„Bratowa zakochana – a my znów odpowiedzialni za jej dziecko”

newsempire24.com 1 dzień temu

W lipcu, jak co roku, wyjechałam z dziećmi na działkę do rodziców. Mężowi z urlopem się nie poszczęściło — został w domu, żeby „pilnować fortecy”. Wszystko szło swoim torem, spokojnie i przewidywalnie, aż do momentu, gdy wróciłam… i odkryłam niespodziewaną „lokatorkę”. Zamiast ciszy — dziewczęcy chichot, zamiast domowego ciepła — suszące się rajstopy, kosmetyki i cudze kapcie w przedpokoju. W kuchni siedziała szesnastoletnia Kornelia, siostrzenica mojego męża. Jakby była u siebie. Mąż, wyraźnie przyłapany na gorącym uczynku, od razu podniósł ręce w geście poddania:

— Przepraszam, kochanie… Nie chciałem ci tego robić. Wytłumaczę wszystko.

Od razu wiedziałam, o co chodzi. Kornelia, córka jego siostry Klaudii, już u nas bywała. Zawsze wtedy, gdy Klaudia wpadała na kolejny „gorący romans” albo „nagły wyjazd służbowy”. Nie protestowaliśmy — rozwódka, młoda kobieta, ma prawo do życia. Ale to były zwykle jedna, dwie noce. Teraz? Kornelia wjechała do nas zaraz po tym, jak my z dziećmi wyjechaliśmy, i najwyraźniej nie zamierza wracać do matki.

Wyobraźcie sobie: dwupokoleniowe mieszkanie na blokowisku w Łodzi, pięć osób — my z mężem, dwaj żywiołowi synowie i szesnastolatka, już nie dziecko, ale jeszcze nie dorosła. Pokój dziecięcy — 12 metrów, nasza sypialnia — ledwo większa. Przetrwać dzień czy dwa to jeszcze pół biedy, ale żyć tak na stałe? Tortury.

W łazience — suszące się figi Kornelii: koronki, cienkie ramiączka, wszystko na widoku. Mam chłopaków w takim wieku, iż już wyraźnie dostrzegają kobiece wdzięki, i na pewno nie chcę, żeby ich pierwsze fascynacje wiązały się z bielizną siostrzenicy. Zwróciłam jej uwagę delikatnie. Kornelia bez słowa sprzeciwu wszystko posprzątała, choćby się przeprosiła. Ogólnie to niezła. Pomaga, jest kulturalna, uczynna. Tyle że… to działa tylko wtedy, gdy wiesz, iż jej pobyt to epizod. A teraz? Termin wyprowadzki nieznany.

Podeszłam do męża:

— Leszku, a ona zdąży się spakować przed pierwszym dzwonkiem? Czy nowy rok szkolny też zaczynamy z „wynajem pokoju”?

Mąż tylko wzruszył ramionami:

— Nie mam pojęcia… Klaudia milczy.

Proszę bardzo. Matka najwyraźniej przekazała nam córkę w leasing, żeby sobie poukładać życie miłosne. Co Kornelia je, gdzie bywa, co robi wieczorami — zero zainteresowania. A my? My mamy się starać, żeby nie urazić, nie wyrzucić, nie dać jej odczuć, iż jest intruzem.

Postanowiłam nie wybuchać od razu. Rano zadzwonię do Klaudii, spokojnie pogadamy. Ale ledwo poruszyłam temat — rozmowa się urwała, a potem już tylko głuche telefony. Najwyraźniej trafiłam na czarną listę. Pojechać do niej? Mieszka na drugim końcu miasta, a ja jestem pewna, iż drzwi pozostaną zamknięte. Wszystko stało się jasne.

Westchnęłam i powiedziałam do męża:

— Kochanie, twoja siostra, twój problem. Mnie słuchać nie chce.

On tylko spuścił głowę:

— Chyba mnie też… Ale co z Kornelią? Nie wyrzucimy dziecka, prawda?

Oczywiście, iż nie. Kornelia wychowała się bez ojca, a macierzyńskiej troskliwości też nie zaznała. Zawsze jej pomagaliśmy: urodziny — porządne prezenty, święta — nowe ciuchy, Nowy Rok — telefony. Byliśmy przy niej. Ale nie jesteśmy jej rodzicami. Jesteśmy rodziną. I jeżeli chodzi o tymczasową opiekę — spoko. Ale miesiącami? Nie. To zupełnie inna bajka.

A Klaudia? Rozkoszuje się nowym związkiem. Raz w restauracji, raz w kinie, a może choćby na weekendzie u faceta. Jest szczęśliwa. Kornelia — z nami, czyli problem rozwiązany.

I co teraz? Wziąć Kornelię za rękę, zawieźć pod drzwi i zostawić? Okrutne. Ale tak dalej też się nie da. Nie jesteśmy nastolatkami, żeby dzielić sypialnię z kimś jeszcze. Dzieci i tak są nerwowe — rytm dnia poszedł w las. A Kornelia? Ma swój wiek, swoje humory, muzykę, telefony, trzy prysznice dziennie, niekończące się story…

Nie wiem, co robić. Kornelia nie jest winna. Ale nie zgadzałam się na bycie substytutem matki. Na razie czekam, aż Klaudii odrobinę wstydu zaleje i przypomni sobie o córce. Oby nie za późno.

Idź do oryginalnego materiału