Biedny Mężczyzna Daje Bilet na Autobus Mamie z Trójką Dzieci, A Następnego Dnia Odkrywa Setki Pudełek Pod Drzwiami

newsempire24.com 18 godzin temu

Było słoneczne, jasne przedpołudnie. Krzysztof słuchał piosenki w słuchawkach, zamiatając podłogi na dworcu autobusowym. Przez ostatnie dziesięć lat dworzec był jego całym światem.

Nagle usłyszał czyjś głos. „Przepraszam…”

Odwrócił się i zobaczył kobietę, może trzydziestopięcioletnią. Wyglądała na wyczerpaną, a z jej zaczerwienionych oczu i wilgotnych policzkównie trudno było nie domyślić się, iż niedawno płakała. W ramionach trzymała niemowlę, a obok stało dwoje starszych dzieci.

„Czy mogę pani jakoś pomóc?” – zapytał z troską Krzysztof, zdejmując słuchawki.

„M-muszę dostać się do Krakowa. Czy mógłby mi pan kupić bilet?” – odparła drżącym głosem.

„Wszystko w porządku? Wygląda pani na zestresowaną…”

Kobieta zawahała się. „U-uciekam przed mężem. Nie powinnam o tym mówić, ale on… to zły człowiek. Nie mogę się z nim skontaktować od dni, a to, co mówił i robił… przeraża mnie. Chcę tylko dotrzeć do siostry w Krakowie. Zgubiłam portfel. Proszę, pomóż nam.”

Krzysztof nie mógł odmówić, choć wiedział, iż wyda ostatnie pieniądze. Podszedł do kasy i kupił bilet.

„Dziękuję z całego serca” – szepnęła, gdy wręczył jej bilet.

„Proszę zatroszczyć się o dzieci” – powiedział.

„Czy mógłby pan podać mi swój adres?” – spytała.

„Po co?”

„Chcę się odwdzięczyć. Proszę.”

W końcu uległ. Autobus z kobietą i dziećmi niedługo zniknął za zakrętem.

Krzysztof skończył zmianę i wrócił do córki, Zosi. To była cała jego rodzina od czasu, gdy żona ich opuściła. Był załamany, ale dla Zosi musiał się pozbierać.

Dziesięcioletnia Zosia przejęła obowiązki daleko wykraczające poza jej wiek. Po szkole wiązała włosy w kucyk i zabierała się za sprzątanie, choćby pomagając gotować.

W maleńkiej kuchni tańczyli razem, próbując nowych przepisów. Wieczorem zasypiali na kanapie, opowiadając sobie o swoim dniu. Tamten wieczór nie różnił się od innych. Ale następny poranek już tak.

Krzysztofa obudził głos Zosi. „Tato! Obudź się!” – krzyknęła, potrząsając nim lekko.

Przetarł oczy. „Co się stało, kochanie?”

„Na zewnątrz jest coś dziwnego! Chodź!” – pociągnęła go za rękę.

Wyszedł na podwórko i zobaczył kilkanaście pudeł. Myślał, iż to czyjaś zguba, ale wtedy zauważył kopertę na jednym z nich. W środku był list.

„Cześć! To ja, ta kobieta, której pan pomógł. Chciałam podziękować za dobroć. W tych pudełkach są moje rzeczy, które chciałam zabrać do Krakowa, ale zostawiam je panu. Może je sprzeda i zarobi trochę pieniędzy. Wszystkiego dobrego.”

Gdy Krzysztof czytał list, usłyszał dźwięk tłuczonej porcelany. Odwrócił się – Zosia upuściła wazon. Przez chwilę był zirytowany jej nieuwagą.

Ale wśród odłamków dostrzegł coś błyszczącego. Podniósł to. Kiedyś czytał, iż diament nie paruje od oddechu. Kamień w jego dłoni był prawdziwy.

„Boże! Jesteśmy bogaci!” – krzyknął z radością.

„Musimy to zwrócić, tato!” – Zosia przeglądała dokumenty i znalazła adres nadawcy. „To nie nasze!”

„Pomyśl o przyszłości, Zosiu! Moglibyśmy opłacić ci dobrą szkołę!”

„Nie, tato! A jeżeli zabieramy czyjąś ostatnią nadzieję?”

Krzysztof upierał się, by zachować diament, ale Zosia przekonała go do oddania. Powiedział, iż to zrobi, ale miał inny plan. Pod pretekstem wyceny udał się do antykwariatu.

„Czym mogę służyć?” – spytał właściciel, pan Nowak.

„Chciałbym coś wycenić” – odparł Krzysztof, kładąc diament na ladzie.

Nowak przyjrzał się kamieniowi przez lupę. „Znakomity okaz. Przejrzystość, szlif… wyjątkowy. Wartość? Co najmniej 400 000 zł. Skąd go pan ma?”

Krzysztof zaniemówił, ale gwałtownie się opanował. „To… spadek. Może pan go kupić?”

„Muszę skonsultować się z kolegą. Chwileczkę.”

Nowak wrócił z uśmiechem. „Kupujemy! Ile pan chce?”

„400 000.”

„Niestety, bez dokumentów mogę zaoferować tylko 40 000.”

Krzysztof próbował się targować, ale Nowak nie ustąpił. Wściekły zabrał diament i wrócił do domu. Postanowił wyjechać, sfałszować dokumenty i sprzedać kamień. Musiał tylko przekonać Zosię.

Gdy wrócił, w domu panowała cisza. „Zosiu?” – zawołał, ale nikt nie odpowiedział.

Znalazł kartkę na kuchennym stole. *„Masz mój diament. jeżeli chcesz, by córka żyła, przynieś go pod wskazany adres. Policja – a nigdy jej nie zobaczysz.”*

Serce Krzysztofa zamarło. Przypomniał sobie słowa kobiety: *„Mój mąż to zły człowiek…”* Spojrzał na adres w dokumentach – zgadzał się z tym z kartki.

Pojechał pod wskazane miejsce i stanął przed starym domem. Zapukał. Drzwi otworzył mężczyzna w ciemnym płaszczu, z pistoletem przy skroni Krzysztofa.

„Ty… Krzysztof?” – warknął.

„Gdzie moja córka?”

„Przyniosłeś, o co prosiłem?”

„Tak. Gdzie Zosia?”

„Wszystko w swoim czasie!” – mężczyzna się uśmiechnął. „Najpierw diament.”

Krzysztof wyciągnął go i położył na stole. Porywacz go obejrzał – i wściekł się.

„To szkło! Gdzie prawdziwy diament?”

Krzysztof zrozumiał – Nowak go oszukał. W tamtej chwili, gdy diament upadł…

„Masz trzy dni, by przynieść 40 000 zł, albo twoja córka zginie!” – warknął porywacz.

Krzysztof pojechał do antykwariatu.

„Już nie interesuje mnie ten kamień” – powiedział Nowak.

Wściekły, Krzysztof rzucił się na niego, związał i wymusił prawdę. Nowak wyznał, iż działał z porywaczem. Diament był skradziony z willi milionera.

Krzysztof uderzył go, zostawił notkę dla policji i wrócił doKiedy porywacz wpadł w zasadzkę policji, Krzysztof i Zosia wrócili do domu, wiedząc, iż najcenniejszym skarbem jest ich miłość, a nie żaden diament.

Idź do oryginalnego materiału