Dziecko na zapas
- Przyszłam na świat na początku lat 80 - tych, w ciężkich czasach dla milionów Polaków – opowiada Klara. – Rodzice mieli już dziecko, moją starszą siostrę Natalię. Urodziła się pięć lat wcześniej, jeszcze w dobrych czasach Gierka, w kraju panował jako taki dobrobyt. Kryzys gospodarczy dopiero majaczył na horyzoncie, tak samo jak zamęt społeczny, związany ze zmianą ustroju. Tato był kierownikiem w zakładzie przemysłowym, mama pracowała w urzędzie. Mieli stabilne prace, kochali się i chcieli być rodzicami. Córeczka Natalia była dla nich oczkiem w głowie.
Jak wielu rodziców pierwszego dziecka, poświęcali dziewczynce całą swoją uwagę. Nie tylko oni, dziadkowie, z którymi mieszkali, też. Cała rodzina pomagała dziecku stawiać pierwsze kroki, uczyli mówić, angażowali się w jego edukację, rozwój zainteresowań plastycznych, kupowali piękne ubranka, zabawki. Pierworodna córka dostawała choćby coraz trudniejsze do zdobycia smakołyki. Natalia cieszyła się ciągłą uwagą. Zawsze była wysłuchana i mogła liczyć na wsparcie, gdy zmagała się z dziecięcymi problemami. Co wieczór ktoś z rodziny czytał jej bajki, opowiadał historie, wyjaśniał świat. Przy takim zaangażowaniu rodziny dziecko bardzo dobrze się rozwijało, było śmiałe, radosne i pewne siebie.
Młodzi rodzice planowali w przyszłości jeszcze jedno dziecko, przyspieszyli starania, gdy w ich mieście wydarzył się tragiczny wypadek. Pod kołami ciężarówki zginął 10 - letni jedynak. Jego matka z rozpaczy straciła zmysły. Z powodu wieku lub powikłań, nie mogła znowu zajść w ciążę. Ludzie bardzo jej współczuli, ojciec chłopca rozpił się z rozpaczy. Szanowana rodzina rozpadła się na oczach wszystkich, nikt nie potrafił im pomóc.
- Mama mówiła, iż od tego czasu miała koszmary, śniła iż Natalia się topi – wspomina Klara. – Dopiero po roku udało jej się zajść w ciążę. Rodzice odetchnęli z ulgą. Ale moje narodziny wiązały się z problemami. Dom dziadków był już za mały.
Ojciec zaczął starania o własny kąt, wypatrzył ładną działkę, rodzina mogła ją kupić, mieli oszczędności. Potem ruszyła budowa typowego klocka z PRL, ale w kraju już był kryzys. Żeby wybudować prywatny dom, trzeba było mieć znajomości, kombinować ze zdobyciem potrzebnych materiałów. Tak zwani fachowcy, bardzo często byli uzależnieni od alkoholu. Nie chcieli pracować bez wódki. Przez pijaństwo opóźniali budowę, czasami partaczyli proste rzeczy.
- Byłam chcianym dzieckiem, ale nie byłam już taka wyjątkowa jak pierwsze – przyznaje Klara. - Czasy były coraz cięższe, w sklepach wszystkiego zaczęło brakować. Mama z tatą mieli bardzo dużo spraw na głowie, no i dwoje dzieci. Moja siostra nie przyjęła dobrze pojawienia się konkurencyjnego dziecka, odbierałam jej wyłączne zainteresowanie rodziców. Była wobec mnie zazdrosna i agresywna. W dodatku czasami musiała się mną przez chwilę zająć, gdy dorośli byli zajęci pracą i domowymi obowiązkami.
Rodzina zrozumiała, iż sprawa niechęci między rodzeństwem była poważna, dopiero gdy wydarzył się przykry incydent. Natalia miała spacerować ze śpiącym w wózku dzieckiem, koło domu. Babcia gotowała w tym czasie obiad. Starsza, sześcioletnia siostra wywiozła młodszą Klarę na ulicę i zostawiła pod pobliskim sklepem. Chciała żeby ktoś zabrał niechcianego bobasa. Na szczęście sklepowa, koleżanka babci, zobaczyła co się dzieje i w porę zareagowała. Natalia miała poważną rozmowę z rodzicami, jakoś zrozumiała, iż się nie pozbędzie siostry. Więcej nie próbowała, tolerowała obecność Klary. Rodzice i dziadkowie już nie mogli poświęcić całej uwagi dzieciom. Musieli pilnować budowy domu, bo zdarzały się kradzieże cegieł, cementu i innych materiałów. To były wówczas bardzo cenne rzeczy na rynku.
