Błagał mnie o dziecko, a uciekł do matki, gdy nasz syn miał trzy miesiące

newsempire24.com 17 godzin temu

Nazywam się Kinga i do dziś nie mogę dojść do siebie. Mój mąż, człowiek, który marzył o dziecku, błagał mnie, abym została matką, przysięgał miłość i wsparcie – opuścił nas, gdy tylko zaczęło się prawdziwe życie z niemowlęciem. I nie poszedł byle gdzie – wyprowadził się do swojej mamusi. A ja zostałam sama – z malutkim synkiem, bolącym kręgosłupem i sercem rozdartym na kawałki.

Z Igorzem wzięliśmy ślub trzy lata temu. Na początku nasz związek wydawał się idealny. Byliśmy młodzi, zakochani, pełni planów na przyszłość. Od początku jednak wiedziałam: z dziećmi nie można się spieszyć. Trzeba stanąć na nogi, kupić większe mieszkanie, odłożyć choć minimalną poduszkę finansową. Wiedziałam to, bo mam młodszych braci i dobrze rozumiałam, jaki to wysiłek – opiekować się niemowlęciem całą dobę. Igor zaś był jedynakiem, zawsze chronionym, nigdy nie musiał mierzyć się z prawdziwymi trudnościami.

Gdy jednak jego kuzynka urodziła dziecko, Igor jakby oszalał. Po każdej wizycie u nich wracał do tego samego tematu:

– Dawaj, Kinga, już czas! Po co ciągle zwlekamy? Łatwiej być młodymi rodzicami. jeżeli będziesz się „przygotowywać”, to i czterdziestka nas dogoni…

Próbowałam tłumaczyć, iż to jedno pobawić się z dzieckiem przez pół godziny, a zupełnie co innego nie spać po nocach, leczyć kolki, karmić, uspokajać. Ale on tylko machał ręką:

– Zachowujesz się, jakbyśmy mieli sprowadzić na świat jakąś katastrofę!

Nasi rodzice tylko dorzucali oliwy do ognia. I moja mama, i teściowa zapewniały, iż będą pomagać dzień i noc, iż wszystko wezmą na siebie, byleby tylko urodzić. W końcu uległam.

W ciąży Igor był wzorowym mężem. Nosił zakupy, sprzątał, gotował, chodził ze mną na USG, denerwował się, głaskał mój brzuch i szeptał, jak bardzo nas kocha. Wierzyłam, iż będzie dobrym ojcem.

Ale bajka skończyła się zaraz po powrocie ze szpitala. Syn płakał. Często. Długo. Bez powodu i z powodu. Starałam się oszczędzać Igora nocnych czuwań, ale dziecko budziło się co dwie godziny. Krążyłam po mieszkaniu, kołysałam je, śpiewałam kołysanki, ale w dwupokojowym mieszkaniu nie dało się uciec od płaczu. Światło w kuchni paliło się całą noc, a ja widziałam, jak mąż wierci się w łóżku, zatyka uszy, denerwuje.

Z czasem stał się rozdrażniony. Zaczęliśmy się kłócić, podnosić głos. Zaczynał zostawać w pracy coraz dłużej. Aż pewnego wieczora, gdy syn skończył trzy miesiące, w milczeniu spakował torbę.

– Wyprowadzam się do mamy. Muszę się wyspać. Nie daję rady. Nie chcę rozwodu, po prostu jestem zmęczony. Wrócę, jak podrośnie…

Zostałam w przedpokoju z dzieckiem na rękach i nabrzmiałymi od mleka piersiami. On po prostu wyszedł.

Nazajutrz zadzwoniła teściowa. Mówiła spokojnie, jakby nic się nie stało:

– Kinguniu, nie pochwalam postępku Igora, ale lepiej tak, niż żeby miał całkiem się załamać. Mężczyźni nie są stworzeni do niemowląt. Przyjadę, pomogę. Tylko go nie potępiaj.

Potem odezwała się moja mama.

– Mamo, naprawdę uważasz to za normalne? – pytałam, ledwo powstrzymując łzy. – To on namawiał mnie na dziecko. A teraz zostawił mnie samą. Jak ja mam sobie poradzić?

– Córeczko, nie działaj pochopnie. Tak, uciekł. Ale nie do innej, tylko do matki. To znaczy, iż jeszcze nie wszystko stracone. Daj mu czas. Wróci.

A ja nie jestem pewna, czy chcę, żeby wrócił.

Złamał mnie. Zdradził w najtrudniejszej chwili. Gdy ja, zapominając o sobie, myślałam tylko o synu, o nas trójce – on się poddał i odszedł. Nie zdołał wytrzymać choćby pierwszych miesięcy rodzicielstwa. I teraz nie wiem – czy kiedykolwiek znów mu zaufam. Czy będę mogła na nim polegać. W końcu to on chciał dziecka. To on mnie namawiał. A gdy tylko się pojawiło – uciekł.

Teraz wszystko spoczywa na mnie. Syn, dom, zmęczenie, strach. I tylko jedna myśl wierci mi głowę: jeżeli w takiej chwili mnie zostawił – to co będzie dalej?…

Idź do oryginalnego materiału