Piotr kupił bilet autobusowy dla zdesperowanej matki trójki dzieci, a następnego dnia znalazł przed drzwiami dziesiątki paczek od niej. Nie miał pojęcia, iż jej podarunek wpędzi go w kłopoty, dopóki jego córka nie otworzyła jednej z paczek.
Był słoneczny poranek. Piotr, z słuchawkami na uszach, z zapałem mył podłogi na dworcu autobusowym. Przez ostatnie 10 lat to miejsce było jego całym światem.
Nagle usłyszał czyjś głos: „Przepraszam…”
Odwrócił się i zobaczył kobietę, może około 35 lat. Wyglądała na wyczerpaną, a z jej zaczerwienionych oczu i mokrych policzków Piotr domyślił się, iż niedawno płakała. Trzymała na rękach niemowlę, a obok stała dwójka starszych dzieci.
„Mogę pani jakoś pomóc?” – zapytał zaniepokojony, zdejmując słuchawki.
„M-musimy dotrzeć do Krakowa. Czy mógłby pan nam pomóc kupić bilet?” – odparła drżącym głosem.
„Wszystko w porządku? Wygląda pani na bardzo spiętą” – powiedział.
Kobieta zawahała się. „C-chcę uciec przed mężem. Nie powinnam o tym mówić, ale on… to nie jest dobry człowiek. Od kilku dni nie mogę się z nim skontaktować, a to, co mówił i robił… przeraża mnie. Chcę tylko dojechać do siostry w Krakowie. Zgubiłam portfel. Proszę, pomóż nam.”
Widząc jej rozpacz, Piotr nie mógł odmówić, choć wiedział, iż wyda ostatnie pieniądze. Podszedł do kasy i kupił bilet.
„Dziękuję z całego serca” – szepnęła, gdy wręczył jej bilet.
„Proszę zadbać o dzieci” – odparł.
„Mógłby pan podać swój adres?” – zapytała nagle.
„Po co?”
„Chcę się odwdzięczyć. Proszę.”
Piotr w końcu uległ, a niedługo autobus z kobietą i dziećmi zniknął za horyzontem.
Piotr skończył zmianę i wrócił do domu, gdzie czekała na niego jego córka, Zosia. Była wszystkim, co mu zostało po tym, jak żona ich opuściła. Choć był złamany jej decyzją, ale zebrał się w sobie – dla Zosi.
Mając zaledwie 10 lat, Zosia przejęła obowiązki daleko wykraczające poza jej wiek. Po szkole zbierała włosy w kucyk i rzucała się w wir domowych porządków, a choćby pomagała Piotrowi gotować.
W ich maleńkiej kuchni tańczyli razem i eksperymentowali z nowymi przepisami. Wieczorami siadali na kanapie, opowiadając sobie, jak minął im dzień. Tego wieczoru było tak samo. Ale następny poranek już nie.
Piotra obudził głos Zosi. „Tato! Wstawaj!” – wołała, delikatnie potrząsając jego ramieniem.
Przetarł oczy. „Co się stało, kotku?”
„Coś dziwnego jest na podwórku! Chodź!” – pociągnęła go za rękę.
Piotr wyszedł przed dom i zobaczył kilkanaście paczek. Najpierw pomyślał, iż to czyjaś zguba, ale wtedy zauważył kopertę leżącą na jednej z nich. W środku był list. Nie zwrócił choćby uwagi, iż Zosia już zaczęła rozpakowywać paczki, gdy zaczął czytać:
„Dzień dobry! To ja – ta kobieta, której pan wczoraj pomógł. Chciałam podziękować za pańską dobroć. W tych paczkach są moje rzeczy, które chciałam zabrać do Krakowa, ale postanowiłam zostawić je panu, żeby mógł je sprzedać i zarobić trochę pieniędzy. Wszystkiego dobrego.”
Piotr jeszcze analizował słowa listu, gdy rozległ się dźwięk tłukącej się porcelany. Odwrócił się i zobaczył, iż Zosia upuściła wazon. Przez chwilę był wściekły na jej nieostrożność. Zniszczyła wazon kobiety!
Ale wtedy dostrzegł coś błyszczącego wśród kawałków porcelany. Podniósł to. Kiedyś czytał, iż diament nie paruje, gdy się na niego dmucha. Ku swojemu zdziwieniu stwierdził, iż ten błyszczący kamień to PRAWDZIWY diament.
„Boże! Jesteśmy bogaci!” – wykrzyknął z radością.
„Musimy to oddać, tato!” – Zosia przejrzała dokumenty wysyłkowe i znalazła adres nadawcy. „To nie jest nasze!”
„Pomyśl o przyszłości, Zosiu! Moglibyśmy posłać cię do dobrej szkoły!”
„Nie, tato! A jeżeli zabieramy komuś ostatnią nadzieję?”
Piotr upierał się, żeby zatrzymać diament, ale Zosia przekonała go do zwrotu. Obiecał, iż to zrobi, ale w głowie miał inny plan. Pod pretekstem oddania klejnotu udał się do antykwariatu.
„W czym mogę pomóc?” – zapytał właściciel, Pan Nowak, gdy Piotr podszedł do lady.
„Chciałbym coś wycenić” – odparł i położył diament na ladzie.
Pan Nowak poprawił lupę. „To wyjątkowy okaz” – stwierdził. „Czystość, szlif… rewelacja. Szacuję, iż wartość to co najmniej 400 000 zł. jeżeli mogę spytać, skąd go pan ma?”
Piotr oniemiał na tę sumę, ale gwałtownie się pozbierał. „To… spadek” – wydukał. „Więc… kupi go pan?”
„Muszę skonsultować się z kolegą. Poczeka pan chwilę?” – Pan Nowak oddalił się na rozmowę.
„Dobra wiadomość!” – oznajmił po powrocie. „Możemy dokonać transakcji! Mogę spojrzeć?” Wyciągnął rękę po diament, ale w tej chwili nieuwagi klejnot upadł na podłogę. Pan Nowak gwałtownie go podniósł.
„Bez obaw. To jeden z najtwardszych materiałów na Ziemi. Na pewno nic mu nie jest!” – powiedział, oglądając kamień, i oddał go Piotrowi. „Mogę zaoferować 40 000 zł” – oznajmił.
„Ale przed chwilą mówił pan, iż wart jest dziesięć razy tyle!” – zaprotestował Piotr.
Pan Nowak wyjaśnił, iż bez dokumentów pochodzenia może zaoferować tylko ułamek wartości. Piotr próbował się targować, ale antykwariusz był nieugięty.
Piotr zrezygnował i wrócił do domu z diamentem. Ale miał plan. Postanowił przenieść się do innego miasta, spreparować papiery i sprzedać diament za pełną kwotę. Musiałby tylko przekonać Zosię, ale sobie poradzi.
Gdy wrócił, w domu panowała dziwna cisza. „Zosia?” – zawołał, ale nie było odpowiedzi. zwykle córka przybiegała na pierwsze zawołanie.
Piotr poczuł niepokój. Przeszukał cały dom, ale ZosiPiotr w końcu znalazł kartkę na kuchennym blacie: „Jeśli chcesz, żeby twoja córka żyła, przynieś diament pod wskazany adres – nie angażuj policji, jeżeli ją kochasz”, a w jego sercu zapanowała lodowata cisza przed nadchodzącą burzą.