- Zaczynałam chodzić i mówić, ale moje postępy w rozwoju przyćmiła wiadomość, mama znowu była w ciąży – przyznaje Klara.
Masz być tylko grzeczna
Czasy były coraz trudniejsze. Zakład ojca upadł, nie dawał rady w nowych warunkach rynkowych. Rodzina była w kłopotach, budowa domu trwała i pochłaniała kolejne fundusze. Na utrzymaniu było już w sumie, troje dzieci. Na szczęście pojawiła się oferta pracy w nowo powstałej firmie z zagranicznym kapitałem, mężczyzna dostał pracę. Bardzo starał się utrzymać to zajęcie, zarobić jak najwięcej, do domu wracał wieczorami. Styrany ojciec zwyczajnie nie miał siły, aby jeszcze zajmować się dziećmi.
– Natalia poszła do szkoły, urodził się brat Jasio - opowiada Klara. – Nie pamiętam tego. Moje najwcześniejsze wspomnienia - siedzę w kącie pokoju z zabawkami po siostrze, mam być grzeczna, czyli cicho. Nie mogę budzić Jasia i nie przeszkadzać siostrze w nauce. Nikt nie chciał się ze mną bawić, każdy był wiecznie zajęty.
Klara pamięta również przeprowadzkę do nowego domu. Myślała, iż będzie miała własny pokój, ale tak się nie stało. Rodzice nie mieli pieniędzy na wykończenie i umeblowanie całego domu. Wszyscy musieli mieszkać na parterze. Tam była kuchnia, łazienka, salon z telewizorem i łóżkiem rodziców i pokój dla dzieci.
- Musiałam dzielić wersalkę z siostrą, spychała mnie do ściany – opowiada Klara. - Nie mogłam się skarżyć, Natalia miała koło siebie szafkę nocną z lampką, uczyła się przed snem. Ja miałam spać.
Klara nosiła również ubrania po starszej siostrze. Mama tłumaczyła młodszej córce, iż nie mają pieniędzy, aby jej kupować takie stroje, jak mają inne dziewczynki. Wszystkie oszczędności szły na wykończenie domu i życie. Kobieta potrafiła szyć na maszynie i aby sobie jakoś poradzić, przerabiała córce wiele używanych ubrań.
Równia pochyła
- Wstydziłam się tych łachów, szczególnie gdy poszłam do szkoły – mówi Klara. – Koleżanki wprost się ze mnie wyśmiewały. Nazywały „wieśniarą”. Mój brat miał jednak wszystko nowe, gdy wypominałam to mamie, to na mnie krzyczała. Jaś był chłopakiem, więc nie mógł bawić się „dziewczyńskimi” zabawkami i nosić ciuchów po siostrach. Nie mogłam z tym dyskutować, byłam skazana na bycie tą gorszą. W klasie też nie byłam orłem, rodzice ciągle zaganiani, nie mieli czasu by mi tłumaczyć zadania, jeżeli jakiegoś nie rozumiałam. Kazali to robić mojej siostrze, która była prymuską w nauce i wzorem z zachowania. Ale gdy siadała przy moich lekcjach, zamiast mi wytłumaczyć, gwałtownie traciła cierpliwość i nazywała mnie tumanem. Powoli sądziłam, iż rzeczywiście do pięt jej nie dorastam. Zaczęłam czuć się fatalnie w domu i w szkole. Miałam słabe stopnie, rozczarowywałam rodziców.
Matka Klary miała jeszcze mniej czasu dla dzieci. Zachorował dziadek. Wymagał stałej opieki, babcia nie dawała rady, była zbyt słaba i też chorowała. Matka musiała też zajmować się najmłodszym dzieckiem, Jasiem. Zaczynał szkołę, wymagał większej uwagi niż starsza Klara. Poza tym był radosnym, figlarnym i przymilnym dzieckiem. Rodzicom łatwo było go kochać.
Klara coraz wyraźniej czuła się opuszczona i niechciana. Stawała się kłótliwa, była złośliwa wobec rodzeństwa, zamykała się w sobie. Zakolegowała się z Nikolą, pochodzącą z rozbitej rodziny, z problemami alkoholowymi. Razem zaczęły wagarować, do domu też im się nie spieszyło.
