienia. Krzysztof poczuł, jak budzi się w nim coś dawno zapomnianego — dreszczyk emocji, zainteresowanie, uczucie, iż znów jest młody. Zaczął wracać do domu później, zostawać po godzinach. Agnieszka nie pytała, a on choćby był jej wdzięczny — mniej pytań, mniej pretensji.
Ale to nie był przypadek. Kinga dobrze wiedziała, czego chce. A chciała Krzysztofa. Coraz częściej zostawali sami, spotykali się poza pracą, dzielili obiady, rozmowy, a potem — łóżko. Sam nie zauważył, kiedy flirt przerodził się w coś poważnego. W końcu, nie wytrzymując napięcia, spakował rzeczy i wyszedł z domu.
Agnieszka przyjęła to w milczeniu. Bez awantur, bez scen. Tylko spojrzała mu w oczy i powiedziała:
— Zapamiętaj ten dzień, Krzyśku. Sam go wybrałeś.
Życie z Kingą początkowo wydawało się jak sen. Była czuła, uśmiechnięta, pełna pasji. Czuł się potrzebny, interesujący. Ale gwałtownie zaczęły się problemy. Kinga stała się roszczeniowa, irytowała się, gdy spędzał wieczory przy laptopie, narzekała, iż za mało zarabia. Wtedy po raz pierwszy zapragnął wrócić… tam, skąd uciekł.
Okazja nadarzyła się sama — Agnieszka zadzwoniła i poprosiła, żeby zawiózł córki na działkę na weekend. Zgodził się, licząc, iż choć na chwilę wyrwie się z nowego domu, który zaczynał go przytłaczać. Spędził z dziewczynkami trzy dni. Pieczenie ciast, jazda na rowerach, śmiech. Zaskoczyło go, jak było… zwyczajnie dobrze. I wtedy po raz pierwszy poczuł ukłucie w sercu — tęsknotę za tym, co bezmyślnie stracił.
Zadzwonił do Agnieszki. Chciał porozmawiać. Wytłumaczyć się. Wrócić. Wysłuchała. A potem odpowiedziała:
— Warunki są proste. Kończysz z Kingą. Wyprowadzasz się. Zaczynamy od nowa. Ale pamiętaj — zaufania już nie odbudujesz. To będzie nowe życie, nie dawne.
Nie odpowiedział od razu. Brzmiało to zbyt brutalnie. Zbyt ostatecznie. A potem Kinga powiedziała, iż jest w ciąży. Milczał. W końcu wykrztusił: „Zostanę ojcem…”
RadośRadował się i bał jednocześnie, bo życie nigdy nie przebacza lekkomyślnych wyborów.