Rodzice mojego męża, Krzysztofa, to ludzie zamożni. Mieszkają w dużym domu w centrum Poznania, mają kilka samochodów i regularnie wyjeżdżają na wakacje za granicę. Ja wychowałam się w skromnej rodzinie z małego miasteczka pod Kaliszem. Gdzieś tam, na początku, gdy się poznaliśmy i postanowiliśmy wziąć ślub, różnica w naszym pochodzeniu nie miała znaczenia. Byliśmy młodzi, zakochani i gotowi budować wszystko od zera. Ale oczywiście nie odmówilibyśmy pomocy, gdyby bliscy ją zaoferowali.
Marzyliśmy z Krzysztofem o własnym mieszkaniu. Zmęczyły nas już te wynajmowane klitki, gdzie tapety odpadają, kran przecieka, a właściciel tylko czek**Adapted story (Polish version):**
Rodzice mojego męża, Krzysztofa, to ludzie zamożni. Mieszkają w dużym domu w centrum Poznania, mają kilka samochodów i regularnie wyjeżdżają na wakacje za granicę. Ja wychowałam się w skromnej rodzinie z małego miasteczka pod Kaliszem. Gdy się poznaliśmy i postanowiliśmy wziąć ślub, różnica w naszym pochodzeniu nie miała znaczenia. Byliśmy młodzi, zakochani i gotowi budować życie własnymi siłami. Choć oczywiście nie odmówilibyśmy pomocy, gdyby bliscy ją zaproponowali.
Od lat marzyliśmy o własnym mieszkaniu. Męczyły nas te wynajmowane klitki, gdzie tapety odklejały się od ścian, kran ciągle przeciekał, a właściciele tylko czekali, aż się wyprowadzimy. Rodzice Krzysztofa widzieli nasze trudności, ale udawali, iż niczego nie zauważają. Wiedzieliśmy, iż mają pieniądze – mogliby pomóc, gdyby tylko chcieli. Ale najwyraźniej nie mieli takiego zamiaru.
Moi rodzice mieszkają daleko, w województwie wielkopolskim. Ich dochody są skromne, więc nigdy nie liczyłam na ich wsparcie. Rodzice Krzysztofa są na miejscu, w Poznaniu, ale od ślubu postanowiliśmy żyć osobno – chcieliśmy być niezależni. Wynajmowaliśmy mieszkanie, harowaliśmy w pracy, rezygnowaliśmy z wakacji, by odkładać na własne cztery kąty. A oni? Wiedzieli o tym doskonale, ale woleli stać z boku.
Pewnego dnia odwiedziliśmy ich. Teściowa, jak zwykle, zaczęła pytać, kiedy wreszcie zostanie babcią. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam aluzję:
– Zastanowimy się nad dzieckiem, gdy będziemy mieli własne mieszkanie. Ale na razie choćby nie uzbieraliśmy na wkład własny.
Teściowa tylko skinęła głową z udawanym współczuciem, nie odzywając się ani słowem. Jej wzrok był pusty, jakby moje słowa rozpłynęły w powietrzu.
Kilka miesięcy później okazało się, iż jestem w ciąży. Ta wiadomość wszystko zmieniła. Powiedzieliśmy rodzicom Krzysztofa, iż będą dziadkami. Cieszyli się, gratulowali, planowali, jak będą opiekować się wnukiem. Wtedy odważyłam się zapytać wprost, czy nie pomogliby nam chociaż z wkładem na mieszkanie. Przecież dla dziecka ważne jest, by dorastało we własnym domu.
Lecz twarz teściowej nagle stwardniała. Oświadczyła sucho, iż nie mają wolnych środków i nie są w stanie niczego zaoferować. To było kłamstwo! Dzień wcześniej teść chwalił się Krzysztofowi, iż zamierzają kupić nowe auto terenowe. Więc na samochód pieniądze się znajdą, a na mieszkanie dla syna i wnuka już nie?
Starałam się zachować spokój, ale w środku kipiała we mnie złość. Nasze marzenie o własnym domu dla dziecka rozpadało się na naszych oczach. Pogodziłam się z myślą, iż wrócimy do wynajmowanego mieszkania, gdzie wszystko wciąż się psuło. Ale pomoc nadeszła z najmniej spodziewanej strony.
Pojechaliśmy do moich rodziców, by powiedzieć im o ciąży. Mama wysłuchała nas, po czym oznajmiła, iż już podjęli decyzję – sprzedadzą swoje mieszkanie w mieście, by dać nam pieniądze na wkład własny. Sami zaś przeprowadzą się na wieś do babci, twierdząc, iż tam będzie im lepiej.
Próbowałam ich odwieść od tego pomysłu, ale byli nieugięci. Miesiąc później mieszkanie zostało sprzedane, a my dostaliśmy nie tylko potrzebną kwotę, ale i coś ekstra. niedługo kupiliśmy przytulne dwupokojowe mieszkanie na poznańskich Winogradach. Wreszcie mieliśmy własne gniazdko, w którym mogliśmy przygotowywać się na przyjście dziecka.
Teraz jesteśmy szczęśliwi i patrzymy w przyszłość z nadzieją. ale postawa rodziców Krzysztofa wciąż mnie boli. Postawili nowy samochód ponad dobro swojego syna i wnuka. To rani. Przez całą moją ciążę ani razu nie zapytali, jak się czuję, czy czegoś nam nie brakuje. Żyją w swoim wygodnym świecie, pełnym luksusów, i najwyraźniej nie obchodzi ich, co się z nami dzieje.
Coraz częściej myślę, iż nasze dziecko nie potrzebuje takich dziadków. Pokazali, iż ich własne zachcianki są ważniejsze niż rodzina. Gdy malec przyjdzie na świat, otoczymy go tylko tymi, którzy naprawdę go pokochają. A na pewno nie tymi, dla których nowe auto znaczy więcej niż szczęście własnego wnuka.