- Obie byłyśmy wyrzutkami – stwierdza. – W domu miałam coraz większe kłopoty, rodzice choćby spuścili mi lanie, gdy okradłam ojca z drobnych pieniędzy. Chciałam mieć na papierosy, bo Nikola pokazała mi, jak się pali. W naszej rodzinie tego nie było, a ja z papierosem w ręku czułam się taka dorosła i niezależna. Jak piękne aktorki w filmach, zamiast się uczyć oglądałam pasjami seriale. Marzyłam o tym nierealnym świecie. Z trudem skończyłam szkołę podstawową, w rodzinie okryłam się hańbą.
Z tak słabymi wynikami Klara mogła liczyć tylko na szkołę zawodową. Poszła do handlówki. Jej siostra dostała się na prestiżowy kierunek na uniwersytecie. Ledwo ze sobą rozmawiały. Gdy Klara stawała za ladą w spożywczym sklepie, Natalia z tytułem magistra stawała przed ołtarzem z narzeczonym po medycynie. Brat również poszedł do liceum. Też planował studia.
- Nie mogłam tego znieść – mówi Klara. – W pracy byłam traktowana jak popychadło. W domu słyszałam tylko wyrzuty. Miałam swoją grupę znajomych, takich nieudaczników jak ja. Trzymaliśmy się razem, chodziliśmy się upijać do baru, albo na jakąś imprezę. Szukaliśmy swojego miejsca gdziekolwiek, tylko nie w rodzinach.
Trudna droga do siebie
Gdy tylko nadarzyła się okazja. dziewczyna wyjechała do pracy za granicę.
- Oczywiście to znowu była porażka, nie znałam przecież języka – opowiada Klara.- Pierwszy rok tyrałam za jakieś grosze, nie mogłam się przemóc, aby zacząć mówić w obcym języku. Byłam przekonana, iż nie dam rady. Wolałam jednak harówkę, niż powrót do domu. Byłam wyrzutkiem i za nic nie chciałam znowu czuć się ta gorsza. Miałam jednak wielkie szczęście.
Klara dostała propozycję pracy jak opiekunka częściowo sparaliżowanej starszej pani. Kobieta nie chciała być umieszczona w domu seniora. Miała swój ukochany domek z ogródkiem. Wymogła na dzieciach stałą opiekunkę. Klara zgodziła się tam zamieszkać i non stop zajmować się staruszką. To oznaczało rezygnację z prywatnego życia, którego i tak nie miała. I to, jak się okazało, była jej najlepsza decyzja.
- Trafiłam na emerytowaną nauczycielkę – mówi. – Ta kobieta nie traktowała mnie jak służącej z biednego kraju. Wprost przeciwnie, zaczęła uczyć mnie języka. Myślę, iż trochę z nudów. Codziennie, podczas wykonywania moich zadań, miałam przy okazji lekcję i odpytywanie. Była taka cierpliwa i miła, iż głupio mi było ją zawieść. Przełamałam się i zaczęłam mówić. Potem było pisanie. Widziałam w jej oczach dumę, gdy wiozłam ją na wózku na spacer, do jej ulubionej kawiarni albo sklepu i coraz płynniej zamawiałam, co sobie życzyła, udzielałam odpowiedzi na pytania jej znajomych. Dokonała małego cudu, odczarowała mnie, pokazała iż potrafię, iż nie jestem gorsza.
Dzięki namowom podopiecznej i jej życzliwemu wsparciu, Klara poszła do szkoły językowej, potem do szkoły średniej. Zdobyła kwalifikacje, dzisiaj pracuje w hotelarstwie. Jest cenionym i lubianym pracownikiem. Założyła rodzinę z miejscowym mężczyzną. Jest szczęśliwa, nie chce wracać na stałe do Polski, za granicą odnalazła prawdziwą siebie. Ma też poprawne kontakty z rodziną.
- Aby zrozumieć, dlaczego w młodości miałam te wszystkie problemy, poszłam do psychologa – przyznaje Klara. – Okazało się, iż przyczyną moich niepowodzeń i trudności, była przede wszystkim moja pozycja w rodzinie. Byłam środkowym dzieckiem, tym niewidzialnym, zostawionym samemu sobie. To najgorsza pozycja w rodzinie. Miałam szczęście, iż wtedy zostałam opiekunką. To moja mentorka pokazała mi, iż mogę żyć inaczej. Życzę wszystkim zagubionym dzieciom, żeby znalazły kogoś takiego w swoim życiu.











