Bogaci teściowie, którzy nie pomogli w zakupie mieszkania: wnukowie nie potrzebują takich dziadków

newsempire24.com 18 godzin temu

Rodzice mojego męża, Tomasza, to ludzie zamożni. Mieszkają w przestronnym domu na warszawskim Wilanowie, mają kilka samochodów i regularnie wyjeżdżają na zagraniczne wakacje. Ja wychowałam się w skromnej rodzinie z małego miasteczka pod Łodzią. Gdzieś po drodze spotkaliśmy się z Tomkiem i postanowiliśmy się pobrać. Różnice w naszym pochodzeniu nie miały wtedy znaczenia. Byliśmy młodzi, zakochani i gotowi budować życie własnymi siłami. Choć gdyby bliscy zaoferowali pomoc, na pewno byśmy nie odmówili – mówi Kinga.

Od lat marzyliśmy o własnym mieszkaniu. Zmęczyły nas już te wynajmowane klitki, gdzie tapety odpadają od ścian, kran ciągle kapie, a właściciel tylko czeka na nasze wyprowadzenie. Rodzice Tomka wiedzieli o naszych kłopotach, ale udawali, iż ich nie widzą. Mieli pieniądze – mogli pomóc, gdyby tylko chcieli. Ale nie chcieli.

Moi rodzice mieszkają daleko, na wsi pod Łodzią. Żyją skromnie, nigdy nie liczyłam na ich wsparcie. Rodzice męża są tu, w Warszawie, ale po ślubie postanowiliśmy żyć osobno – chcieliśmy niezależności. Wynajmowaliśmy mieszkanie, harowaliśmy jak wół, rezygnowaliśmy z wakacji, by odkładać na własne cztery kąty. Jego rodzice wiedzieli, ale wolieli trzymać się z dala.

Pewnego dnia odwiedziliśmy ich. Teściowa, jak zwykle, zaczęła wypytywać, kiedy wreszcie zostanie babcią. Postanowiłam rzucić delikatną podpowiedź:

— Pomyślimy o dziecku, gdy będziemy mieli własne mieszkanie. Na razie nie stać nas choćby na wkład własny.

Teściowa tylko skinęła głową ze współczuciem, nie mówiąc ani słowa. Jej wzrok był pusty, jakby moje słowa rozmyły się w powietrzu.

Kilka miesięcy później dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. Ta wiadomość wywróciła nasze życie do góry nogami. Powiedzieliśmy rodzicom Tomka – byli zachwyceni, gratulowali, planowali, jak będą niańczyć wnuka. Zebrałam się na odwagę i zapytałam, czy nie mogliby pomóc choć z wkładem własnym. W końcu dziecko powinno mieć swój dom.

Ale teściowa nagle zesztywniała. Odrzekła chłodno, iż nie mają wolnych pieniędzy i nie mogą nam pomóc. To było kłamstwo! Dzień wcześniej teść chwalił się Tomkowi, iż szykują się na zakup nowego SUV-a. Więc na auto mają, a na dom dla syna i wnuka – nie?

Trzymałam fason, ale w środku gotowałam się z bezsilności. Marzenie o własnych ścianach, w których moglibyśmy wychowywać dziecko, rozpadało się na naszych oczach. Pogodziłam się z myślą, iż przez cały czas będziemy się tłoczyć w wynajętym mieszkaniu, gdzie zawsze coś się psuje. Ale pomoc przyszła skądś, gdzie najmniej się jej spodziewaliśmy.

Pojechaliśmy do moich rodziców powiedzieć o ciąży. Mama wysłuchała nas, a potem oznajmiła swoją decyzję. Oni i tata już wszystko przemyśleli: sprzedadzą swoje mieszkanie w Łodzi, by pomóc nam zebrać na wkład. Sami zamierzali przeprowadzić się do babci na wieś, twierdząc, iż tam będzie im lepiej niż w mieście.

Próbowałam ich odwieść, ale byli nieugięci. Miesiąc później sprzedali mieszkanie, a my z Tomkiem dostaliśmy nie tylko pieniądze na wkład, ale i trochę więcej. niedługo kupiliśmy przytulne dwupokojowe mieszkanie na Woli. Wreszcie mieliśmy swoje gniazdo, gdzie mogliśmy spokojnie przygotowywać się na narAle do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego rodzice Tomka, mający wszystko, nie potrafili dać nam choćby odrobiny tego, co przez cały czas marnują na swoje zachcianki.

Idź do oryginalnego materiału